Wiślackie marzenia o awansie - wydaje się, że to niekończąca się historia. Praktycznie co roku w kuluarach mówi się o tym, ze ta drużyna ma włączyć się do walki o awans do ekstraklasy. Sami zawodnicy temu zaprzeczają. - Jestem w tym klubie drugi rok i o walce o awans mówiono dopiero w tym sezonie. Plany były, ale realizacja ich nie wyszła - stwierdził napastnik Nafciarzy, Kamil Gęśla.
Już poprzedni rok dał wzmianki o tym, że w Płocku wcale może nie być tak różowo. Wisła dopiero w ostatnich kolejkach wydostała się ze strefy barażowej. Tuż na początku czerwca, po spotkaniu ze Stalą Stalowa Wola, ówczesny szkoleniowiec drużyny z Mazowsza, Mariusz Bekas mówił: - Na sezon mieliśmy zupełnie inne plany. Rok temu, tak samo w Stalowej Woli obejmowałem zespół, też były plany awansu. W tym roku tak samo. Skończyło się niestety identycznie - tak, że walczyliśmy do samego końca o utrzymanie. Ostatecznie Nafciarze skończyli na 10. lokacie. Zapowiadano, że już następny sezon będzie przełomowy. - Teraz pomału może nie będzie robiona rewolucja, będzie ewolucja i ta ekipa się rozwinie, i w końcu będzie grała na swoim poziomie. W końcu może będziemy walczyli o ten cel sportowy, który stawia się przed naszą drużyną zapowiadał Bekas. - Przeliczyliśmy się z tym wszystkim i teraz naszym celem niestety jest wydostanie się ze strefy spadkowej. Wyszło trochę inaczej. W tej chwili musimy uciekać z tego miejsca, ponieważ konkurenci łapią punkty i oddalają się w górę tabeli - wyjaśnia teraz Gęśla.
Wydawać by się mogło, że lokata Wisły, patrząc na poprzedni sezon, nie jest zaskoczeniem, ale... jest. Od takiego klub jak ten z Płocka wręcz samoistnie wymaga się lepszej gry. Płocczanie zaczęli dobrze. Najpierw remis, potem co prawda porażka, ale z Górnikiem Zabrze, a później przyszedł czas na efektowną wygraną nad Górnikiem Łęczna. Pojawiły się nadzieje na dobry wynik. 22 sierpnia Wiślacy pokonali jeszcze Stal ze Stalowej Woli i potem nagle coś w nich pękło. Przez 13 (!) kolejek ten zespół nie potrafił odnieść zwycięstwa w rozgrywkach ligowych. W międzyczasie zawodnicy z Płocka odpadli z Remes Pucharu Polski, zremisowali parę pojedynków i pozyskali nowego trenera. Przełomowym dniem okazał się 7 listopada, kiedy to płocczanie okazali się lepsi od Znicza Pruszków. Później przywieźli jeszcze punkt z Zabrza i przed przerwą zimową z dorobkiem 18 "oczek" zostali sklasyfikowani na piętnastej lokacie – miejscu gwarantującym bezpośredni spadek z ligi. - Szkoda, że nie zostało jeszcze kilku konfrontacji, bowiem forma przyszła akurat w listopadzie - żałuje Gęśla.
Aktualny sezon, jak na razie, w wykonaniu Wisły Płock jest fatalny. Nafciarzom udał się tylko jego początek i końcówka roku. Czy to może być nadzieją na lepszą wiosnę? Wydaje się, że nie. Zmiany w drużynie muszą zajść, bo ta kadra, jak już dała przykład, nie gwarantuje spokojnego utrzymania. Samym kijem Wisły nie zawróci, bo ta jak na razie obrała zły kierunek. Do tego potrzeba poważniejszych środków i to właśnie takie w przerwie zimowej powinny się w Płocku znaleźć.