Absurd wokół "Lewego". Kapitan zakończył dyskusję

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / Paweł Bejnarowicz / Robert Lewandowski
Newspix / Paweł Bejnarowicz / Robert Lewandowski
zdjęcie autora artykułu

We wtorek Robert Lewandowski zamknął absurdalną dyskusję, czy może jeszcze tej reprezentacji coś dać. To nie jest i pewnie już nie będzie piłkarz, który sam wygra nam mecze. Ale ta drużyna ciągle go potrzebuje.

W tym artykule dowiesz się o:

Z Dortmundu – Dariusz Faron, WP SportoweFakty

Pierwsze dwa spotkania na mistrzostwach Europy okazały się dla kapitana Biało-Czerwonych koszmarem. Z Holandią w ogóle nie zagrał, opuszczając pierwszy mecz na wielkim turnieju w historii swoich występów z orzełkiem. Na Austrię wrócił po kontuzji, ale zagrał tylko 30 minut i nie błyszczał. Po jego wejściu zawodnicy Rangnicka podkręcili tempo, strzelając nam dwa gole.

W kraju rozpoczęła się dyskusja, czy właśnie weszliśmy w erę "post-Lewandowski". I czy 35-letni napastnik może jeszcze tej reprezentacji coś zaoferować. We wtorkowy wieczór napastnik Barcelony pokazał, że tak. I że wszelkie nawoływania do odstawienia kapitana na boczny tor były czystym absurdem.

Żeby było jasne - "Lewy" nie zagrał na Signal Iduna Park wybitnego meczu.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro" Największy wygrany reprezentacji Polski? "To na pewno wielka przyszłość naszej kadry"

Przed przerwą dostał świetne dośrodkowanie od Piotra Zielińskiego, które powinien zamienić na gola. Raz źle uderzył sytuacyjnie zza pola karnego z nieprzygotowanej pozycji.

Ale w kluczowych momentach okazał się decydujący.

To on kapitalnie podał do Karola Świderskiego, który wywalczył rzut karny. A chwilę później strzelił swojego szóstego gola w historii występów na mistrzostwach Europy, zrównując się z Thierrym Henrym czy Zlatanem Ibrahimoviciem.

Klasę Lewandowskiego widać było też w mniej znaczących momentach. Na przykład przed przerwą, gdy ładnie odwrócił się z piłką w środku i rozprowadził akcję na lewe skrzydło. Albo w 72. minucie, kiedy z łatwością odebrał piłkę Aurelienowi Tchoumaniemu i oddał groźny strzał.

Kapitana naszej reprezentacji docenili po meczu dziennikarze francuskiego "L'Equipe". Najwyżej ocenili w polskiej kadrze Skorupskiego (8), ale wśród graczy z pola najlepszą notę dostali Piotr Zieliński i właśnie Lewandowski (obaj 6).

Czas nieubłaganie mija, a 35-letni "Lewy", choćby nie wiadomo jak dbał o formę, tego nie zmieni. Musimy się pogodzić, że nie będzie już w reprezentacji zawodnikiem, który w pojedynkę wygra nam ważne mecze. Jednocześnie ciągle próżno szukać w drużynie Probierza drugiego napastnika, który zbliżałby się do niego poziomem. Brutalnie pokazał to mecz przeciwko Austrii, w którym Adam Buksa i Krzysztof Piątek (mimo że "Piona" trafił do siatki) mieli spore problemy.

Dlatego nic tylko się cieszyć, że Lewandowski nie myśli jeszcze o rezygnacji z występów w reprezentacji.

- Nie chcę żałować, że przeszedłem na emeryturę zbyt wcześnie, kiedy wciąż mogłem grać dłużej. Z drugiej strony, nie chcę zmagać się z tą decyzją, gdy nadejdzie ten moment. Na razie jednak on jeszcze nie nadszedł. Muszę poczuć to w sobie - mówił ostatnio w rozmowie z Piotrem Koźmińskim dla oficjalnej strony UEFA.

We wtorek w Dortmundzie sami się przekonaliśmy: "ten moment nie nadszedł". Jeszcze pewnie nie raz, mając w pamięci Lewandowskiego z najlepszych czasów, stwierdzimy po meczu kadry, że mógł dać na boisku jeszcze więcej.

Ale wysyłanie go na emeryturę jest zdecydowanie przedwczesne.

Po spotkaniu z Francją chyba nie ma co do tego wątpliwości.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty