Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Będąc prezesem Jagiellonii, słynął pan z tego, że miał wszystko pod kontrolą. Kamil Grosicki opowiadał, że dzwonił pan do niego, gdy ten kupił w aptece prezerwatywy.
Cezary Kulesza, prezes PZPN: Akurat tego nie pamiętam, ale skoro Kamil tak mówi...
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!
Tak, Grosicki wspominał, że pytał się pan nawet, po co je kupował. W podobny sposób kontroluje pan teraz drużynę?
Kamil był wtedy bardzo młody, miałem z nim dobre relacje i czułem się za niego odpowiedzialny. A co do kontrolowania drużyny: w federacji jest zupełnie inaczej niż w klubie. Jako prezes nie ingeruję w pracę selekcjonera i kontrolowanie drużyny. Mam na oku te najważniejsze sprawy, poza tym pomagają mi współpracownicy. W centrali, w PZPN-ie, pracuje około trzystu ludzi, to duża korporacja. A w Jagiellonii, za moich czasów, było około czterdziestu pracowników.
Czym różni się kierowanie klubem od kierowania związkiem?
W federacji jest większa presja. Reprezentacji kibicuje cały naród plus Polonia zagraniczna, a w klubie zazwyczaj tylko region. Kierując związkiem, mam większą odpowiedzialność, wszyscy patrzą na każdy mój ruch. Oczy mediów i kibiców w pierwszej kolejności zwrócone są na PZPN i piłkarzy. Zauważyłem, że jeżeli zrobię coś pozytywnego, to raczej się tego nie docenia, reakcje wzbudza dopiero kontrowersja. Wtedy wszyscy o tym piszą, bo dobrze się sprzedaje.
A co się nie sprzedaje?
Mało mówi się o prawdziwym obliczu PZPN. Siłą naszej federacji jest chociażby renoma na arenie międzynarodowej. Dzięki temu mamy prawa do organizacji najważniejszych międzynarodowych wydarzeń. Pierwszy oficjalny mecz Kyliana Mbappe w barwach Realu Madryt odbędzie się w Warszawie. Oczy całego świata będą zwrócone na PGE Narodowy, bo przecież mecz o Superpuchar Europy będzie na PGE Narodowym. Rok później we Wrocławiu organizujemy finał Ligi Konferencji. Świetnie rozwijamy piłkę nożną kobiet. Ostatnio podwoiliśmy budżet PZPN do czterystu milionów złotych. Jesteśmy godnym partnerem dla topowych polskich i światowych marek.
Jaki jest dziś wizerunek PZPN?
Medialny jest różny, choć ostatnio się poprawił. I dobrym wskaźnikiem jest nasza zdolność do pozyskiwania sponsorów. Skoro firmy, które nas sponsorują, rozmawiają o przedłużeniu umów, to znaczy, że marka PZPN jest doceniana.
Negocjujemy teraz między innymi z InPostem, ale o innych szczegółach nie chcę mówić i uprzedzać faktów. W każdym razie - w grę wchodzą dość pokaźne kwoty, tendencja jest zwyżkowa. Dzięki tym funduszom będziemy mogli inwestować w rozwój polskiej piłki.
Po mundialu w Katarze kryzys przeżywali piłkarze, ale także PZPN, ucierpiał wizerunek. Chodzi o liczne afery, zwłaszcza tę kwestię obiecanej rządowej premii, którą kadrowicze już się dzielili. Trudniej było poukładać sytuację na boisku czy poza nim?
W piłce najważniejszy jest jednak wynik sportowy. Choć wyciągnęliśmy z tego, o czym pan mówi, wnioski, wprowadziliśmy zmiany i poprawie uległa zarówno gra kadry, jak i kwestie organizacyjne.
Czyli może się palić, walić, ale istotne, by piłka wpadła do bramki?
Jesteśmy głównie rozliczani przez pryzmat gry pierwszej reprezentacji. Kadra może liczyć na najlepsze z możliwych warunki do pracy. Jeśli zechcą, otrzymają od nas gwiazdkę z nieba. Jednak ostatecznie ten wynik sportowy - czy dobry, czy zły - jest zasługą zawodników, a nie PZPN.
Który dzień po mundialu w Katarze był dla pana najtrudniejszy?
