Śmierć żony zmieniła wszystko. Tragiczny koniec "Króla życia"

Getty Images / J. A. Hampton / Ślub Hughiego Gallachera i Hanny Anderson
Getty Images / J. A. Hampton / Ślub Hughiego Gallachera i Hanny Anderson

Płakał. Od dłuższego czasu przechadzał się tam i z powrotem. Myśli nie przychodziły jednak łatwo. Zbyt wiele się w jego życiu wydarzyło. Zbyt wiele. Wszedł na kładkę kolejową nad linią Edynburg - Londyn. Pociąg było słychać coraz wyraźniej.

Hughie Gallacher był "królem życia". Często przebywał w pubach, wydawał mnóstwo pieniędzy na dobrze skrojone garnitury lub wyścigi konne. Alkoholu również sobie nie odmawiał. Gdyby żył kilkadziesiąt lat później, pewnie zaprzyjaźniłby się z Georgem Bestem. Żył pełną piersią, choć początki wcale nie były łatwe.

Wczesne lata jego młodości upływały na katorżniczej, dziesięciogodzinnej pracy w kopalni. To właśnie tam poznał Annie McIlvaney - swoją pierwszą żonę, z którą jednak nie było mu dane cieszyć się szczęśliwym pożyciem małżeńskim.

Wybawieniem spod ziemi okazał się futbol. Zanim uzyskał pełnoletność, był już rozchwytywany w całej Szkocji. W swoim pierwszym klubie Queen of the South zdążył rozegrać tylko dziewięć spotkań, zanim przeszedł do Airdrieonians. Powodem tak rychłego transferu było dziewiętnaście strzelonych goli w owych dziewięciu meczach w barwach "Królowej Południa".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale słodziak! Skradł serce piłkarza Legii

Grając dla "Diamentów", pomógł im się wdrapać niemalże na szczyt rozgrywek, trzykrotnie zajmując drugie miejsca w tabeli i zdobywając Puchar Szkocji, przerywając tym samym hegemonię magnatów z Glasgow. Bramki strzelał jak na zawołanie i jasnym było, że ojczyzna Williama Wallace'a stała się dla niego za mała. Z odsieczą przyszedł Newcastle, który pozyskał go za zawrotną sumę 6500 funtów. Dla porównania dodam, że ówcześni zawodnicy nie zarabiali więcej niż 10 funtów tygodniowo.

Geniusz z wielkim głodem

Od pierwszych chwil w klubie znad rzeki Tyne dominował. Starsi koledzy, którzy również dłużej grali w United, z miejsca czuli, że spotyka ich zaszczyt gry z geniuszem. Geniuszem, który przejawiał również wielkie serce do gry i ogromny głód bramek. Jeżeli przytrafił mu się mecz, w którym nie udało się pokonać bramkarza rywali (a było to niezwykle rzadko), chodził niepocieszony do kolejnego spotkania, nawet gdy Newcastle zwyciężało.

Był również wielkim twardzielem. W większości przypadków jedynym sposobem na zatrzymanie Gallachera był brutalny faul. Jeden z boiskowych kolegów piłkarza opowiadał, jak wchodząc w przerwie meczu do szatni, ujrzał napastnika, który spokojnie palił papierosa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że z jego nogi odstawał kawałek mięsa, a całe getry oraz najbliższa okolica były zbroczone krwią.

Hughie, jak przystało na walecznego Szkota, nigdy nie pozostawał dłużny swoim rywalom. Jego popisowym numerem było stawanie na stopach bramkarza podczas rzutów rożnych. Te drobne grzeszki nie zaburzały jednak jego obrazu, jako genialnego piłkarza. Legendarny bramkarz Manchesteru City Frank Swift, powiedział kiedyś o nim: - Był to najlepszy środkowy napastnik, jakiego kiedykolwiek widziałem.

W dzień solidnie trenował, nocą zaś odwiedzał wszelkiego rodzaju kluby nocne. Nie przeszkadzało mu to jednak w byciu zawsze pierwszym na treningu. Nawet w wieku 36 lat, pod koniec swojej kariery, był szybszy od większości swoich współpartnerów.

Już w drugim sezonie w barwach "Srok" doprowadził zespół do swojego jedynego mistrzostwo Anglii, strzelając po drodze 36 goli i notując w rozgrywkach aż pięć hat-tricków. Jest to rekord niepobity po dziś. O tym, jak bardzo angielscy obrońcy musieli go nienawidzić, świadczy również mecz reprezentacji "Synów Albionu" i Szkocji.

31 marca 1928 roku na Wembley gospodarze dostali srogi łomot od rywala 5:1. Gallacher co prawda bramki wtedy nie strzelił, jednak po tym meczu Szkotów okrzyknięto mianem "Wembley Wizards'. A St. James' Park śpiewał o nim ponoć tak:

"Czy wiesz chłopcze, że Hughie Gallacher był Szkotem?
Najlepszy środkowy napastnik, jakiego kiedykolwiek miało Newcastle.
Jeśli on nie strzeli gola, czeka go niedola posadzimy go na dołek
I wyślemy z powrotem do Szkocji"

Po mistrzowskim sezonie, przez kolejne lata Newcastle błąkało się w środkowej części tabeli, nie mogąc nawiązać do złotego roku 1927. Choć Hughie ciągle zdobywał bramki, reszcie zespołu brakowało wyraźnej jakości, żeby chociaż zbliżyć się do podium First Division.

