Wyspy Owcze zapamiętają mecz z Polską na długo. Historyczna chwila

PAP / Andrzej Lange / Na zdjęciu: Joannes Bjartalid
PAP / Andrzej Lange / Na zdjęciu: Joannes Bjartalid

Reprezentacja Wysp Owczych nie odniosła korzystnego rezultatu w meczu z Polską w ramach eliminacji do Euro 2024. Mimo tego spotkanie na PGE Narodowym w Warszawie było dla Farerów historyczne.

Reprezentacja Polski męczyła się w czwartkowy wieczór, ale dzięki dwóm golom Roberta Lewandowskiego pokonała drużynę Wysp Owczych 2:0. Jak podali organizatorzy, na trybunach PGE Narodowego w Warszawie zasiadło 54129 widzów.

Co ciekawe, liczba kibiców na meczu Polska - Wyspy Owcze przewyższa łączną liczbę ludności zamieszkującą to terytorium zależne od Danii. Według danych z 2021 roku na położonym na Atlantyku archipelagu mieszka nieco powyżej 52 tys. osób.

Dla Farerów czwartkowy mecz był historyczny. Była to najwyższa frekwencja na spotkaniu z udziałem reprezentacji Wysp Owczych. Wydarzenie to odnotowały również farerskie media (więcej tutaj).

W przeszłości ekipie Wysp Owczych zdarzało się rywalizować z mocnymi przeciwnikami, ale jeszcze nigdy spotkania z ich udziałem nie oglądała taka widownia. - Gra na takim stadionie to doświadczenie, o którym piłkarze z Wysp Owczych marzą całe życie. Teraz mamy okazję to przeżyć. To wspaniała sprawa - mówił jeszcze przed meczem Gunnar Vatnhamar w rozmowie z TVP Sport.

Reprezentacja Wysp Owczych zgromadziła jak na razie tylko jeden punkt w kwalifikacjach do mistrzostw Europy. Już w niedzielę będzie mogła powiększyć swój dorobek, bowiem zmierzy się u siebie z Mołdawią. W pierwszym meczu obu drużyn, który odbył się w marcu w Kiszyniowie, padł remis 1:1.

Z kolei Biało-Czerwoni zajmują po czterech seriach gier trzecie miejsce w tabeli grupy E z dorobkiem sześciu punktów. Już w niedzielę reprezentacja Polski zmierzy się na wyjeździe z Albanią.

Czytaj także:
Santos skomentował zachowanie kibiców. "Mieli prawo"
Lewandowski wygwizdany na Narodowym. Fani nie wytrzymali

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: najpierw tylko się przyglądał, a potem... Co za historia!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty