Po czwartkowym meczu Ligi Konferencji Europy, w którym Legia Warszawa przegrała 0:1 z AZ Alkmaar, panowało ogromne zamieszanie. Z relacji wicemistrzów Polski wynika, że lokalna policja zachowywała się wobec nich niedopuszczalnie.
Policjanci utrudniali drogę "Wojskowym" do klubowego autokaru. Jak relacjonował Bartosz Zasławski w rozmowie z Romanem Kołtoniem, uderzeni zostali prezes Dariusz Mioduski i trener przygotowania motorycznego Bartosz Bibrowicz.
Około godz. 10:30 warszawianie powinni wylecieć z Holandii do Polski. Rzecznik prasowy klubu miał poważne obawy, czy na pokładzie samolotu znajdą się Josue i Radovan Pankov, bowiem obaj zostali zatrzymani przez policję w nocy z czwartku na piątek.
Bardzo niepokojące informacje podał Dominik Piechota. Zgodnie z ustaleniami dziennikarza, zarówno Josue, jak i Pankov znaleźli się w niezwykle trudnej sytuacji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: W Polsce to nie do pomyślenia. Niezwykłe przeżycie kibica
- Pankov i Josue nie polecą z całym zespołem do Polski. Wyszli spod stadionu w kajdankach. W nocy trener i prawnik Legii szukali komisariatu, w którym są piłkarze. Policja rano wydała oświadczenie ws. wydarzeń po meczu.
Sprawa jest rozwojowa. Rzecznik prasowy MSZ Łukasz Jasina przekazał nam, że polskie służby konsularne w Holandii monitorują sytuację.
Z kolei później pojawiły się także inne relacje holenderskich mediów, według których dwóch piłkarzy Legii (Josue oraz Pankov) miało wziąć udział w bójce z ochroniarzem, po której ochroniarz miał trafić do szpitala ze złamaną kością w stawie łokciowym i wstrząsem mózgu.
Szybką kontrę do tych informacji wyprowadził dziennikarz "Faktu". "Josue z nikim się nie szarpał, trochę pokrzyczał tylko, ale nie było żadnych rękoczynów z jego strony. Pankov odepchnął agresywnego chłopa, który chwilę poleżał i znów zaczął skakać mu do gardła, więc chyba nie był aż tak połamany..." - napisał w mediach społecznościowych Tomasz Dębek.
Czytaj więcej:
Gigantyczny skandal po meczu Legii w Holandii! Piłkarze w kajdankach
Morawiecki zareagował na skandal w Holandii. "Pilne działania