Przewiózł 50 tys. dolarów przez granicę. Boniek zdradził zaskakujące szczegóły transferu

WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek
WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek

Zbigniew Boniek w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" wrócił do momentu swojego odejścia z Widzewa Łódź. Przyznał, że osobiście brał udział w rozliczeniu pomiędzy klubami. Zdradził w jaki sposób.

Zbigniew Boniek to bez dwóch zdań jeden z najlepszych piłkarzy w historii polskiej piłki. Wybił się w łódzkim Widzewie. To z tego klubu wyjechał "na salony".

- Już za młodu konsekwentnie powtarzałem, kiedy chcę wyjechać, i przepowiadałem, że przyjedzie po mnie słynny klub. Tak się stało - zdradził w "Gazecie Wyborczej".

Widzew opuścił w styczniu 1982 roku po siedmiu latach spędzonych w Łodzi. Trafił do Włoch. Najpierw do Juventusu, a po trzech sezonach do AS Romy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za talent! Miss Euro szokuje umiejętnościami

- Dwa miliony dolarów, które za mnie zapłacono, to nie były pieniądze duże ani bardzo duże, lecz gigantyczne, właściwie chore. Za domek jednorodzinny na Falistej w Łodzi dałem chyba 1700 dolarów - przyznał.

- Dlatego komuniści mnie puścili. Oczy im się zaświeciły. Trzeba pamiętać, że Widzew otrzymał tylko małą działkę - kontynuował. - Wszystko wzięli działacze z Centralnego Ośrodka Sportu, to z nimi handlował Juventus.

Boniek opowiedział również pewną sytuację, na którą umówiły się kluby z Łodzi i Turynu. On sam miał w tym wszystkim kluczową rolę, bo musiał do kraju zabrać niemałą sumę... w gotówce.

- Pamiętam, że kiedy potem wróciłem do Polski, z Turynu zabrałem 50 tys. dolarów gotówką, żeby po cichu przekazać Widzewowi. Tak się kluby umówiły, ale Włosi nie wiedzieli, jak się wywiązać, więc poprosili mnie - zdradził.

Boniek z Juventusem odniósł największe sukcesy. Zdobył mistrzostwo i puchar Włoch oraz najważniejsze - wygrał z tym klubem w 1985 roku Ligę Mistrzów.
Zobacz także:

Zarzuty dla 46 kibiców Legii. Jeszcze w sobotę staną przed sądem
"Anonimy!". Były reprezentant Polski nie gryzie się w język

Źródło artykułu: WP SportoweFakty