- Byłem w takim amoku, że nie widziałem sędziego, który pokazał pozycję spaloną. Muszę to zobaczyć na powtórkach, bo sądzę, że ja na pewno na spalonym nie byłem. Może ktoś inny był? Wiem, że był zawodnik w bramce, ale nie wiem, gdzie był bramkarz. Może Darek Kłus, który uderzył w poprzeczkę? - powiedział Kulig.
Zanim jednak Tomasz Wacek sprowadził Kuliga "na ziemię", ten cieszył się z gola wraz z kibicami Cracovii. - Szkoda, że ta bramka nie została uznana, bo w poprzednim meczu zdobyłem gola i mogłem zanotować asystę (Kulig podawał w 90. minucie do Dariusza Pawlusińskiego, ale strzał szczupakiem pomocnika Pasów minął wówczas bramkę Wisły - przyp. red.). Cieszy mnie ta forma. Będę starał się ją utrzymać, a z meczu na mecz grać jeszcze lepiej. Potrafię się znaleźć w tych sytuacjach - albo szuka mnie piłka w polu karnym, albo dośrodkowuję do kolegów w pole karne. Szkoda, że jednak jeszcze nikt tego nie wykorzystał (śmiech), ale przynajmniej są tego blisko - dodał obrońca Cracovii.
Gol zdobyty przez Kuliga byłby ukoronowaniem nie tylko jego dobrej gry w meczu z Lechem, ale jeszcze bardziej dobitnym potwierdzeniem tezy, że w drużynie Stefana Majewskiego występuje aktualnie najbardziej ofensywny pomocnik Orange Ekstraklasy. - Taki postawiłem sobie cel, kiedy przychodziłem do Cracovii. Wcześniej był system 3-5-2, a teraz gramy w ustawieniu 4-4-2 i jest łatwiej. Brakuje mi jeszcze do miana najlepszego obrońcy Cracovii, bo wiem, że nad niektórymi elementami muszę jeszcze popracować. Uważam, że nie jest źle - oznajmił Kulig i dodał: - Na razie cieszę się, że wywalczyłem już pozycję u kibiców, dla których zawsze gram. Zostawiam dużo serca na boisku.