ŁKS dalej nie wyciąga wniosków. "Nie możemy tak wyglądać"

PAP / Piotr Polak / Na zdjęciu: Marcin Pogorzała
PAP / Piotr Polak / Na zdjęciu: Marcin Pogorzała

- Dla mnie najgorszy był fragment od bramki na 0:1 do końca pierwszej połowy. Ta reakcja nie była dobra - uważa Marcin Pogorzała, drugi trener piłkarzy ŁKS-u po porażce w Radomiu z Radomiakiem 0:3 w 11. kolejce PKO Ekstraklasy.

To szósta wyjazdowa, a ósma w ogóle porażka beniaminka z Łodzi w tym sezonie. Wynik otworzył w 20. minucie Pedro Henrique, w 36. samobójcze trafienie zaliczył Marcin Flis blokujący strzał Jana Grzesika, a w 70. rezultat meczu ustalił Edi Semedo. Więcej o meczu przeczytasz TUTAJ.

- Trudny moment dla nas i ciężko podsumowywać tak wysoką porażkę. Niestety dalej nie potrafimy ustrzegać się błędów w sytuacjach, o których rozmawiamy. Pierwsza z nich to stały fragment (rzut rożny - przyp. red.) i brak odpowiedzialności. Tak bym to określił, bo zachowanie przy kryciu na pewno nie było takie, jakiego oczekujemy. Do tego momentu tak naprawdę korekty wymagał tylko jeden element w grze defensywnej, a niestety po tej bramce reakcja nie była dobra - ocenił na pomeczowej konferencji prasowej Marcin Pogorzała.

- Ten początek meczu też niestety przełożył się na naszą grę. Podobnie jak z Cracovią, zamiast myśleć co dalej w meczu, to mamy już 0:2. Próbowaliśmy reagować, ale niestety ostatecznie na niewiele to się zdało - dodał asystent pauzującego jeszcze za czerwoną kartkę trenera Kazimierza Moskala.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: W Polsce to nie do pomyślenia. Niezwykłe przeżycie kibica

Po pierwszej bramce dla Zielonych posypał się cały plan piłkarzy Łódzkiego Klubu Sportowego. Od tego momentu niezwykle rzadko gościli oni w polu karnym Radomiaka.

- Zgodzę się, że pierwsza bramka wpłynęła na to, jak wyglądaliśmy, ale do końca pierwszej połowy. Nastąpiła reakcja w szatni i - przynajmniej w mojej ocenie - druga połowa była na pewno lepsza niż końcówka tej pierwszej. Dla mnie najgorszy był fragment od 0:1 do końca pierwszej połowy. W drugiej zmieniliśmy ustawienie, próbowaliśmy w jakiś sposób zareagować - tłumaczył drugi trener ŁKS-u.

I pewnie historia tego meczu ułożyłaby się inaczej, gdyby w 68. minucie Kamil Dankowski nie był na minimalnym spalonym, po którym zdobył bramkę. Trafienie to nie zostało uznane, a po chwili radomianie zdobyli gola na 3:0.

- Jakieś sytuacje sobie stworzyliśmy, oczywiście Radomiak również i pewnie można by było o czymś myśleć, gdyby udało się zdobyć kontaktową bramkę. Nawet ją zdobyliśmy, ale nie została uznana, chwilę później jest 0:3 i tak naprawdę mecz zamknięty. Zgodzę się, że reakcja nie była dobra, ale uważam, że szczególnie do przerwy. Po przerwie nieco lepsza - uważa Pogorzała.

ŁKS-u nie omijały też kłopoty zdrowotne. W bramce zagrał Dawid Arndt, który zastąpił Aleksandra Bobka. Z kolei już po pół godzinie gry z boiska musiał zejść Kay Tejan.

- Problem z Olkiem pojawił się w nocy, przed śniadaniem już wiedzieliśmy, że będzie ciężko,  żeby on wystąpił w tym meczu. Od razu więc Dawid dowiedział się, że stanie między słupkami, a awaryjnie został ściągnięty na ławkę Michał Kołba. Natomiast w przypadku Kaya to również to jest jakieś podłoże jakiejś infekcji. Dodatkowo na początku meczu pojawił się problem z plecami, który nam zgłosił i tylko obserwowaliśmy, czy to się z czasem może wyciszy, ale było o to trudno i stąd decyzja o zmianie - wyjaśnił szkoleniowiec.

Beniaminek z Łodzi dalej pozostaje więc na ostatnim miejscu w tabeli PKO Ekstraklasy. Zmarnował doskonałą okazję do tego, by z niego uciec. Naturalne nasuwa się pytanie o to, co dalej z drużyną i ze sztabem szkoleniowym, którego notowania też z każdą porażką są coraz niższe.

- Ja mogę powiedzieć za siebie, za sztab. Jesteśmy świeżo po meczu, ale słowa, które padały czy rozmowy, które odbyliśmy już w tym poprzednim tygodniu prowadziły do tego, żebyśmy nie zaczynali teraz szukać winy w trenerze, czy w tym jak pracujemy. Uważam, że ten człowiek na pewno zasłużył na dużo większe zaufanie, chociażby robiąc tutaj w niełatwych warunkach ostatni awans. Jako młody trener chciałbym, żeby ta cierpliwość do pracy była mimo wszystko nieco większa - odpowiedział Marcin Pogorzała.

- Nie widzę w szatni ludzi, którzy nie wierzą w to, co trener proponuje. Nie widzę rezygnacji. Po prostu, na dzisiaj byliśmy dużo słabsi od Radomiaka i oczywiście ta odpowiedzialność również spoczywa na naszych barkach. To na pewno trzeba szerzej przeanalizować. Nie mamy zamiaru spuszczać głowy, a co będzie? Oczywiście czas pokaże. Nie możemy wyglądać tak, jak wyglądaliśmy w sobotę i jak wyglądaliśmy tydzień wcześniej z Cracovią. Mamy tego pełną świadomość - zakończył.

Po reprezentacyjnej przerwie biało-czerwono-białych czeka kolejne trudne spotkanie wyjazdowe. 21 października o 20:00 w Poznaniu zmierzą się z Lechem.

Z Radomia - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty

Czytaj również: Ruch nadymił na trybunach, a Pogoń na boisku

Komentarze (0)