Po ataku Rosji na Ukrainę większość zagranicznych sportowców zdecydowała się jak najszybciej opuścić terytorium państwa-agresora. UEFA i FIFA dawały piłkarzom skorzystać z prawa do zawieszenia kontraktu. W Polsce zrobił to chociażby Grzegorz Krychowiak. Na przeciwnym biegunie znalazł się z kolei Maciej Rybus, który zdecydował się pozostać w Rosji.
O ile Rybus nie ma sobie wiele do zarzucenia to na przeciwnym biegunie są niektórzy inny piłkarze. Pontus Wernbloom w Rosji spędził niecałe siedem sezonów. Pomocnik bronił barw CSKA Moskwa w latach 2012-2018 czyli już po pierwszej fali agresji na Ukrainę, która miała miejsce w 2014 roku, ale przed pełnoskalową wojną. To właśnie wtedy "Zielone ludziki" zajęły Krym i zostały powołane prorosyjskie Doniecka i Ługańska Republika Ludowa.
Warto dodać, że CSKA Moskwa to nie jest zwykły rosyjski zespół. To klub wojskowy. Wiadomo, że rosyjska dopuściła się zbrodni wojennych na terenie Ukrainy już podczas drugiej agresji, w 2022 roku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić
Pontus Wernbloom już wtedy był na emeryturze, ale mimo wszystko czuje się winny. - Kiedy w 2012 roku podpisywałem kontrakt to sytuacja na świecie była zupełnie inna. Jeśli kogoś obraziłem, to przepraszam. Nie da się ukryć, że grałem w klubie armii rosyjskiej - przyznał w rozmowie z jedną z najpopularniejszych szwedzkich gazet.
Opowiedział także, że warunki w moskiewskim klubie nie były najlepsze. Mówił, że nie przystawały do drużyny na poziomie Ligi Mistrzów. Także jego żona nie była zadowolona z przeprowadzki do Rosji.
- To była trudna wiadomość dla mojej żony. Dobrze, że to był ostatni dzień wakacji w Dubaju. Przyjęła tę wiadomość mniej więcej tak samo, jak gdyby dowiedziała się o śmierci bliskiej osoby. Tej nocy musiałem spać na kanapie - opowiedział.
Czytaj także: UEFA wymierzyła kary gigantom. Największa dla PSG
Czytaj także: Reforma Ligi Mistrzów. UEFA uzgodniła detale