Ogromne rozczarowanie w Warszawie. Polacy znowu zawodzą

PAP / Leszek Szymański / mecz Polska - Mołdawia
PAP / Leszek Szymański / mecz Polska - Mołdawia

Gdy los wyciągnął rękę do reprezentacji i bezpośredni awans na Euro 2024 stał się realny, nasi piłkarze znowu pokpili sprawę. Polska tylko zremisowała z Mołdawią 1:1.

Oglądając mecze polskiej kadry w obecnych eliminacjach, można odnieść wrażenie, że nasi zawodnicy wybiegają na boisko spontanicznie, bez żadnej analizy rywala. W meczu z Albanią w Tiranie (0:2) przepięknego gola polskiej kadrze strzelił Jasir Asani, który dokładnie w takim samym stylu trafiał do bramki we wcześniejszych meczach.

Natomiast z Mołdawią w Warszawie drużyna Michała Probierza straciła gola po firmowej akcji rywali. Mołdawianie w podobny sposób zdobyli już kilka goli w trwających kwalifikacjach. Wyglądało to dokładnie tak: dwóch graczy gości zajęło się "wyblokiem" aż trzech naszych zawodników po to, by Ion Nicolaescu mógł zrobić swoje. 

I tak właśnie się stało. Napastnik, który pogrążył Biało-czerwonych w Kiszyniowie (strzelił dwa gole w wygranym 3:2 meczu) w dziecinny sposób wygrał walkę o pozycje z Tomaszem Kędziorą, a że miał mnóstwo miejsca, to spokojnie dostawił nogę i pokonał Wojciecha Szczęsnego pewnym uderzeniem z kilku metrów.

ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski zabrał głos ws. kontuzji. Wróci na hit z Realem?

Za chwilę cała reprezentacja Mołdawii świętowała gola w narożniku boiska, a Wojciech Szczęsny stał jak posąg. Jego wyraz twarzy mówił jedno: "znowu to sobie robimy".

Tym bardziej że Michał Probierz przypominał przed meczem o dwóch największych atutach rywali: stałych fragmentach gry oraz kontratakach. Selekcjoner mówił o tym głośno, a Mołdawianie i tak bez większych problemów realizowali swój plan.

Do tego momentu najlepszą okazję na zdobycie bramki mieli Polacy. Najaktywniejszy z przodu Karol Świderski efektownie strącił górną piłkę do Pawła Wszołka, ale skrzydłowy Legii uderzył obok słupka.

Wszołek miał też dobrą sytuację po dośrodkowaniu Jakuba Kiwiora, ale jego strzał głową też był niecelny.

Największe pudło zaliczył jednak Arkadiusz Milik. Selekcjoner bronił tego zawodnika po krytyce, jaka spadła na niego za fatalną skuteczność w reprezentacji. Od siedmiu lat Milik zdobył dla kadry tylko sześć goli. Nawet z Wyspami Owczymi (2:0) nie potrafił się przełamać.

I gdy Przemysław Frankowski w końcówce pierwszej połowy idealnie dograł na głowę napastnika Juventusu, to Milik z najbliższej odległości dwukrotnie trafił w bramkarza. Wydawało się to niemożliwe...

Najlepszym zawodnikiem polskiej drużyny był zdecydowanie Karol Świderski. Gracz Charlotte pracował dużo dla zespołu - cofał się po piłkę, rozgrywał. Przeprowadził też ładną, solową akcję ogrywając rywala w polu karnym. Świderski mógł wyrównać przed przerwą, ale uderzył za pod poprzeczkę po dłoniach bramkarza.

To jednak nie podłamało byłego zawodnika Jagiellonii. Ten piłkarz wielokrotnie potwierdzał, że potrafi grać w narodowych barwach i umie strzelać ważne gole. Nie inaczej było w niedzielę.

Na początku drugiej części Świderski ładnie obrócił się z piłką w polu karnym gości mając dodatkowo obrońcę na "plecach". Napastnik wyczekał rywala i technicznym strzałem po ziemi wyrównał stan meczu. Takiej akcji nie powstydziłby się kontuzjowany Robert Lewandowski, po którym Świderski przejął numer na ostatnie mecze "9".

Za tę akcję trzeba pochwalić także Milika. Gracz Juventusu sprytnie przepuścił piłkę między nogami, co zmyliło obrońców i ułatwiło zadanie Świderskiemu.

Ponad pięćdziesiąt tysięcy kibiców miało w końcu prawdziwy powód do radości. Przez blisko godzinę gry, kibice tylko raz się poderwali się z krzesełek bijąc brawo sędziemu, który pokazał żółtą kartkę Virgiliu Postolachiemu za odrzucenie piłki.

Niestety, do końca spotkania nic już się nie zmieniło. Drużyna Probierza miała zdecydowaną przewagę, ale brakowało konkretów, złamania schematu. Polscy piłkarze grali w zasadzie tak samo - od lewej do prawej strony i odwrotnie.

W samej końcówce meczu, po dobrym dośrodkowaniu Kamila Grosickiego i błędzie w obronie Mołdawii, Jakub Kamiński miał swój moment po wejściu na boisko, ale jego strzał obronił Dorian Railean.

Gdy los wyciągnął rękę do reprezentacji Polski i bezpośredni awans na Euro 2024 stał się realny, nasi piłkarze znowu pokpili sprawę. Po meczu pożegnały ich gwizdy.

Polska - Mołdawia 1:1 (0:1)
0:1 - Ion Nicolaescu 26'
1-1 - Karol Swiderski 53'

Polska: Wojciech Szczęsny - Tomasz Kędziora (84 - Kamil Grosicki), Patryk Peda, Jakub Kiwior, Paweł Wszołek (72 - Jakub Kamiński), Patryk Dziczek (46 - Bartosz Slisz), Piotr Zieliński, Sebastian Szymański (72 - Filip Marchwiński), Przemysław Frankowski, Arkadiusz Milik (72 - Adam Buksa), Karol Świderski.

Mołdawia: Dorian Railean - Artur Craciun, Denis Marandici, Ioan-Calin Revenco (70 - Sergiu Platica), Oleg Reabciuk - Vladyslav Baboglo, Nichita Mospan (70 - Mahail Platika), Vadim Raţa (79 - Serafim Cojocari), Maxim Cojocaru (60 - Vitalie Damascan), Virgiliu Postolachi - Ion Nicolaescu (79 - Victor Bogaciuc).

Widzów: 51 672

Źródło artykułu: WP SportoweFakty