Sprzeczka z trenerem Cunninghamem zabrała wszystko, co dobre i drogie "Srokom". Po bramkostrzelnego gracza zgłosiły się dwa klubu z Londynu: Arsenal i Chelsea. Serce piłkarza zdobyła jednak niebieska część miasta i podpisał kontakt z beniaminkiem.

Jego gole, zamiast pomagać w walce o trofea, wspierały w batalii o utrzymanie. Komizmowi w całej sytuacji niech doda fakt, że Arsenal już w pierwszym sezonie pobytu Szkota na Stamford Bridge zajął drugie miejsce, a rok później zwyciężył w rozgrywkach.

"The Blues" pomimo posiadania w swoich szeregach dwóch kolejnych uczestników masakry z Wembley: Tommy'ego Lawa oraz genialnego napastnika, który w tamtym meczu zdobył trzy bramki - Aleca Jacksona, nie potrafili wzbić się ponad ligową szarzyznę.

Hughie Gallacher wyprowadza Newcastle United na boisko / fot. Kirby/Getty Images
Hughie Gallacher wyprowadza Newcastle United na boisko / fot. Kirby/Getty Images

Starzejący się Gallacher strzelał coraz mniej goli i coraz rzadziej pojawiał się w wyjściowym składzie. Efektem tej zniżki formy okazał się transfer do Derby. Ku zdumieniu włodarzy Chelsea, napastnik uzyskał tam "drugą młodość", zdobywając trzydzieści bramek przed zakończeniem rozgrywek, a Derby sezon skończyło aż o sześć miejsc wyżej niż jego poprzedni klub.

Hughie nigdzie jednak nie czuł się tak szczęśliwy, jak w Newcastle. Grał jeszcze w Notts County, Grimsby Town oraz Gateshead, nim barwną karierę zakończył wybuch II wojny światowej. Statystyki podają, że w 576 rozegranych spotkaniach, zdobył 435 bramek!

Tragiczny finał

Jego pierwsze małżeństwo z Annie McIlvaney rozpadło się szybko. Kobieta jednak przez długi czas nie zgadzała się na rozwód, chcąc jak najwięcej uszczknąć z fortuny piłkarza. Gdy w końcu stał się on faktem, pokaźnie uszczuplił majątek gracza, czyniąc go niemal bankrutem.

Jeszcze przed orzeczeniem sądowym, podczas jednej z syto zakrapianych imprez w Newcastle, poznał siedemnastoletnią córkę właściciela pubu, która nosiła imię Hannah. Między nimi pojawiło się gorące uczucie, które groźbami w ich kierunku próbowano nieco ostudzić. Nadaremno. Para obecna była razem w każdym miejscu, w którym przyszło grać Gallacherowi. Z tego związku narodziło się trzech synów.

Po zakończeniu kariery, Szkot wiódł beztroskie życie w Gateshead, nieopodal Newcastle. W każdym pubie był witany niczym bohater, a każdy skłonny był postawić kolejkę. Sielankę przerwała jednak nagła śmierć ukochanej partnerki.

To ona powoli odbierała mu radość życia, doprowadzając w końcu do tragedii. Hughie coraz rzadziej się uśmiechał, jednak z całych sił dbał o swoje dzieci. Imał się różnych zajęć, żeby tylko zarobić na chleb. Czarę goryczy przelało jednak oskarżenie o znęcanie się nad synem.

Podczas jednej z domowych kłótni ojciec w nerwach rzucił popielniczką w ścianę. Nie zrobił tym jednak nikomu żadnej krzywdy, a Matt, najmłodszy potomek uciekł z domu. Kilka dni później emerytowany piłkarz otrzymał wezwanie na rozprawę sądową.

Groziło mu odebranie praw rodzicielskich, co doszczętnie go rozbiło. Znajomemu dziennikarzowi powiedział:
- Mają mnie. Moje życie jest skończone. Nie ma sensu walczyć, gdy wiesz, że nie możesz wygrać.

Dla dumnego Szkota oskarżenie o przemoc domową było nie do zniesienia. W ciepły czerwcowy poranek, na kilka dni przed datą rozprawy zdruzgotany wyszedł z domu, zmierzając w kierunku torowiska.

W oddali usłyszał znajomy dźwięk nadjeżdżającego pociągu. Tragiczna śmierć żony odmieniła wszystko i była początkiem. Początkiem złego. Spojrzał jeszcze raz na St. James' Park - miejsce, gdzie czarował tłumy. Pociąg był coraz bliżej. Gallacher krzyknął "przepraszam" i skoczył.

Damian Bednarz, RetroFutbol.pl

Komentarze (0)