Sławomir Nitras, minister sportu, był w poniedziałkowy wieczór gościem Tomasza Smokowskiego i Mateusza Borka w Kanale Sportowym. W trakcie rozmowy poruszono wiele kwestii, w tym program "Poland Travel", do którego dołączyły polskie kluby sportowe (nie tylko piłkarskie) reprezentujące nasz kraj w międzynarodowych rozgrywkach.
Minister odniósł się do wydarzeń z udziałem Legii w Holandii i Anglii, używając słów "prezesi prawie się lali" w odniesieniu do Dariusza Mioduskiego. WP SportoweFakty poprosiły o komentarz właściciela Legii i otrzymały jego odpowiedź.
Ale po kolei. Idea wspomnianego programu zakładała, że w zamian za promocję Polski, po spełnieniu odpowiednich warunków, polskie kluby otrzymywały określone pieniądze. Jednym z beneficjentów jest Legia, która w rozgrywkach pucharowych grała przez kilka miesięcy. Aż do niedawnego odpadnięcia z Molde w Lidze Konferencji UEFA.
W trakcie programu Nitras odniósł się w kontekście tej umowy do wydarzeń w Alkmaar i Birmingham, gdzie, jak wiadomo, choć z różnych powodów, spokojnie nie było.
"Prezesi prawie się lali"
- Tam był regulamin napisany, że wizerunek Polski się poprawia - mówił minister o wspomnianym programie dotyczącym wsparcia dla klubów w zamian za promocję. - A potem widzę to, co się dzieje w Holandii z Legią. Czy widzę prezesa klubu, prezesa klubu! Byliście kiedyś w Anglii? Byliście kiedyś w pubie w Anglii? - pytał Nitras prowadzących. I kontynuował: - Ja też byłem w pubie w Anglii. I nikt mnie nigdy z pubu w Anglii nie wyprosił. Ale gdyby mnie wyprosił z pubu w Anglii, a byłbym osobą publiczną, to nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby się tym publicznie chwalić. I teraz jest pytanie: państwo polskie za taką promocję ma płacić? To jest wizerunek Polski, że wszystkie gazety brytyjskie... Nie, że kibice czy kibole, ale że wręcz prezesi się prawie leją… - dodał minister
Problem polega na tym, że Nitras pomieszał wątki. Ten z Anglii z tym z Holandii. Opowiadając o powyższych wydarzeniach rzucił wspomniane hasło "prezesi prawie się leją". Tymczasem wiadomo, co się wydarzyło w Holandii.
Po tym jak po meczu ochrona w pewnym momencie zarządziła zakaz przejścia części piłkarzy Legii z szatni do autokaru (inna część była już w środku pojazdu), zrobiło się nerwowo. Na skutek przepychanek do aresztu trafili Josue i Pankov, a prezes Mioduski, co pokazują nagrania, próbował łagodzić, a nie eskalować napięcie.
ZOBACZ WIDEO: Ten gol przejdzie do historii. Trudno uwierzyć, ale piłka... wpadła do siatki
To Mioduski był w bezpardonowy sposób popychany, szturchany, a nawet uderzany przez holenderską policję. Prezes Legii w tej sytuacji był niewinny, co więcej: był ofiarą, nie agresorem. Słowa ministra nie mają więc potwierdzenia w faktach.
UEFA ukarała Holendrów
Po przeprowadzeniu dwumiesięcznego dochodzenia UEFA ukarała Alkmaar karą w wysokości 40 tys. euro za niezapewnienie bezpieczeństwa drużynie Legii po zakończeniu spotkania. Josue opuścił areszt bez żadnych zarzutów.
Inaczej wygląda sytuacja z Pankovem, który miał się rzekomo szarpać z ochroniarzem. Tutaj też sprawa eskaluje. Zdaniem adwokata piłkarza Legii ochroniarz zmieniał wersję. Jest ona niespójna, nie ma też dowodów z kamer, że to Serb był w tej sytuacji agresorem. Póki co sprawa przed sądem w Holandii została odroczona.
Natomiast w Anglii fani Legii dostali mocno uszczuploną pulę biletów, nie zdecydowali się wejść na stadion. W geście solidarności tak samo postąpiły władze klubu, które mecz oglądały w pubie. Pod stadionem doszło do zamieszek, ostatecznie UEFA ukarała kibiców Legii zakazem wyjazdowym na pięć meczów, a klub grzywną w wysokości 100 tys. euro za zachowanie jej fanów.
Kogo wyprosili z pubu?
Wróćmy jednak do kwestii związanej z wypowiedzią odnośnie wydarzeń w pubie. Tam, według różnych relacji, też miało dojść do dziwnej sytuacji. Miejsce, które było otwarte do określonej godziny, nagle decyzją stróżów prawa zostało zamknięte.
Z tego co jednak relacjonowano w mediach po tym wydarzeniu, nie chodziło o to, że był tam akurat prezes Legii. Bo nikt go nawet nie legitymował. Cała polska grupa miała zostać poinformowana, że ma opuścić lokal.
Słowa ministra sprawiły, że - zwłaszcza wśród kibiców Legii - zawrzało. A co na to Dariusz Mioduski? Wysłaliśmy prośbę o odniesienie się do wypowiedzi Sławomira Nitrasa. Prezes Legii nie chciał rozmawiać, otrzymaliśmy natomiast od niego odpowiedź smsem.
"Nie będę komentował tych wypowiedzi, szczególnie, że polemizują one z powszechnie znanymi faktami. Sport potrzebuje mądrych rozwiązań i dialogu, a nie konfliktów, bo one niczego nie budują. Ja z ministrem Nitrasem nie miałem jeszcze okazji się spotkać, ale tak jak każdemu innemu ministrowi sportu, życzę mu jak najlepiej i zawsze jestem gotowy do rozmowy" - napisał nam Dariusz Mioduski.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty