Wyobrażacie sobie, że reprezentacja Bełchatowa w futbolu ogrywa 10-milionową Grecję? A do tego bełchatowianie tak znakomicie grają w piłkę ręczną, że awansowali na mistrzostwa Europy, a juniorskie reprezentacje sieją postrach i docierają w tym samym roku do ćwierćfinału MŚ U-19 i U-21? Do tego w ostatnich latach to maleńkie miasto wychowało medalistę MŚ w wioślarstwie i ME w pływaniu.
Bełchatów to tylko przykład miasta o podobnej populacji jak Wyspy Owcze. To niewielkie terytorium zamieszkałe przez ok. 54 tysiące ludzi od kilkunastu lat stanowi prawdziwy fenomen w świecie sportu. Mieszka tam mniej osób niż może się zmieścić na Stadionie Narodowym. A mimo sukcesów padają ofiarą działań MKOl.
Jak MKOl dyskryminuje Wyspy Owcze?
Na igrzyskach olimpijskich widzimy reprezentacje terytoriów, które nie są państwami wedle prawa międzynarodowego. I tak mamy np. zawodników z Brytyjskich Wysp Dziewczych czy Bermudów. Ale w przypadku Wysp Owczych dochodzi do absurdu i najczęściej sportowcy z tego kraju muszą startować pod flagą duńską lub brytyjską.
Dlaczego tak się dzieje? Wyspy Owcze po prostu nie są członkiem MKOl-u. Mimo że próbują już od lat 80. i mają swój własny komitet olimpijski.
- Złożyliśmy wtedy aplikację i powiedziano nam, że powinniśmy zmienić swój statut. Zrobiliśmy to i w 1986 roku dostaliśmy list z MKOl-u, w którym potwierdzono, że wypełniliśmy wszystkie warunki do członkostwa. I że za rok weźmiemy udział w zjeździe. Niestety, nic takiego się nie stało - opowiada WP SportoweFakty Petur Mittun, sekretarz generalny Farerskiej Konfederacji Sportów i Komitetu Olimpijskiego.
Sprawa robi się jeszcze bardziej dziwna, kiedy weźmiemy pod uwagę to, że Wyspy Owcze są członkami Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego. I tam normalnie Farerzy startują pod swoją własną flagą.
- Nie rozumiemy tego. Zwłaszcza że MKOl przedstawia sprawę tak, że sport jest dla wszystkich. I to nie jest prawda, bo Wyspy Owcze nie mogą uczestniczyć - opowiada Mittun. Zaznacza przy tym, że jego kraj jest członkiem 15 różnych federacji sportowych takich jak FIFA, UEFA czy IHF. Bez tego nie byłoby tylu sukcesów w wielu dyscyplinach.
Dialog bez skutku
Gdy w 1986 roku Wyspy Owcze dostały list, że wypełniły wszystkie warunki MKOl. Już tak naprawdę tylko formalność dzieliła ich od tego, by ich sportowcy mogli startować na IO pod własną flagą. W następnym roku sprawą miał się zająć coroczny kongres MKOl, a Farerzy mieli zostać przyjęci w poczet olimpijskiej rodziny. Nigdy to się jednak nie stało.
Na podjęcie decyzji czekano latami. Aż w końcu w 1996 roku zmieniono zasady. I teraz, żeby zostać nowym członkiem organizacji, trzeba być uznawanym przez ONZ. I mimo że Wyspy Owcze wszystkie warunki spełniły dekadę wcześniej, to władze światowego sportu pozostają głuche na apele.
Na pytanie czy czują się dyskryminowani Mittun odpowiada jasno. - Oczywiście. W 1996 roku zmienił się statut, ale my staraliśmy się i spełniliśmy wymagania wcześniej. Mamy list MKOl-u, w którym zostało napisane, że spełniliśmy wszystkie wymagania. Gdy tłumaczymy ludziom ze świata naszą sytuację, to nikt nie rozumie tego, że nie jesteśmy członkami MKOl. Dla każdego jest to jasne, że powinniśmy mieć prawo występować pod własną flagą - twierdzi nasz rozmówca.
Kto jest wrogiem Wysp Owczych?
Można by się domyślać, że najbardziej zagorzały przeciwnikami Farerów są Duńczycy, którzy chcieliby, żeby największe talenty występowały pod ich flagą na igrzyskach. Jednak nic bardziej mylnego. Mittun opowiada, że jego kraj ma pełne poparcie ze strony Danii oraz innych krajów nordyckich.
Największym wrogiem Farerów jest najbardziej bezduszne prawo na świecie: prawo pieniądza. MKOl od lat chce ograniczać liczbę sportowców, którzy uczestniczą w igrzyskach olimpijskich. Wszystko, by obniżać koszty.
- To dziwne, bo ilu my możemy wysłać sportowców na igrzyska? Może kilku. Nie mamy aż tylu zawodników na wysokim poziomie - opowiada Mittun.
I ponawia apel do organizacji. - Próbujemy dialogu z MKOl-em, że ich decyzja jest zła. Te rozmowy trwają już ok. 40 lat. Mamy wszystko, by nas dopuścić do igrzysk olimpijskich. To bardzo ważne dla naszych sportowców.
Według naszego rozmówcy MKOl obawia się też tego, że za przykładem Wysp Owczych mogliby podążyć inne terytoria, które nie są jeszcze członkami MKOl-u. Farerzy spełnili jednak warunki kilkadziesiąt lat wcześniej. I dalej są w poczekalni sportu.
To jest sekret sukcesu
Co stoi za tym, że tak niewielkie terytorium jak Wyspy Owcze ma tylu klasowych sportowców? Odpowiedź jest prosta. Po prostu niemal każdy Farer jest aktywny fizycznie.
Członkami klubów sportowych jest obecnie ok. 20 tysięcy osób. To 37 proc. całej populacji, wliczając w nie osoby starsze oraz małe dzieci. Nie istnieje żaden program, który wyłapuje talenty. Mittun wyjaśnia, że po prostu zachęcają dzieci, by wypróbowały jak najwięcej sportów. Najważniejsze jest, by pozostawały aktywne i znalazły swoją dyscyplinę.
- Jesteśmy małym narodem i można się użalać, że to problem. To jednak też nasza okazja. Musimy pracować trochę mądrzej - opowiada.
Najbardziej popularnym sportem na Wyspach Owczych jest rzecz jasna futbol. A liczba aktywnych zawodników robi wrażenie. W całym kraju ok. 5,5 do 6 tysiąca osób jest członkami klubów. Dla porównania to jak, jakby w Polsce było ok. 4 miliony aktywnych piłkarzy. A tymczasem w naszym kraju jest ich 434 216 (dane z 2021r. - przyp. red). To prawie 10 razy mniej.
Dumą narodową jest KI Klaksvik. Mistrz ligi w tym roku awansował do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy, co nawet w naszym kraju, kilkusetkrotnie większym, jest uważane za spory sukces. Po drodze pokonali m.in. byłego uczestnika Champions League Ferencvarosi TC.
- Klaskvik przeszedł wspaniałą drogę i to znakomite, że mogliśmy to oglądać. 10 lat temu byli jedną z drużyn, jakich wiele w lidze. Przygotowali jednak strategię rozwoju, zatrudnili nowego trenera. I na taki sukces zanosiło się już od kilku lat, to nie jest przypadek. Zagrali świetnie przeciwko rywalom - opowiada Mittun.
Ale największym osiągnięciem pozostaje awans na przyszłoroczne mistrzostwa Europy seniorów w piłce ręcznej. Farerzy zagrają w grupie m.in... z Polską, a także Norwegią oraz Słowenią.
- Mamy w tej dyscyplinie sporo młodych talentów i mówiło się o tym, że kwalifikacja na Euro zajmie kolejne 2 lata. Reprezentacje U-19 i U-21 grały w ćwierćfinałach mistrzostw świata. To coś szalonego - opowiada nam działacz.
W rozwoju tej dyscypliny pomaga szeroki dostęp do hal sportowych. Nie są zamknięte dla zwykłego człowieka, można sobie zebrać ekipę i zagrać w różne sporty, ale przoduje oczywiście w tym piłka ręczna.
- Była nawet specjalna akcja, by hale sportowe pozostały otwarte dłużej. Wszystkie hale w stolicy będą otwarte od 7 rano aż do północy. To jak na razie okres próbny, ale przyświeca temu idea, by jak najwięcej osób mogło z nich korzystać po treningach drużyn. I to trend, który jest obecny na Wyspach Owczych - konkluduje Mittun.
Czy Polacy okiełznają fenomen Wysp Owczych? Mecz eliminacji do Euro 2024 Polska - Wyspy Owcze odbędzie się w czwartek, 7 września o godz. 20:45. Transmisja w TVP 1, TVP Sport oraz Polsat Sport Premium 1 oraz w internecie na sport.tvp.pl oraz Polsat Box Go. Relacja na żywo na WP SportoweFakty.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Jan Bednarek twarzą porażek kadry? "Te opinie nie są najważniejsze"