Taras Romanczuk. Historia jak z filmu

PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: Taras Romanczuk
PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: Taras Romanczuk

Taras Romanczuk był zniechęcony do gry w Jagiellonii, nie mówiąc o walce o Ligę Mistrzów. Na powrót do reprezentacji stracił jakąkolwiek nadzieję. W 2024 roku los kompletnie zaskoczył kapitana białostoczan. O takim zwrocie akcji nawet nie marzył.

Dekada w Jagiellonii Białystok, 337 rozegranych meczów, zdobyte historyczne mistrzostwo Polski, powołania do reprezentacji Polski i udział z nią w wielkim turnieju. Taras Romanczuk już kilkukrotnie wydawał się osiągnąć swój sufit na polskich boiskach, ale ostatecznie i tak go w końcu przebijał.

We wtorek 23 lipca o godz. 17:30 jako kapitan wyprowadzi zespół z Podlasia na Aukstaitijos Stadionas w Poniewieżu i zagra mecz z FK Paneveżys w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. - Nie spodziewam się łatwego spacerku - zapewnił na konferencji prasowej, a to zapowiada walkę na pełnych obrotach i nie najlepiej wróży przeciwnikom.

Zresztą o gotowość Romanczuka i tak nikt nie musiał się obawiać. W meczu Jagiellonii z Puszczą Niepołomice (2:0), inaugurującym sezon PKO Ekstraklasy, jak zwykle przebiegł blisko 12 kilometrów, rozegrał całe spotkanie i wygrał zdecydowaną większość pojedynków z rywalami. Jego dyspozycja nie wskazywała, że jeszcze miesiąc temu był na Euro 2024. A później zamiast być na urlopie to zmagał się z urazem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zbigniew Boniek wciąż to ma! Cóż za opanowanie piłki

Przyjemne zaskoczenia

Powrót Romanczuka do reprezentacji po sześciu latach przerwy to doskonały przykład na to jak nieprzewidziana jest ścieżka jego kariery. To gotowy scenariusz filmowy, w dodatku z mocnym wątkiem osobistym, pomocą ofiarom wojny w Ukrainie. Opisywaliśmy to wszystko TUTAJ.

Romanczuk trafił do Polski z Ukrainy w 2013 roku, wiążąc się z III-ligową Legionovią, a już półtora roku później walczył z Jagiellonią o najwyższe cele. Uzyskał polskie obywatelstwo i pięć lat po przyjeździe do kraju, zadebiutował w Biało-Czerwonych. To był jednak tylko epizod. Przez sześć lat pomijali go Jerzy Brzęczek, Paulo Sousa, Czesław Michniewicz i Fernando Santos.

- Gdybym był selekcjonerem to stawiałbym na młodszych graczy. Oczywiście chciałbym wrócić do reprezentacji, lecz trzeba patrzeć realnie. Jest kilku naprawdę dobrych zawodników na mojej pozycji. Nie brakuje też utalentowanej młodzieży co widać m.in. w Ekstraklasie - mówił nam.

W rozmowie z "Faktem" gorzko przyznał wprost, że reprezentacyjny rozdział jego kariery jest zamknięty. A gdy Michał Probierz, który ściągnął go z Legionowa do Białegostoku, na początku swojej kadencji też go nie zapraszał, Romanczuk stracił jakąkolwiek nadzieję na powrót do kadry.

Probierz "odkurzył" go jednak na baraże o awans do Euro 2024, a potem nawet znalazł dla niego miejsca w pierwszym meczu Euro 2024 z Holandią. W międzyczasie w symbolicznych okolicznościach, bo w spotkaniu z Ukrainą, strzelił swojego pierwszego gola dla Polski. Na turniej do Niemiec natomiast udał się jako świeżo upieczony mistrz Polski.

Powstał z popiołów

Taki rozwój wypadków jeszcze rok temu wydawał się fantastyką. W poprzednich sezonach Jagiellonia wypadła z ligowej czołówki i stała się drużyną mocno przeciętną. W rozgrywkach 2022/23 broniła się przed spadkiem z ekstraklasy niemal do ostatniej kolejki.

Romanczuk też nie był w takiej dyspozycji jak choćby w 2018 roku kiedy szansę debiutu dał mu Adam Nawałka. To właśnie w tamtym okresie wydawało się, że pomocnik Jagi osiągnął szczyt kariery. Był absolutnym filarem drużyny, strzelał ważne gole, dostawał oferty z lepszych lig jak m.in. Super Lig.

Propozycje transferowe jednak odrzucił, a później jego dyspozycja spadła i coraz częściej zaczęły go prześladować problemy zdrowotne. Los jakby sugerował, że to co w życiu piłkarskim najlepsze jest już za nim.

Niespodziewanie sytuacja uległa zmianie w niedawno zakończonym sezonie. Jagiellonia była rewelacją Ekstraklasy, a Romanczuk wrócił do stuprocentowej dyspozycji zdrowotnej i znowu osiągnął świetną formę. Był jednym z najlepszych zawodników ligi pod względem odbiorów i wygranych pojedynków z rywalami, a do tego zaliczył najwięcej asyst odkąd jest w klubie.

W meczu z Wartą Poznań (3:0) decydującym o historycznym mistrzostwie znowu zdobył bardzo ważną bramkę. - Ambicje mi cały czas wychodzą na pierwszy plan - śmiał się podczas późniejszej konferencji prasowej.

Reprezentacja wciąż możliwa?

Widać, że zniechęcenie jakie w pewnym momencie wydawało się pojawiać u Romanczuka to już przeszłość. A sukcesy z ostatnich miesięcy tylko podniosły poziom motywacji. - Chcemy wygrywać w każdym kolejnym meczu, mamy dobry zespół - zapewnił przed meczem z FK Paneveżys.

Udział w fazie głównej europejskich pucharów to coś, czego kapitan Jagiellonii jeszcze w trakcie kariery nie przeżył. To zapewni już pokonanie Paneveżys w dwumeczu, a ewentualne jesienne starcia z mocnymi rywalami zagranicznymi mogą po raz kolejny otworzyć przed nim rozdział reprezentacyjny. Bo jak sam pokazał tego nie warto przed nim nigdy zamykać, a i jak napisał kilka miesięcy temu na "X" Zbigniew Boniek "zawodnika takiego jak on nie znajdziemy szybko na 'szóstą' pozycję".

Transmisję wyjazdowego meczu Jagiellonii z Paneveżys będzie można zobaczyć w stacji TVP Sport. Relacje tekstową na żywo znajdziecie na naszym portalu TUTAJ.

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty 

Komentarze (3)
avatar
Stary Kresowiak
23.07.2024
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Niech eraca na okraine. 
avatar
❶ ❾ ❶ ❻
23.07.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ufff Kuba, przeżyjesz 
avatar
Jagafan !!
23.07.2024
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Dobrze, dobrze Ciposzko - poprawiłeś się