Fernando Santos pracował jako selekcjoner reprezentacji Polski od 24 stycznia. W sumie poprowadził Biało-Czerwonych w sześciu meczach.
I tak: wymęczone 1:0 z Albanią, 2:0 z Wyspami Owczymi po przypadkowym rzucie karnym i towarzyskie zwycięstwo z Niemcami, którzy byli w kryzysie. Do tego dwie kompromitacje (Mołdawia, Albania) i bezdyskusyjna przegrana z Czechami.
- Trzeba było się rozstać. Ten związek już się wypalił i zaczynał być toksyczny. Fernando Santos każdą swoją miną, każdym gestem pokazywał, że nie chce tu być, a jego decyzje tylko utwierdzały w przekonaniu, że w ogóle nie jest przygotowany do tej roli - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Piotr Żelazny, dziennikarz Viaplay i wydawca "Magazynu Kopalnia".
ZOBACZ WIDEO: Piłkarzom nie chce się grać w reprezentacji? "Te małe rzeczy pokazują nastawienie drużyny"
- Trudno wskazywać winnych, bo mówimy o postępowym rozkładzie polskiej piłki reprezentacyjnej. Mówimy o kryzysie, który trwa od wielu miesięcy. Nie ma jednego winnego, ale dla mnie sytuacja jest jasna - ta degrengolada zaczęła się wraz z objęciem przez Cezarego Kuleszę stanowiska szefa PZPN i cały czas trwa. Kulesza uczynił ze związku grupę rekonstrukcyjną lat dziewięćdziesiątych. I wygląda to tak, jakbyśmy bawili się w odtwarzanie tego, jak wyglądała polska piłka w tych mrocznych latach. Trzeba przyznać, że idzie im to doskonale i nie spodziewam się, że ktoś to ukróci - podkreśla.
Fernando Santos trafił w niewłaściwe miejsce o niewłaściwym czasie.
- Myślę, że on sam kompletnie nie zdawał sobie sprawy, w co wkracza i co go w Polsce zastanie. Musiał być bardzo zaskoczony, gdy to wszystko odkrył. Ale to nie jego wina, że dostał grupę piłkarzy, którzy się nie lubią, którzy wzajemnie oskarżają się o kłamstwa. Albo że kapitan na kilka dni przed zgrupowaniem udziela wywiadu, w którym wprost mówi, że koledzy mentalnie nie nadają się do gry w reprezentacji. To też nie wina Fernando Santosa, że lekarz kadry procesuje się z jednym z zawodników o wielomilionowe biznesy. I nie jego wina, że gangster z Białegostoku był ochroniarzem reprezentacji - mówi Żelazny.
Co dalej? Większość ekspertów stawia na Marka Papszuna, ale pojawiają się też nazwiska Michała Probierza i Macieja Skorży. Kibic nie wyobraża dziś sobie kolejnego obcokrajowca.
- Szczerze mówiąc nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. To nie będzie prawdziwy wybór selekcjonera. Wiadomo, że po tym, co się wydarzyło, to musi być Polak, co z kolei zamyka wiele opcji. Znaczenie ma to, jak bardzo silną osobowość zatrudni prezes Kulesza i czy ta osoba będzie miała na tyle charyzmy i osobowości, by nie tylko próbować zjednoczyć piłkarzy i połatać ten podziurawiony okręt, ale też czy będzie mieć siłę, by przeciwstawić się samemu Kuleszy. Jeżeli przyjdzie nowy selekcjoner i dalej będzie musiał użerać się z tym stylem działania związku, jeśli co chwilę będą wybuchać kolejne afery, to trudno będzie mu cokolwiek zbudować - podsumował Piotr Żelazny.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
CZYTAJ TAKŻE:
232 dni Fernando Santosa w reprezentacji Polski. Krócej pracowali nieliczni
Ostro podsumował Fernando Santosa. Dostało się też Lewandowskiemu