Kibice reprezentacji Polski narzekali na styl, jaki prezentowali Biało-Czerwoni pod wodzą Czesława Michniewicza. Między innymi dlatego, mimo że prowadzona przez niego kadra zrealizowała cel i wyszła z grupy na mistrzostwach świata w Katarze, kontrakt z dotychczasowym selekcjonerem nie został przedłużony. W tle mieliśmy jeszcze "aferę premiową", ale głównym czynnikiem miała być zła jakość gry Polaków i przede wszystkim brak kreowania akcji.
PZPN postanowił nie szczędzić pieniędzy i pozyskać trenera o światowej renomie. Fernando Santos może się taką poszczycić, bo doprowadził Portugalię do mistrzostwa Europy w 2016 roku, a także do triumfu w Lidze Narodów. Podczas prezentacji portugalskiego selekcjonera dużo mówiono o zmianach w polskiej piłce. Przede wszystkim Polacy mieli zacząć grać jak równy z równym z każdym przeciwnikiem, a przy okazji bardziej atrakcyjnie dla oka.
Zmiany faktycznie nastąpiły, tylko że coś poszło nie tak. Biało-Czerwoni grają bowiem jak grali, czyli tak, że oglądać się tego nie da, ale przy tym są nieskuteczni i bezradni w defensywie. Santos przygodę z Polakami zaczął od porażki z Czechami 1:3 w meczu el. do Euro 2024, gdzie po pierwszych minutach przegrywaliśmy już 0:2. Później była wymęczona wygrana z Albanią na PGE Narodowym w Warszawie (1:0) i absolutna kompromitacja w Kiszyniowie z Mołdawią.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: najpierw tylko się przyglądał, a potem... Co za historia!
Tam po pierwszej połowie prowadziliśmy 2:0 i mieliśmy tylko powiększać swój dorobek bramkowy. Tymczasem skończyło się na katastrofie w postaci porażki 2:3. Już wtedy notowania Fernando Santosa wśród kibiców zaczęły mocno spadać i nie zmieniał tego fakt wygranej nad Niemcami w meczu towarzyskim w tzw. międzyczasie. De facto było to przecież spotkanie o pietruszkę.
Frustracja wśród fanów rośnie po tym, co w czwartek zaprezentowali Polacy w konfrontacji z Wyspami Owczymi. Rywale nie tylko skutecznie się bronili, ale potrafili też zagrozić bramce strzeżonej przez Wojciecha Szczęsnego. Szczytem było to, z jaką łatwością Tomasza Kędziorę w murawę w naszym polu karnym wkręcił 37-letni Solvi Vatnhamar, na co dzień pracujący na budowie.
Choć Biało-Czerwoni wygrali 2:0, to przyszło im to w wielkich mękach. Fernando Santos, tak samo jak w Kiszyniowie w starciu z Mołdawią, wyglądał na bezradnego i po jego mowie ciała nie widać, by wiedział, jak problem z grą Polaków rozwiązać.
Nasz dziennikarz Maciej Kmita w swoim artykule wyraził opinię, że nadszedł czas, by pożegnać się z portugalskim selekcjonerem. Ten tekst można przeczytać w tym miejscu ->>.
Na samym jego dole zamieściliśmy ankietę, w której zapytaliśmy o zdanie naszych Czytelników. Wyniki sondy są przytłaczające. Na pytanie "Czy Fernando Santos powinien nadal prowadzić reprezentację Polski?" aż 77 proc. zaznaczyło opcję "nie". W ankiecie udział wzięło blisko 17 tysięcy Internautów (stan na godz. 11).
O zwolnieniu teraz jednak nie może być mowy, gdyż już w niedzielę Polaków czeka arcyważne i zapewne arcytrudne starcie w Tiranie z Albanią. To ten mecz może okazać się kluczowy w walce o bezpośredni awans na przyszłoroczny turniej w Niemczech (z grupy awansują dwie najlepsze drużyny).
Czytaj więcej:
Nawet w Hiszpanii piszą, co w czwartkowy wieczór zrobił Lewandowski