Porażka z Mołdawią i powrót z Kiszyniowa. Straciliśmy z nimi pięć punktów... Gdybyśmy jeszcze przegrali 0:1 po ich niesamowitym meczu, ale nie - oni wygrali 3:2. To była kompletna klapa. Myśmy tam powinni prowadzić 3:0 do przerwy. Albo 3:1 po akcji Kamińskiego z Szymańskim. Byłem zwyczajnie wkurzony. Siedziałem w samolocie i myślałem: "Tak się dalej nie da, trzeba coś z tym coś zrobić". Widziałem nastawienie kibiców... doszło do mnie, że nie jest fajnie, skoro my nawet z Mołdawią przegrywamy.
Zatrudnienie Fernando Santosa było błędem?
Mieliśmy kilku trenerów do wyboru, ale doszliśmy do wniosku, że mając możliwość zatrudnienia selekcjonera o takiej renomie, musimy z tego skorzystać. Uznaliśmy, że taka persona wpłynie pozytywnie na drużynę, zmotywuje ją. Po dużym nazwisku trenerskim zazwyczaj oczekuje się wyniku i mieliśmy pewność, że Fernando Santos to zapewni. Na początku było zadowolenie, każdy spodziewał się, że ta współpraca potoczy się dobrze, ale cóż, nie udało się. Najważniejsze, że pod koniec eliminacji zmieniliśmy trenera.
Czyli jak selekcjoner, to Polak?
Wybrałem szkoleniowca, który dotrze do zawodników. Znam Michała Probierza długo, pracowaliśmy razem siedem lat w Jagiellonii. Wiedziałem, że potrafi to zrobić.
Probierz to dla pana więcej niż trener?
Znamy się dobrze. Przez lata rozmawialiśmy codziennie, po kilka razy. Przez telefon albo na żywo. Wymienialiśmy sugestie i myśli, które pomagały w prowadzeniu drużyn, na przykład Jagiellonii. Dziś tylko na siebie spojrzymy i każdy wie, o co chodzi. Skoro nawet Robert Lewandowski, który pracował z najlepszymi szkoleniowcami na świecie, mówi bardzo pochlebnie o trenerze, to coś jednak znaczy.
Jest pan zadowolony z pracy Probierza?
Tak. Michał dotarł do drużyny, a to najważniejsze. Podczas wspólnych kolacji czy spotkań z chłopakami widzę ich nastawienie - zawodnicy są głodni sukcesu, są zjednoczeni i mają zaufanie do trenera. Idzie to w dobrym kierunku.
W kierunku golfa?
Tak, widziałem tę konferencję, na której Michał ogłosił szeroką kadrę.
Wiedział pan, że selekcjoner tak chce zrobić, w takich okolicznościach?
Rozmawialiśmy kilka dni wcześniej, ale o formie prezentacji akurat nie.
Pojawiły się różne głosy po tej niekonwencjonalnej formie odczytania nazwisk piłkarzy. Na przykład takie, że trener powinien ogłosić kadrę na tle ścianki ze sponsorami i w nieco innym miejscu.
Ale przecież oficjalne przedstawienie ostatecznej kadry na Euro dopiero przed nami. To nie ucieknie, bo trener w takiej formie ogłosi oficjalną kadrę na dzień po meczu z Ukrainą. Będzie konferencja i wszystko zostanie przedstawione tak, jak do tej pory było to praktykowane.
A jak to było z tym wyciekiem nazwisk 28 piłkarzy?
Trudno odnosić się do plotek.
Ponoć dzień wcześniej, na gali ekstraklasy, ktoś zrobił panu zdjęcie, gdy pokazywał pan szeroką kadrę na Euro na wyświetlaczu swojego telefonu. A puenta tej historii jest taka, że z tego powodu Probierz podał kadrę na konferencji golfowej przed południem, a nie jak było w planie - wieczorem.
Gdybym miał komentować każdą insynuację czy plotkę, to naprawdę nie miałbym czasu na nic innego. Była to spontaniczna i indywidualna decyzja trenera Probierza, który chciał wykorzystać okazję bezpośredniego spotkania z dziennikarzami kilku redakcji sportowych. Decyzja selekcjonera nie była motywowana żadnymi publikacjami medialnymi ani insynuacjami w nich zawartymi.
