"Nasza akademia Escola Varsovia miała dzisiaj wspaniały dzień, debiut naszego wychowanka Marcina Bułki w reprezentacji Polski. Niestety to święto zabrali nam komentatorzy Mateusz Borek i Robert Podoliński nie wspominając o naszym trenerze Chańskim i akademii, smutek" - napisał po spotkaniu Polska - Łotwa na portalu X Wiesław Wilczyński, twórca akademii Escola Varsovia.
To właśnie w Escoli w przeszłości swoje umiejętności szlifował Marcin Bułka, który we wtorkowym spotkaniu z Łotwą, stał się pierwszym wychowankiem akademii, który zadebiutował w kadrze Polski. Dla Wiesława Wilczyńskiego był to szczególny moment.
- Bardzo tego pragnąłem. Wiedziałem, że to dość szybko nastąpi. Był to jednak dla mnie duży stres. Kiedyś powiedziałem, że chyba się popłaczę, gdy zobaczę chłopca od nas w pierwszej reprezentacji. I rzeczywiście, były to olbrzymie emocje. Gdy widzisz chłopca, który przychodził w wieku 11 lat, a teraz widzisz dorosłego mężczyznę, którego w dużej mierze ukształtowała nasza akademia, to jest to niesamowite uczucie, na które warto pracować - opisuje w rozmowie z naszym serwisem.
ZOBACZ WIDEO: Neymar już tak nie wygląda. Zaskoczył nową fryzurą
Ciężka, mało spektakularna, praca
Przytoczony na wstępie wpis Wilczyńskiego spotkał się jednak z mieszanym odbiorem. Ludzie zwracali uwagę w komentarzach, że nie jest obowiązkiem komentatorów wymieniać klubów, z których wywodzą się dani piłkarze. Postanowiliśmy zatem zapytać samego zainteresowanego, dlaczego dla Escoli tak istotnym jest, by być wspomnianym na wizji.
- Cenię Mateusza Borka, to świetny komentator. Natomiast czasem dobre słowo jest więcej warte niż worek pieniędzy. Gdy pracujesz codziennie, tyrasz wiele lat, to takie dobre słowo może być nagrodą. I mówię to nie tylko odnośnie naszej akademii, ale odnośnie całego środowiska piłkarskiego, które wychowuje młodych ludzi. I ci co dobrze wychowują, powinni usłyszeć z ust komentatora "proszę państwa, to zawodnik, który ukształtował się jako młodzieżowiec w takiej a w takiej akademii". To jest niesamowite przeżycie - tłumaczy Wilczyński.
- Wiadomo, że lepiej pisać czy mówić o Lewandowskim, bo jest piłkarzem wybitnym, ale trzeba też czasem dojść trochę do spodu. Powiedzieć, że dany zawodnik przez ileś lat był prowadzony przez takiego i takiego trenera, że to on go przygotował, to on dał mu to futbolowe abecadło, a później inni to szlifowali - dodaje.
Bułka do Escoli trafił w wieku 11 lat. 5 lat później mógł już wybierać między ofertami z FC Barcelony i Chelsea. Jak podkreśla Wiesław Wilczyński, to właśnie w Escoli nauczył się podstaw od trenera Marka Chańskiego.
- Wykonujemy najcięższą i zarazem najmniej spektakularną pracę. Mało kto się tym interesuje, ale to my kładziemy podwaliny pod przyszłą karierę danego zawodnika. Praca z dziećmi czy dorastającą młodzieżą jest naprawdę wymagająca. Wymaga dużo cierpliwości, zaangażowania, wiedzy z wielu zakresów i takiemu trenerowi się należy, by wspomnieć jego nazwisko - podkreśla nasz rozmówca.
- Parę osób do mnie zadzwoniło i pytało się "Wiesław, o co tu chodzi?". Ja sam byłem bowiem tak rozentuzjazmowany, że nawet nie myślałem o takim wpisie. Ja się cieszyłem i przeżywałem jego mecz. Ludzie jednak do mnie dzwonili i mówili, że to jest nie w porządku podkreślając, że to my daliśmy fundament, że w wieku 16 lat chciała go Barcelona i Chelsea. I tak sobie pomyślałem: Czemu dziennikarze pomijają tak istotne fakty? Spójrzmy chociażby na mityngi lekkoatletyczne, gdzie często podaje się pierwszych trenerów poszczególnych zawodników, ich wyniki pod ich wodzą, przedstawia się takie krótkie CV - zwraca uwagę Wilczyński.
"To takie ludzkie"
Marcin Bułka został pierwszym wychowankiem Escoli Varsovia, który zadebiutował z orzełkiem na piersi. Nie jest jednak pierwszym, który trafił z Escoli do reprezentacji narodowej. W przeszłości bowiem w reprezentacji Litwy debiutował już inny piłkarz z warszawskiej akademii - Artemijus Tutyskinas.
Dzisiejszy obrońca ŁKS-u Łódź po raz pierwszy zagrał w kadrze w eliminacjach do mistrzostw świata w starciu z Włochami. I jak zwraca uwagę Wilczyński, wówczas komentator włoskiego RAI 1 nie omieszkał wymienić nazwy Escoli Varsovia.
- Artemijus Tutyskinas, dziś obrońca ŁKS-u, był u nas 10 lat. Jak miał 17 lat zagrał w pierwszej reprezentacji Litwy w meczu z Włochami. I wówczas komentator tego meczu z włoskiego RAI Sports kilkukrotnie powtarzał "Artemijus Tutyskinas Escola Varsovia, Varsovia". Ktoś mógłby spytać, jaki miał w tym interes? Mógł po prostu przeczytać jego nazwisko, a jednak wspomniał o naszej akademii, bo to jest pewna tożsamość zawodnika. To jest ważne - podkreśla Wilczyński.
- Nie ma jednak co z tego robić problemu. Mateusza Borka szanuję, może po prostu zapomniał. Jednak wydaje mi się, że dobrym zwyczajem jest, a przynajmniej powinno być, zwłaszcza gdy zawodnik debiutuje, by szerzej go przedstawić. Powiedzieć parę słów, że dany piłkarz jest z Warszawy, z Escoli Varsovia, że prowadził go trener Chański. My tu na dole pracujemy naprawdę za bardzo niskie wynagrodzenie, ale jaki to jest splendor dla danego trenera, gdy dziennikarz wspomni o jego wkładzie w rozwój piłkarza. Wydaje mi się, że to jest takie ludzkie - tłumaczy twórca Escoli.
- Ja też nie chcę tu robić afery, mnie to stresuje, mam dość nerwów. Uważam po prostu, że powinno się o tym wspomnieć i to nie tylko w naszym przypadku, ale każdego innego zawodnika. To jest zachęta do pracy dla trenerów do pracy na dole - podsumowuje Wilczyński.
Czytaj także:
- Legenda Serie A kończy karierę
- Pique znów to zrobił