Przemysław Frankowski: Całe życie na to czekałem. Nigdy tego nie zapomnę

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki /  Na zdjęciu: Przemysław Frankowski
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Przemysław Frankowski

Przed Przemysławem Frankowskim najważniejsze momenty sezonu. Z RC Lens walczy o udział w Lidze Mistrzów, a z kadrą o awans na EURO. Jak reprezentant Polski ocenia szansę na realizację tych celów? O tym opowiedział w rozmowie z WP SportoweFakty.

Przemysław Frankowski to jeden z najlepszych piłkarzy RC Lens, klubu, który drugi rok z rzędu walczy o najwyższe lokaty w lidze francuskiej.

Wprawdzie polski pomocnik miewał, podobnie jak cały zespół, wahania w tym sezonie, ale w decydującej fazie rozgrywek Lens złapało formę i celuje co najmniej w podium. 

A forma Frankowskiego jest ważna nie tylko dla fanów Lens, ale i dla kibiców reprezentacji Polski. Podopieczni Michała Probierza już 21 marca zagrają półfinał barażu z Estonią w Warszawie, a w przypadku wygranej pięć dni później, zmierzą się na wyjeździe z wygranym starcia Walia - Finlandia.

ZOBACZ WIDEO: Ten gol przejdzie do historii. Trudno uwierzyć, ale piłka... wpadła do siatki

Za Frankowskim hit z Brest, wiceliderem Ligue 1, wygrany 1:0. W najbliższy weekend Polaka czeka kolejne niezwykle ważne spotkanie - starcie z Nice, a więc drużyną Marcina Bułki, która w tabeli jest tuż za Lens. Potem już przyjazd na kadrę i walka o wielką imprezę.

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Zbliża się decydujący moment sezonu. Nietrudno zgadnąć jakie dwa wielkie cele chciałbyś zrealizować w najbliższych tygodniach.

Przemysław Frankowski, zawodnik RC Lens, reprezentant Polski (38 meczów, 2 gole): 
Dokładnie tak. Z Lens walczymy o miejsce, które da nam ponownie grę w Lidze Mistrzów, a z kadrą wiadomo - musimy przejść baraże, żeby awansować na EURO. To jest coś, na czym ogromnie mi zależy i w co bardzo wierzę. OK, na razie sytuacja Lens w tabeli nie jest taka jakbyśmy chcieli, bo piąta lokata nas nie zadowala, ale straty do drugiego miejsca nie są duże. Zresztą, w ostatniej kolejce wygraliśmy bardzo ważny mecz, pokonując u siebie Brest 1:0. A Brest to wicelider. Uważam, że w obu przypadkach tak naprawdę wszystko jest w naszych nogach. I w klubie, i w kadrze.

Doprecyzujmy: bezpośredni udział w Lidze Mistrzów mają zapewnione trzy francuskie drużyny. A zatem "wystarczy" być na podium, żeby zagrać w Champions League.

Tak, a czwarty zespół ligi francuskiej gra w eliminacjach Ligi Mistrzów. Natomiast nasze ambicje są zdecydowanie większe i chcemy zapewnić sobie bezpośredni start w Champions League. A najlepiej gdyby udało się powtórzyć to, co było w zeszłym sezonie, czyli zająć drugie miejsce.

To prawda, bo do lidera, PSG, tracicie aż 14 punktów, więc wiadomo, że mistrzostwo jest poza zasięgiem. A jak oceniasz sezon ligowy w swoim wykonaniu do tej pory? 21 meczów, dwa gole, dwie asysty. Były wahania.

To prawda. Miałem momenty lepsze i gorsze. Wiadomo, że moja forma też w pewnym sensie zależy od drużyny. To znaczy, jeśli cały zespół gra dobrze, to i mi się lepiej gra. Tymczasem początek sezonu był dla drużyny bardzo słaby. Po pięciu kolejkach mieliśmy raptem jeden punkt i wylądowaliśmy wtedy w strefie spadkowej.
W tamtym momencie zaczynała się Liga Mistrzów z naszym udziałem. Na szczęście ani w klubie, ani w szatni nie było paniki. Był spokój i przekonanie, że z czasem znów musi być lepiej. Nie było żadnych niepotrzebnych rozmów, nerwowości dookoła. I można powiedzieć, że to nam pomogło. Wyszliśmy z trudnego położenia i później było już o wiele lepiej.

A gdyby jednak - odpukać - Lens skończyło sezon na piątym miejscu, to byłoby to jakieś rozczarowanie, czy z jakichś powodów nie?

Z jednej strony na pewno tak. Bo, jak wspomniałem, cały czas celujemy w Ligę Mistrzów. Z drugiej strony warto pamiętać, że Lens jeszcze cztery lata temu grało w drugiej lidze. A zatem z tego punktu widzenia udział w pucharach i tak jest czymś bardzo fajnym. Oczywiście, piąta lokata to już nie Liga Mistrzów, ale wciąż puchary. Natomiast jeszcze raz powtórzę: celem jest Champions League.