OK, ale opowiadał pan o kadrze na Euro znajomym lub dziennikarzom?
Nie przypominam sobie takiego zdarzenia.
Zacytuję panu fragment programu w Kanale Sportowym. Znany dziennikarz i komentator piłkarski Tomasz Smokowski powiedział: "Nie byłoby całej historii, gdyby prezes Cezary Kulesza nie chwalił się ową kadrą w stanie wskazującym w poniedziałek po gali ekstraklasy". Co pan na to?
Nie widziałem Tomasza Smokowskiego w gronie osób, z którymi rozmawiałem, ani nawet na gali. Jak ktoś może się tak o mnie wypowiadać!? Zwłaszcza że nie było go w moim otoczeniu. Jeszcze raz podkreślam, nie mam w zwyczaju komentować anonimowych plotek czy insynuacji. Zajmijmy się rzeczami ważnymi.
Postawił pan przed selekcjonerem cel na Euro?
Znam Michała i wiem, że nie jedzie do Niemiec z nastawieniem zaliczenia wyjazdu na Euro. Zrobi wszystko, by osiągnąć dobry wynik. Wszyscy zakładamy i chcemy, żeby kadra wyszła z grupy. Ja również na to liczę.
Czy przyszłość trenera Probierza jest uzależniona od wyniku na Euro?
Będę myślał o tym po Euro. Porozmawiamy po turnieju, jak będzie znany wynik.
Czy polska kadra doczeka się swojej bazy?
Relacje z ministrem Nitrasem mamy bardzo poprawne i profesjonalne. Kadrze jest bardzo potrzebny taki ośrodek, bo drużyna nie ma gdzie trenować w Warszawie, a jesteśmy dużą i poważną federacją. Sami jako PZPN nie sfinansujemy budowy, potrzebujemy wsparcia. Nie chcę składać deklaracji, kiedy dokładnie nastąpi budowa ośrodka i gdzie. Obecnie rozważamy różne miejscowości, które są w okolicy Warszawy. Dla nas najważniejsze, aby taki ośrodek powstał, ponieważ będzie on służył przez dekady wielu pokoleniom piłkarzy, trenerów, sędziów.
Minister Sportu Sławomir Nitras miał dużo zastrzeżeń do waszego poprzedniego projektu.
Powtarzam - dla nas najważniejsze, żeby taki ośrodek powstał. Będziemy współpracowali i dostosowywali się i do wytycznych, które otrzymamy z ministerstwa, żeby wniosek był możliwy do wdrożenia.
Jakby pan podsumował swoją dotychczasową kadencję?
Nieraz pytano mnie o to jeszcze, gdy pracowałem w klubie. Niech inni oceniają. Ja wykonuję swoją pracę i sam siebie nie oceniam, bo to źle wygląda.
A będzie pan chciał wrócić do Jagiellonii po pracy w PZPN?
Na dziś się nad tym nie zastanawiam, mam trochę pracy w naszej federacji.
Na fecie mistrzowskiej w Białymstoku pan był.
Dostałem zaproszenie, byliśmy wspólnie z Michałem Probierzem. Śledzę całą ekstraklasę. Żal mi było Warty Poznań, ani razu nie byli w strefie spadkowej przez cały sezon, a spadli z ligi. Bardzo nieprzewidywalna jest nasza ekstraklasa. A czy smakowało mi mistrzostwo? Mam teraz trochę inne cele, ale widać, że radość była potężna, cały Białystok oszalał. Słyszałem, że na ten mecz bilety były wyprzedane już miesiąc wcześniej. Ludzie żartowali, że zamienią w Białymstoku kawalerkę na bilet.
To było pana marzenie?
Bardziej cel, bo marzeń w piłce się nie spełnia. Boisko zawsze weryfikuje, wiele klubów miało różne plany.
Przed Euro czekają nas jeszcze dwa mecze towarzyskie. Na ostatniej kolacji przed wylotem do Niemiec spodziewacie się delegacji rządowej?
Byłby to z pewnością duży zaszczyt dla całej drużyny, lecz na tę chwilę nic mi na ten temat nie wiadomo. Ale jesteśmy jak najbardziej otwarci na taką wizytę.
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty