Niczego nie żałuję - rozmowa z Dariuszem Kołodziejem, pomocnikiem Podbeskidzia

Dariusz Kołodziej trafił ponownie do Bielska-Białej za spore pieniądze. Był to najdroższy transfer Podbeskidzia w historii klubu. 27-letni pomocnik stara się spłacić dług zaufania, jakim obdarzył go trener Marcin Brosz. W rozmowie z nami Dariusz Kołodziej podzielił się przemyśleniami na temat fatalnej postawy zespołu Górali oraz skomentował swoje poczynania jesienią.

Ariel Brończyk: Chyba nikt się nie spodziewał, że po rundzie jesiennej Podbeskidzie będzie tak nisko w tabeli?

Dariusz Kołodziej: Zdecydowanie tak. Zakładaliśmy sobie zupełnie inne cele, jednak boisko zweryfikowało wszystko i okazało się, że tak naprawdę bliżej nam do strefy spadkowej niż do miejsc premiowanych awansem. Pocieszające jest to, że mamy przed sobą rundę wiosenną i można jeszcze bardzo dużo rzeczy naprawić.

Wszyscy w Bielsku-Białej głowią się nad tym dlaczego zespół odnosi takie, a nie inne wyniki…

- Analiz jest dużo, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Jesienią traciliśmy dużo głupich bramek, a co za tym idzie uciekała nam masa punktów. Jednoznacznie nie można jednak stwierdzić co było tego przyczyną. Gdybyśmy to wiedzieli próbowalibyśmy pewnie to jakoś korygować. Teraz przed nami dużo odpoczynku i na pewno ta przerwa była nam potrzebna. Myślę, że na zespole odbiło się to, że praktycznie do startu sezonu nie wiadomo było gdzie Podbeskidzie będzie występować - czy w ekstraklasie, czy na jej zapleczu. Przez to moi koledzy mieli zaledwie kilka dni odpoczynku. To też może być jeden z powodów kiepskiej gry naszej drużyny.

Po jednej z porażek kapitan Podbeskidzia Sławomir Cienciała powiedział, że może trzeba skorzystać z pomocy psychologa. Co pan o tym pomyśle sądzi?

- Ciężko powiedzieć. Faktycznie może niektórym chłopakom brakowało wiary w swoje umiejętności. Ja jestem takiego zdania, że psycholog sportowy powinien być zatrudniony w każdym zespole, ponieważ mamy taki zawód, że do obciążeń psychicznych dochodzi dosyć często. Inna sprawa, psycholog nie może tak z dnia na dzień zmienić coś w mentalności, więc nawet jeśliby zatrudniono taką osobę już w trakcie sezonu to mogłoby to nie przynieść żadnego skutku.

Podbeskidzie słynęło z tego, że u siebie było bardzo groźne dla każdego rywala. W tym sezonie jest paradoksalnie na odwrót, lepiej się wam gra na wyjazdach. Czemu się tak dzieje?

- To jest przykre dla nas, że grając u siebie przed własną publicznością dla własnych widzów nie potrafimy wygrywać. Może nie raz było tak, że za bardzo chcieliśmy i to nie do końca wychodziło. Z drugiej strony zespoły które do nas przyjeżdżały często cofały się na własna połowę i próbowały gry z kontry. Przeważnie wyglądało to tak, że mieliśmy sporo sytuacji i jedną wykorzystywaliśmy. Później chcieliśmy powiększyć prowadzenie, jednak zawsze goście wykorzystywali kontrataki i jak nie wygrywali z nami to przynajmniej remisowali. Takie spotkania były nagminne. Szkoda, że to tak się ułożyło. Wolałbym oddać niektóre punkty, które zdobyliśmy na wyjeździe, a zyskać zwycięstwa przed własną publicznością.

Czy odsunięcie trenera Marcina Brosza wpłynęło negatywnie na nastroje w drużynie?

- Zespół jest bardzo mocno zżyty z trenerem, to nie ulega wątpliwości. Zdajemy sobie sprawę, że to jest człowiek, który pomógł nam uwierzyć w siebie. Wiele było takich sytuacji, że trener dawał szansę na grę chłopakom z niższych lig, którzy tym samym mogli jakoś wypromować swoje nazwisko. Na pewno decyzja o odsunięciu Marcina Brosza nie wpłynęła na nas motywująco. Najgorsze jest to, że nasza słaba gra to nie była wina trenera, tylko nas samych.

Dariusz Kołodziej jesienią zdobył cztery bramki

Jesienią powróciłeś do Podbeskidzia z zabrzańskiego Górnika? Czy to była dobra decyzja?

- Na pewno jej nie żałuje. Czuje się w Bielsku-Białej bardzo dobrze, ponieważ grałem w tej drużynie przez kilka lat. To, że teraz nam nie wychodzi niczego nie przekreśla. W tym roku pewnie będziemy już walczyć tylko o jak najwyższe miejsce w tabeli, ale w przyszłym roku znów przymierzamy się do szturmu na ekstraklasę. Cieszę się, że w Bielsku-Białej nie ma załamywania rąk, tylko ciągle dążymy do tego naszego wymarzonego celu.

Mimo utrudnionego zadania, bowiem wszyscy w I lidze znają już moc twojej lewej nogi, zdołałeś zdobyć cztery bramki. Czy jesteś zadowolony ze swojej gry?

- Szczerze? Cztery bramki to dla mnie bardzo mało. Nie ukrywam, że wracając do Podbeskidzia wielu kibiców liczyło na mnie. Usprawiedliwieniem dla mnie może być to, że nie byłem w optymalnej formie. Jestem jednak przekonany, że dobrze przepracuje okres przygotowawczy i wszystko wejdzie na właściwe tory. A z tym pilnowaniem? Też to odczułem (śmiech). W dużej mierze teraz muszę liczyć na pomoc kolegów, bo to oni muszą w pewnym stopniu wypracować mi sytuację, żebym oddał strzał. Jednak zawsze są jeszcze stałe fragmenty, przy których przeciwnik nie może mi już za bardzo przeszkadzać (śmiech).

Komentarze (0)