"To coś, do czego dążyłem całe życie" - tak powiedziałeś kilka miesięcy temu, gdy walczyliście o Champions League. Udało się, zagrałeś w niej sześć meczów. Ronaldo powiedział kiedyś, że gdy słyszy hymn Ligi Mistrzów, to wie, że dzieje się coś wyjątkowego. A jakie są twoje wrażenia?

To coś niesamowitego. Nawet gdy siedzisz przed telewizorem i słyszysz tę muzykę, to wiesz, że dzieje się coś istotnego. A co dopiero gdy jesteś na środku boiska, w środku tego wszystkiego. Tego nie zapomnę do końca życia. Natomiast co do samej muzyki. Pierwszy raz słuchałem jej w Sewilli, bo tam mieliśmy premierowy mecz. Ale miejscowi kibice mają swój hymn i szczerze mówiąc muzykę Ligi Mistrzów totalnie zagłuszyli. Za to w drugiej kolejce, gdy graliśmy u siebie z Arsenalem, wszystko brzmiało już bardzo wyraźnie. Te wspomnienia zostaną już ze mną na zawsze.

A jak oceniasz wasz występ? Zajęliście trzecie miejsce, za Arsenalem i PSV Eindhoven, a przed Sevillą. Niedosyt, czy nie, bo to był powrót Lens do Ligi Mistrzów po 21 latach.

My w tej Lidze Mistrzów zagraliśmy dobrze. Zostawiliśmy w niej swój ślad. Ale fakt, że jest leciutki niedosyt. Tyle że nasza grupa była naprawdę mocna. Arsenal to wiadomo, zresztą są liderem Premier League, więc przypadku w tym nie ma. PSV też ma duże doświadczenie z Ligi Mistrzów, a Sevilla trzy razy z rzędu zdobywała Ligę Europy. I to nie były jakieś zamierzchłe czasy. Powiem tak: myślę, że gdyby Lens miało takie doświadczenie jak PSV, to my, a nie Holendrzy gralibyśmy dalej.

Ostatecznie przeszliście do Ligi Europy, ale odpadliście z Freiburgiem.

Tak. Zabolała nas ta porażka, bo przecież w tamtym meczu wygrywaliśmy już 2:0. Freiburg zmienił jednak taktykę, zaczęli grać na rosłych napastników, ci strącali piłki, a my nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Tam zabrakło nam dwóch minut, żeby przejść dalej. Rywal doprowadził jednak do dogrywki i ostatecznie nas wyeliminował. Po tamtym meczu w szatni panował duży smutek.

Licząc wszystkie rozgrywki, masz już na koncie ponad 100 meczów dla Lens. Jaki był najbardziej szczególny do tej pory?

Myślę, że derby z Lille w moim pierwszym sezonie tutaj. Wygraliśmy ten mecz 1:0 po moim golu. Szczerze mówiąc, to nie sądziłem, że dla ludzi tutaj te derby mają aż takie znaczenie. W Polsce o derbach dość szybko się zapomina, ale tutaj nie. Po meczu wiele osób mi mówiło: "Człowieku, ty nie masz pojęcia, co zrobiłeś dla tych ludzi, dla kibiców Lens". Miłe to było.

Z mniej przyjemnych momentów… Do niedawna miałeś przydomek "Monsieur 100 proc.", bo wykorzystałeś wszystkie rzuty karne dla Lens (w sumie pięć). Trafił się jednak ten niewykorzystany i to z PSG. Długo cię to gryzło?

Gryzło, gryzło. I to całkiem długo. To było na początku meczu, gdybym trafił, może to spotkanie potoczyłoby się inaczej. A niedługo po tamtym meczu wypadłem z gry na trzy tygodnie. I powiem szczerze: przestało gryźć dopiero po powrocie na boisko. Od tego momentu minęło już trochę czasu, więc teraz mogę powiedzieć, że wyrzuciłem to z głowy.

Pytam o ten karny również dlatego, że przed Lens mecz z Nice, a tam jest taki młody chłopak z Polski, który parę "jedenastek" już w tym sezonie we Francji złapał. Pewnie słyszałeś o nim…

Tak, słyszałem. Taki malutki? (śmiech).

Dokładnie o niego chodzi. A już całkiem poważnie: gdy naprzeciw strzelca staje tak wielki chłop jak Marcin Bułka, który jest pogromcą strzelców w lidze francuskiej, to z automatu jest trudniej, egzekutor bardziej się denerwuje?

Do "jedenastki" trzeba podejść pewnym tego, co się chce zrobić. Oczywiście, w tym momencie, gdy rozmawiamy, łatwo mi się mówi, ale gdy bierzesz już piłkę i idziesz na jedenasty metr, to różne myśli przechodzą przez głowę. Cała sztuka polega więc na tym, że musisz wyłączyć to myślenie. Nie zastanawiać się czy tam jest Bułka, Donnarumma, Samba, czy jeszcze ktoś inny. Jesteś ty, piłka i pomysł na wykonanie karnego. To klucz do sukcesu.

A jak wygląda teraz hierarchia jeśli chodzi o strzelców rzutów karnych w Lens? Do meczu z PSG miałeś pierwszeństwo.

