Syn Michniewicza ujawnił, dlaczego skończył karierę piłkarską

Instagram / Mateusz Michniewicz / Mateusz Michniewicz i Czesław Michniewicz
Instagram / Mateusz Michniewicz / Mateusz Michniewicz i Czesław Michniewicz

Ma dopiero 23 lata, a już zakończył swoją karierę piłkarską i poszedł w ślady ojca, Czesława Michniewicza. Dlaczego tak szybko porzucił grę i zasiadł na ławce trenerskiej?

W rozmowie z "Faktem" Mateusz Michniewicz przyznał, że może i nie był skazany na piłkę nożną, ale "trudno było o coś innego".

Jego kariera zawodnika nie trwała jednak zbyt długo. - Najpierw próbowałem grać jako bramkarz. Ale szybko razem z tatą stwierdziliśmy, że to nie będzie miało większego sensu - przyznał.

- Granie po niższych ligach jakoś nie za bardzo mnie interesowało i stwierdziłem, że pora zacząć kurs trenerski i dzięki temu zostać przy piłce - dodał.

Syn Czesława Michniewicza, byłego selekcjonera reprezentacji Polski, szybko znalazł posadę. Aktualnie pełni funkcję asystenta w drugoligowej Radunii Stężyca.

- W trójmiejskim środowisku od dłuższego czasu mówiło się, że tu jest fajny projekt i warto skorzystać z tej oferty - wytłumaczył swój wybór.

Ciekawie wypowiedział się również o pracy trenera. Przyznał otwarcie, że to zawód, w którym nie można za bardzo planować, bo sytuacja jest niezwykle dynamiczna. Bez znaczenia, gdzie i na jakim poziomie. Nikt nie wie co będzie jutro.

- Nie ma się co martwić swoimi planami na zapas, bo to nie ma żadnego znaczenia w tym zawodzie. Jesteśmy jak najemnicy. Jedziemy tam, gdzie nas potrzebują. Jeżeli już nas nie potrzebują, to pakujemy torbę i wracamy do domu - podsumował.

Wracając do jego pracy w Radunii, to w II-ligowej tabeli zespół ten zajmuje 4. pozycję. Ma 35 punktów i sześć straty do liderującej Kotwicy Kołobrzeg oraz pięć mniej od drugiego, premiowanego awansem miejsca, które aktualnie zajmuje KKS 1925 Kalisz.

Zobacz także:
Zamknął temat. Wiadomo, gdzie będzie grał "Lewy"
Przemysław Frankowski: Całe życie na to czekałem. Nigdy tego nie zapomnę

ZOBACZ WIDEO: Ten gol przejdzie do historii. Trudno uwierzyć, ale piłka... wpadła do siatki

Komentarze (0)