Piątkowy (nie)klasyk
Oczy całej piłkarskiej Polski skierowane były w piątek na Sosnowiec. Tam bowiem doszło do klasyku polskiej ligi, czyli meczu Wisły Kraków z Legią Warszawa. Po tym meczu wypada jednak zadać sobie pytanie, czy aby na pewno był to klasyk? Pojedynki Wisły z Legią od lat elektryzowały kibiców. Tym razem emocji było jak na lekarstwo, a słabe widowisko to w głównej mierze zasługa Wiślaków, a raczej ich wyjątkowej nieudolności. Co innego wojskowi, oni osiągnęli co chcieli, potwierdzając tym samym słabość Wisły w meczach z najsilniejszymi polskiej ligi. Może warto więc w ich przypadku zastosować wariant rodem ze Szkocji, gdzie zespoły grają ze sobą czterokrotnie. Wtedy bowiem nikt nie stwierdzi, iż krakowskiemu zespołowi brakuje meczów o "najwyższą stawkę". Piątkowe spotkanie dobitnie ukazało także, iż Krakusi nie są przygotowani do walki o Ligę Mistrzów, jak jeszcze niedawno wielu sądziło. Zawiódł zwłaszcza Małecki, który ostatnimi czasy swoją dobrą formę potwierdza tylko w wywiadach. Szkoda, że nie ma to przełożenia na boiskowe poczynania. Legia tym meczem udowodniła, iż nie zamierza jeszcze składać broni. I walka o mistrzostwo Polski wciąż jest drogą otwartą.
Bełchatowska siła
Szóste kolejne zwycięstwo w ekstraklasie musi budzić szacunek u rywali. Sztuki tej dokonał bełchatowski GKS, którego trenerem jest Rafał Ulatowski. Tym razem podopieczni byłego już asystenta Leo Beenhakkera w reprezentacji Polski pokonali Arkę Gdynia 1:0. Trzeba jednak przyznać, że gdynianie zaprezentowali się w tym meczu dobrze, co zresztą potwierdził na pomeczowej konferencji trener Ulatowski. W jego przypadku potwierdziło się przysłowie, że nie warto chwytać dwóch srok za ogon. Łączenie funkcji asystenta i trenera drużyny klubowej nie wychodziło mu na dobre. Teraz gdy skupił się wyłącznie na pracy w Bełchatowie osiąga wyniki świetne. Warto jednak pamiętać, że przed sezonem GKS typowany był do walki o grę w europejskich pucharach.
Niedzielny deser
Hitem kolejki miał być mecz Wisły z Legią, tymczasem na miano to zasłużył pojedynek Ruchu Chorzów z Jagiellonią Białystok. W tym spotkaniu było niemal wszystko to, za co kochamy piłkę. A wynik 5:2 rzadko spotykany na ligowym podwórku pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość. Oto bowiem na naszych oczach narodziła się nowa siła polskiej ligi, czyli Ruch Chorzów. Warto w tym miejscu podkreślić również postawę Jagiellonii, która miała w tym spotkaniu pecha, rzadko bowiem trafia się na tak dobrze usposobionego przeciwnika, któremu wychodzi niemal każde zagranie. Oglądając ten mecz wprawiłem się w lepszy humor, gdyż zwątpiłem już czy aby na pewno w polskiej ekstraklasie ujrzymy świetne spektakle. Ten mecz oraz wcześniejszy pojedynek Lecha z Wisłą dał mi w tym przypadku jasną odpowiedź, że z tą naszą ligą nie jest wcale tak źle.
Na koniec jeszcze wątek reprezentacyjny. Trener Smuda w weekend wybrał się do Bremy na spotkanie z rodziną Boenischów. Tam omawiał sprawy ewentualnej gry Sebastiana w barwach reprezentacji Polski. Z wypowiedzi Franza można było wywnioskować, iż wszystko zmierza w dobrym kierunku. Smuda jeździ i szuka potencjalnych graczy, którzy w przyszłości mogą pomóc naszej S-kadrze. Warto jednak pamiętać o rodowitych Polakach, których przecież u nas nie brakuje. Nie jestem przeciwnikiem gry w reprezentacji chłopaków, mających polskie korzenie i polskie rodziny, nie chciałbym jednak, aby grali w niej niekoniecznie emocjonalnie związani z tym krajem piłkarze. Fajnie, choć to słowo zbyt potoczne, to pozwolę sobie je użyć, całą sytuację skomentował trener Orest Lenczyk, który nie jest przekonany do takiej wizji budowy zespołu. W kraju jest bowiem wielu zdolnych piłkarze i tutaj trzeba szukać, niekoniecznie za granicą. Wszystko wymaga zdroworozsądkowego podejścia do sprawy.