Teraz pierwszy w kolejności jest Florian Sotoca, ja jestem drugi. Ale ostatnio zdarzyło się tak, że Sotoca oddał karnego innemu koledze. Generalnie nieważne kto z nas będzie strzelał. Istotne jest to, abyśmy w tej decydującej części sezonu te ewentualne karne wykorzystywali.

Przemysław Frankowski to obecnie jeden z najbardziej doświadczonych kadrowiczów
Przemysław Frankowski to obecnie jeden z najbardziej doświadczonych kadrowiczów

Osoba Marcina Bułki łączy ciebie i kadrę, więc przejdźmy do baraży. Wiadomo, że każdemu rywalowi należy się szacunek, ale masz jakieś obawy związane z Estonią?

To prawda. Szacunek dla każdego rywala. Estonię również szanujemy, natomiast… To my jesteśmy faworytami, gramy u siebie i musimy udowodnić, że jesteśmy lepsi. Tylko że to trzeba wyjść i pokazać na boisku, a nie w wywiadach.

Z jednej strony nie ma co już rozdrapywać ran po fatalnych eliminacjach, ale z drugiej trzeba wyciągnąć wnioski. Czego potrzebuje ten zespół, aby się przebić na EURO?

Jedności. Przede wszystkim boiskowej jedności. Jak bronimy, to razem, właśnie zjednoczeni. Tak, żeby rywal miał jak najmniej miejsca na działania. A jak atakujemy, to skuteczniej. Bo przecież w ostatnich meczach nie brakowało nam okazji. Musimy je jednak lepiej wykorzystywać. Najlepiej byłoby, gdybyśmy szybko "zabili" ten mecz z Estonią. Czyli, tworzymy sytuacje i szybko je wykorzystujemy.

Estonia to tylko jeden krok, trzeba wykonać dwa. Jak patrzysz na finałowego, potencjalnego rywala? Chyba łatwiej byłoby w Helsinkach z Finami niż z Walią w Cardiff.

Naprawdę nie myślę o tym w ten sposób. Nawet się nad tym nie zastanawiałem. My po prostu musimy mieć plan na te dwa mecze. Wierzę, że Polska jest na tyle silna, że przy dobrym występie może sobie poradzić i w Helsinkach, i w Cardiff.

Jesteś jednym z tych piłkarzy, na których polscy kibice liczą najbardziej. Spoczywa na tobie duża odpowiedzialność. To czysta przyjemność czy jednak stres?

Można powiedzieć, że latami na to pracowałem. Marzyłem o grze w reprezentacji Polski, a skoro kibice na mnie liczą, to tylko mogę się cieszyć. Oczywiście wiemy, że atmosfera wokół kadry była ostatnio nie najlepsza, ale baraże to dobra okazja, żeby to poprawić. Wiadomo, że to dobre wyniki tworzą dobrą atmosferę. Gdy tak się dzieje, a wszyscy idą w tym samym kierunku, czyli zespół, kibice i dziennikarze - wtedy jest naprawdę dużo łatwiej.

Przemysław Frankowski nie ukrywa, że wiele zawdzięcza Michałowi Probierzowi
Przemysław Frankowski nie ukrywa, że wiele zawdzięcza Michałowi Probierzowi

Do baraży poprowadzi nas trener, któremu sporo zawdzięczasz.

Tak. Michał Probierz bardzo mi pomógł. I piłkarsko, i osobowościowo. Mówię o moim rozwoju. Chcę mu się za to odwdzięczyć, zawsze może na mnie liczyć. Choć oczywiście to się odnosi do każdego selekcjonera. Ktokolwiek nim będzie, zawsze będę dawał z siebie sto procent. Natomiast Probierz to dobry, mądry trener. Zapracował sobie na to, aby dostać szansę w kadrze.

To jeszcze słówko o ekstraklasie. Kto będzie mistrzem? Bo komu kibicujesz to dość łatwo zgadnąć.

Nie oglądam aż tak dużo ekstraklasy, ale trafiłem ostatnio na pierwszą połowę meczu Jagiellonia - Śląsk. Jaga zagrała super. Jeżeli będą dalej tak grać, to mogą się stać głównym kandydatem do tytułu. Tak, kibicuję im, znam tam kilku chłopaków i trenera Siemieńca. Choć zależy mi też na awansie Lechii Gdańsk.

I jeszcze powrót do Francji. Co oznacza dla ligi francuskiej odejście Kyliana Mbappe? I czy to najlepszy piłkarz przeciw jakiemu grałeś?

Jeśli Mbappe odejdzie, to oczywiście szkoda. Ale szkoda dla ligi, bo co do samego Mbappe, to myślę, że już czas, aby poszedł dalej. Nie chcę powiedzieć, że PSG stał się dla niego za małe. Nie, nie o to chodzi. Po prostu uważam, że dla niego to dobry moment na kolejne wyzwanie. Natomiast, czy to najlepszy piłkarz, z którym się mierzyłem? Powiem tak: zawsze przyjemnie się grało przeciwko niemu, ale u mnie w ocenie nic się nie zmieniło. Najlepszym moim rywalem i najlepszym piłkarzem jest dla mnie Leo Messi.

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty