Manchester City wygrał bardzo pewnie. Ani przez moment nie można było odnieść wrażenie, że Urawa Red Diamonds jest w stanie cokolwiek zrobić w tym meczu. Różnica klas widoczna była gołym okiem, a przy odrobinie precyzji wynik mógł być wyższy.
Tym samym w finale Klubowych Mistrzostw Świata zameldował się Pep Guardiola, a Macieja Skorżę i jego drużynę czeka jeszcze rywalizacja o trzecie miejsce.
Niespodzianki nie było, bo być nie mogło. Przez 45 minut ekipa z Japonii dobrze się broniła, ale w doliczonym czasie Manchester City przyspieszył, Bernardo Silva podał do Matheusa Nunesa, ten zagrał mocno w pole karne i Marius Hoibraten pokonał własnego bramkarza. Interweniował instynktownie, choć akurat nikt go nie atakował. Zabrakło lepszej komunikacji i dobrze spisujący się do tego momentu Shusaku Nishikawa musiał wyciągać piłkę z siatki.
Po przerwie kolejne bramki zdobyli Mateo Kovacić i Bernardo Silva, przez co wygrana zrobiła się bardziej okazała.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu
Oczywiście mistrzowie Anglii mieli przewagę od samego początku, to oni dyktowali warunki, choć zadanie mieli trudne, bo Maciej Skorża postawił na bardzo defensywną taktykę. Jego zespół bronił bardzo nisko i trzeba było naprawdę szybkiej gry, by cokolwiek wykreować. Kibice na trybunach ożywiali się dopiero wtedy, gdy na telebimie pokazywano siedzących na trybunach Erlinga Haalanda i Kevina De Bruyne.
Mieliśmy sporo strzałów z dystansu, choć głównie niecelnych. Tzw. gol do szatni wszystko zmienił. Głównie w mentalności "The Citizens", którzy poczuli się dużo pewniej na boisku. Gol na 2:0 padł po kapitalnym podaniu Kyle'a Walkera i świetnym zachowaniu Kovacicia w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Trzecia bramka była dość szczęśliwa - uderzał Bernardo Silva, był rykoszet, dzięki czemu futbolówka wpadła do bramki przy samym słupku.
O grze ofensywnej drużyny z Azji nie można zbyt wiele powiedzieć, bo coś takiego w tym meczu nie istniało. Próby kontrataków, o ile tak to można nazwać, kończyły się mniej więcej na linii środkowej boiska. Manchester City nie dopuszczał przeciwnika w okolice swojego pola karnego. Jose Kante biegał osamotniony, nie potrafił utrzymać się przy piłce. Można by powiedzieć, że Ederson nawet się nie spocił, choć to byłaby nieprawda, ponieważ w trakcie meczu temperatura oscylowała w okolicach 30 stopni.
Do samego końca Manchester City kontrolował boiskowe wydarzenia. Skorża przeprowadzał zmiany, jednak nie zmieniły obrazu gry.
Urawa Red Diamonds - Manchester City 0:3 (0:1)
0:1 Marius Hoibraten (s.) 45+1'
0:2 Mateo Kovacić 52'
0:3 Bernardo Silva 59'
Składy:
Urawa Red: Shusaku Nishikawa - Takahiro Sekine, Alexander Scholz, Marius Hoibraten, Takahiro Akimoto - Tomoaki Okubo (57' Alex Schalk), Atsuki Ito (57' Takuya Ogiwara), Ken Iwao (78' Kai Shibato), Kaito Yasui, Yoshio Koizumi (64' Shoya Nakajima) - Jose Kante (64' Bryan Linssen).
Manchester City: Ederson - Kyle Walker, John Stones (77' Sergio Gomez), Manuel Akanji (65' Josko Gvardiol), Nathan Ake - Bernardo Silva (65' Oscar Bobb), Rodri (77' Kalvin Phillips), Mateo Kovacić, Matheus Nunes, Jack Grealish - Phil Foden (65' Julian Alvarez).
Żółte kartki: Akanji, Matheus Nunes (Manchester City).
Sędzia: Mohammed Khled Al Hoish (Arabia Saudyjska).
CZYTAJ TAKŻE:
To już pewne. Gwiazda reprezentacji Belgii nie zagra na Euro 2024
Zabrał głos po zwolnieniu z Lecha Poznań. "Zaskakujące"