Obecne rozgrywki przypominają sezon 1995/1996, kiedy Motor spadł z ostatniego miejsca i na 11 lat pożegnał się z zapleczem ekstraklasy. Wówczas rozstrzygnął na swoją korzyść zaledwie 2 z 34 meczów i zremisował 8. Jedynym piłkarzem, który pamięta tamte czasy jest Marcin Syroka. - Wiadomo, że co jakiś czas ubywa nam zawodników. Podejmujemy walkę z każdym, bo nawet z Widzewem u siebie nie przegraliśmy meczu. Tylko punktów jest bardzo mało, bo 10. Nasze tłumaczenie, że zabrakło szczęścia nie przemawia do niektórych. Ja też nie jestem zadowolony z tej rundy. Został nam jeden mecz, a na wiosnę będzie naprawdę ogromnie trudno utrzymać się w I lidze - ocenia doświadczony zawodnik.
Syroka nieprzerwanie od 13. lat broni barw Motoru.
Słabe wyniki osiągane na boisku idą w parze z trudną sytuacją finansowo-organizacyjną, która w lubelskim klubie trwa od lat. Zaległości wobec piłkarzy to chleb powszedni, ale balansowanie na krawędzi nie może trwać w nieskończoność. - Nadzieja umiera ostatnia. Myślę, że to nie zależy od nas. To zależy od tego czy ktoś wpadnie na pomysł, żeby ratować klub, budować zespół w Lublinie. Chodzą słuchy, że będzie budowany stadion, tylko trzeba zadać sobie pytanie, kto będzie na nim grał? Wydaje mi się, że budować ładny stadion, żeby grała na nim IV liga to z całym szacunkiem jest bez sensu. Miejmy nadzieję, że ktoś się znajdzie, może wspólnie z miastem. Jest podobno pomysł spółki. My mamy jeszcze mecz z Wartą w Poznaniu. Gramy do końca i później czekamy na jakieś rozwiązania - argumentuje Syroka.