Wszystko jasne mogło być już w minioną sobotę. Ruch Chorzów jednak zaskoczył i po dobrej grze pokonał we Wrocławiu Śląsk 3:2. Gdyby w doliczonym czasie do pustej bramki trafił Patryk Klimala, to dobra postawa chorzowian poszłaby w zapomnienie, a drużyna byłaby już pewna spadku.
Piłkarze Ruchu są świadomi, że w piątek jakiekolwiek potknięcie zakończy zabawę i Niebiescy będą pewni spadku. Jak wyliczył na platformie X statystyk Piotr Klimek, cztery wygrane w czterech ostatnich kolejkach dadzą chorzowianom duże prawdopodobieństwo utrzymania.
Problem w tym, że beniaminek PKO Ekstraklasy do tej pory wygrał zaledwie trzy razy. Po raz ostatni przed tygodniem, sensacyjnie we Wrocławiu ze Śląskiem. - Wszystkim była potrzebna ta wygrana. Obyśmy poszli za ciosem - przyznał w rozmowie z Ruch TV Tomasz Wójtowicz.
- Podsumowaliśmy mecz w poniedziałek i od tego dnia zaczęliśmy myśleć o Lechu. Jesteśmy gotowi. Piłkarze poczuli dodatkowy zastrzyk pozytywnej energii - stwierdził z kolei Janusz Niedźwiedź, który w końcu mógł się cieszyć z wyjazdowej wygranej chorzowian.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: z piłką robią cuda. To po prostu trzeba zobaczyć
W piątkowy wieczór poprzeczka w dół nie pójdzie, a patrząc na wyniki z 2024 roku, zostanie podniesiona. Lech Poznań ma swoje problemy, ale w dyspozycji jest lepszej niż zespół z Wrocławia. - Jakościowa drużyna. Taką drużyną był także Śląsk, więc nie ma dla nas różnicy. Cel mamy jeden. Jeśli zagramy swoje, jak we Wrocławiu do niemal końca, to będzie dobrze - powiedział młodzieżowiec Ruchu.
W potyczce ze Śląskiem chorzowianie zagrali osłabieni. W zespole zabrakło m.in. Roberta Dadoka czy Patryka Stępińskiego. - Sytuacja kadrowa nie jest jeszcze optymalna. Część zawodników do ostatniej chwili będzie walczyła o możliwość gry - wyjaśnił Janusz Niedźwiedź.
Czytaj także:
Złapiesz się za głowę. Pokazał ceny jedzenia na Narodowym
Nie trafił z trzech metrów i wyciekły jego zarobki. Będziesz w szoku