Architekt mistrzostwa Polski. "Miał być sezon przejściowy, a jest triumf"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Kuba Duda / jagiellonia.pl / Na zdjęciu: piłkarze Jagielloni i Łukasz Masłowski
WP SportoweFakty / Kuba Duda / jagiellonia.pl / Na zdjęciu: piłkarze Jagielloni i Łukasz Masłowski
zdjęcie autora artykułu

Było oczywiście jakieś ryzyko, ale dzisiaj to my jesteśmy mistrzem Polski, a Adrian Siemieniec został trenerem sezonu - opowiada Łukasz Masłowski, kiedyś piłkarz, obecnie dyrektor sportowy Jagiellonii.

Dariusz Tuzimek : Na początku tego sezonu, który skończyliście zdobyciem tytułu mistrza Polski, mówił pan, że Jagiellonia ma być solidną drużyną środka tabeli. Nietrafiona prognoza. 

Łukasz Masłowski, były piłkarz, a obecnie dyrektor sportowy Jagiellonii Białystok, mistrza Polski sezonu 2023/24: Nie będę dziś udawał, że co innego mówiłem, a co innego myślałem. Wtedy, w lipcu, gdy mówiłem te słowa, nie mieliśmy argumentów, żeby głośno mówić, że chcemy grać w europejskich pucharach. Dzięki temu, że poprawiła się nasza sytuacja finansowa i organizacyjna mogliśmy sobie pozwolić na gruntowną przebudowę kadry. Ale i tak byłem przekonany, że to będzie przejściowy sezon dla Jagiellonii, kiedy spokojnie ustabilizujemy naszą pozycję w Ekstraklasie, a dopiero w kolejnym pomyślimy o czymś więcej. Rzeczywistość sportowa okazała się dla nas dużo piękniejsza, jest triumf.

Trudno było zakładać taki sukces, skoro przed sezonem Jagiellonię opuścił król strzelców Ekstraklasy Marc Gual. Wtedy nie można było sobie wyobrazić, że uda się panu tak skutecznie uzupełnić ogromną przecież stratę.

Marc miał na tyle udany poprzedni sezon, że jago dyrektor sportowy klubu musiałem się liczyć z jego odejściem. Był zawodnikiem do nas jedynie wypożyczonym z Dnipro po tym, jak wybuchła wojna na Ukrainie. Wiedziałem, że skorzysta z najlepszej dla siebie oferty. Pod względem finansowym nie byliśmy w stanie stanąć do walki z Legią w tym "przetargu". Stało się jasne, że trzeba go zastąpić i znaleźć zawodnika, który strzeli dla nas więcej goli niż Gual w Legii (8 bramek w tym sezonie - przyp. red.). I to się udało, bo Afimico Pululu ma 12 trafień a tyle samo dołożył też Jesus Imaz. Zważywszy na to, że po 9 goli mają u nas Nene, Kristoffer Hansen i Bartłomiej Wdowik, widać, że odpowiedzialność za zdobywanie bramek rozłożyła się na większą liczbę zawodników.

Który z transferów "Jagi" uznaje pan za kluczowy w kontekście zdobycia mistrzostwa? Sprowadzenie Dominika Marczuka? Albo Afimico Pululu? A może to, że w Białymstoku pozostał Imaz?

Ważnych transferów było wiele, ale przedłużenie kontraktu z Jesusem Imazem było istotne pod wieloma względami. Po pierwsze pozostał u nas bardzo dobry i bramkostrzelny zawodnik. Poza tym on jest niesamowicie istotny w budowaniu naszej gry ofensywnej. No i sam fakt, że Imaz przedłuża umowę z Jagiellonią był mocnym sygnałem dla innych, że chcemy się w Ekstraklasie liczyć, że mamy duże ambicje. No i wokół tego piłkarza, jako lidera, budowaliśmy drużynę.

ZOBACZ WIDEO: Porównali go do Maradony. Tylko spójrz, co robił z piłką

Nie brakuje opinii, że jest pan ojcem chrzestnym mistrzostwa, najlepszym dyrektorem sportowym w Polsce. 

Woda sodowa do głowy mi nie uderzy. Mam świadomość, że przyjdą też gorsze momenty i wtedy o te pochwały - za które dzisiaj dziękuję - będzie trudniej. To był wyjątkowy sezon pod względem skuteczności transferów do Jagiellonii, ale zdaję sobie sprawę, że tak nie będzie w każdym okienku transferowym. Błędy są tu wliczone w ryzyko. One zawsze będą, trzeba je tylko ograniczać. Kiedyś usłyszałem taki żarcik: "Jak uniknąć pomyłek transferowych? To proste: nie robić transferów". Ale że tak się nie da, to muszę działać w ten sposób, by po prostu transferów udanych było więcej niż nieudanych.

Dzisiaj jest pan mistrzem Polski, a przecież niewiele brakowało, żeby w ogóle nie został dyrektorem sportowym Jagiellonii. Na trzy miesiące przed pana zatrudnieniem działacze z Białegostoku byli w bardzo poważnych negocjacjach z Jackiem Zielińskim. 

Żartem mogę odpowiedzieć, że pewnie inny klub sięgnąłby wtedy po tytuł – ten, w którym ja bym pracował. A poważnie mówiąc, to oczywiście dziś trudno powiedzieć, czy Jagiellonia z innym dyrektorem wygrałaby ligę. Może tak, może nie. Rzeczywiście skorzystałem na tym, że moi konkurenci do posady dyrektora sportowego ostatecznie byli dla Jagiellonii niedostępni. Bo poza Jackiem Zielińskim, którego ostatecznie zatrzymał w Legii prezes Dariusz Mioduski, w Białymstoku poważnie rozpatrywany był także Artur Płatek. Ale on też chyba nie miał do końca wyklarowanego zakończenia swojej współpracy z Borussią Dortmund. Cieszę się, że tak to się ułożyło, bo dzisiaj sięgnąłem po mistrzostwo Polski, którego nie dane mi było posmakować w roli zawodnika.

W kwietniu 2023 roku Jagiellonia niebezpiecznie zamieszała się w walkę o utrzymanie w lidze. Został zwolniony trener Maciej Stolarczyk. Nie miał pan wątpliwości, stawiając wtedy na 31-letniego Adriana Siemieńca, szkoleniowca bez doświadczenia? Długo pan musiał przekonywać właścicieli klubu, że to będzie odpowiedni trener dla Jagiellonii?

Z zewnątrz mogło to wyglądać na bardzo ryzykowny ruch z naszej strony. Że to szalona decyzja. Ale wewnętrznie miałem przekonanie, że Adrian sobie poradzi. My go przecież znaliśmy. Wzięliśmy trenera z rezerw, ale wiedzieliśmy, że on zna klub, zna piłkarzy. No i my znaliśmy jego, co jest w ogóle kluczowe w tym przypadku. Wiedzieliśmy, jak on pracuje, jak myśli o piłce, jakie mu przyświecają wartości. To duży komfort, gdy się ma taką wiedzę o człowieku. To była decyzja przemyślana i – jak widać, po szczęśliwym końcu – się obroniła. Było oczywiście jakieś ryzyko, ale dzisiaj to my jesteśmy mistrzem Polski, a Adrian został trenerem sezonu.

Dzisiaj dyrektor Łukasz Masłowski ma swoje pięć minut. Zamierza pan ten kapitał zdyskontować? Są już telefony z innych klubów z ofertami pracy dla pana?

To nie jest jakąś wielką tajemnicą, że się mną interesują. Ale na dzisiaj pracuję w Jagiellonii, z którą mam kontrakt jeszcze przez rok. Dzisiaj jest dobry moment, żeby porozmawiać z prezesem i właścicielami klubu o przyszłości, zarówno mojej jak i Jagiellonii. Na dzisiaj jestem szczęśliwy, że jestem w tym miejscu i z tego, że tak dużo się udało tutaj zrobić. Oczywiście mam ambicje, żeby nadal się rozwijać i liczę, że będę to mógł zrealizować w Jagiellonii.

rozmawiał Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: Dariusz Tuzimek