Od zera do kapitana
Zaledwie trzech graczy w historii przeniosło się bezpośrednio z Realu Madryt do FC Barcelony. Jednym z nich był Luis Enrique, który w ostatnim sezonie na Santiago Bernabeu nie mógł dogadać się z zarządem oraz kibicami i zdecydował się odejść do największego rywala.
Początkowo kibice Barcy patrzyli na niego nieprzychylnym okiem. Był on w końcu jednym z autorów największego upokorzenia Blaugrany, kiedy to Blancos wygrali 5:0, a Enrique strzelił jednego gola. Swoją grą i walecznością w końcu przekonał do siebie wszystkich fanów katalońskiej ekipy. Już w pierwszym sezonie 17-krotnie trafiał do siatki, a z czasem został nawet kapitanem swojego klubu, co było nie do pomyślenia wraz z jego przyjściem. Co ciekawe w Gran Derby aż 5 razy strzelał bramki Realowi Madryt.
Konflikt za konfliktem
Krok w drugą stronę podjął Bernd Schuster. W 1980 z niemieckiego Koeln trafił do FC Barcelony, gdzie już po pierwszym roku otrzymał przydomek "Nowy Cruyff". Przez 8 lat Niemiec stał się bohaterem Camp Nou. Strzelał wiele bramek i był prawdziwym liderem zespołu. Mimo to, dochodziło do licznych kontrowersji z jego udziałem. Schuster popadał m.in. w konflikty z prezydentem Nunezem, a podczas jednego z meczów, kiedy zdecydowano się go zmienić, w ramach protestu pojechał od razu do hotelu, nie czekając na odprawę pomeczową. Po ośmiu latach, jako wolny zawodnik, spośród licznych ofert zdecydował się przeprowadzić do Madrytu.
Konfliktowy Schuster jednak na długo nie zasiedział na Santiago Bernabeu. Przez 2 lata zdobył 2 razy mistrzostwo Hiszpanii. Królewscy mieli wtedy jedną z najlepszych ekip w historii, a o jej sile decydował również Niemiec. W lecie 1980 większość graczy wyjechała na mundial (Schuster zrezygnował z reprezentacji również w kontrowersyjnych okolicznościach). Reszta ekipy miała pojechać na tournee przedsezonowe, jednak lekko kontuzjowany Schuster nie chciał wyjeżdżać. Zdenerwowany zarząd postanowił więc pozbyć się pozbyć pomocnika, co było jednym z większych błędów Realu w tamtym okresie. Z kolei Schuster zasilił kolejny... znienawidzony klub przez Królewskich, czyli lokalne Atletico. Wychowanek FC Koeln powrócił jeszcze na Santiago Bernabeu jako trener w 2007 roku.
Bękarcie, pokłoń się mistrzowi
Swoją nienawiść do Realu Madryt wyraził w słowach Samuel Eto'o. Kameruńczyk trafił do Europy w 1996 roku, a na jego pozyskanie zdecydowali się właśnie włodarze Królewskich. Blancos jednak nie poznali się na talencie napastnika i 2-krotnie go wypożyczali do Leganes oraz Espanyolu Barcelona. Ostatecznie nie zagrał żadnego meczu na Santiago Bernabeu i przeniósł się do Realu Mallorki.
Od tego okresu zaczęła się jego nienawiść do klubu w białych barwach. Podkreślał, że nie dano mu szansy i nie traktowano na równi z innymi graczami. Eto'o zazwyczaj odwdzięczał się bramkami strzelanymi właśnie golkiperowi Realu. Dodatkowo w 2004 roku piłkarz przeniósł się FC Barcelony i właśnie na Gran Derby motywował się najbardziej. Udało mu się strzelić bramki w 4 meczach. Najbardziej za skórę stołecznym kibicom zaszedł, kiedy po zdobyciu mistrzostwa wziął na Camp Nou mikrofon do ręki i w obecności 100 tysięcy fanów wykrzyczał "Madrid, cabron, saluda al campeon", co po polsku oznacza "Madrycki bękarcie, pokłoń się mistrzowi".
Koszmar na Camp Nou
Zdecydowanie najgłośniejszym echem odbił się bezpośredni transfer Luisa Figo z FC Barcelony do Realu Madryt. Portugalczyk trafił na Camp Nou dość przypadkowo, bowiem w 1995 roku brał udział w aferze i podpisał dwa kontrakty naraz z AC Parmą i Juventusem Turyn. Za takie zachowanie został ukarany zakazem gry we Włoszech przez 2 lata i wyścig po niego wygrała FC Barcelona.
Przez 5 sezonów gry na Camp Nou stał się idolem fanów. Wydatnie pomógł ekipie w wygraniu 2-krotnie mistrzostwa czy Pucharu Zdobywców Pucharów. Zagrał w 172 meczach i podjął krok, na który mało kto się zdecydował. W 2000 roku odbywały się wybory prezydenckie w Realu Madryt, a jeden z kandydatów - Florentino Perez zapowiedział stworzenie galaktycznego składu z m.in. Figo w składzie. Obecny prezes wygrał tę kampanię i swoją obietnicę spełnił. Za 56 mln dolarów kupił od Barcy skrzydłowego, który stał się jednocześnie najdroższym piłkarzem na świecie.
Dla kibiców Barcy Figo do dnia dzisiejszego pozostaje największym zdrajcą. Szczególnie zapamiętany zostanie jego pierwszy występ na Camp Nou w barwach znienawidzonego rywala. Każde jego dotknięcie piłki było "nagradzane" przeraźliwymi gwizdami całego stadionu, a kiedy Portugalczyk wykonywał rzut rożny w jego stronę leciały praktycznie wszystkie rzeczy, jakie wnieśli kibice na stadion. Pośród mnóstwa plastikowych opakowań, można było wtedy na murawie znaleźć butelkę po whisky, monety, telefony komórkowe czy nawet świński ryj. Nawet ostatnie pojawienie się skrzydłowego na stadionie jako piłkarza Interu Mediolan nie było przyjemne dla niego. Portugalczyk usłyszał bowiem wiele obraźliwych inwektyw na swój temat.