Polak wychował wielką gwiazdę. Znów triumfuje

Archiwum prywatne / Archiwum Piotra Wojtyny / Piotr Wojtyna i N'Golo Kante
Archiwum prywatne / Archiwum Piotra Wojtyny / Piotr Wojtyna i N'Golo Kante

- Siła francuskiej piłki polega na tym, że jest świetnie rozwinięty futbol masowy. A w Polsce nieraz 13-latek jedzie do szkółki kilkaset kilometrów od domu. To chore - mówi trener Piotr Wojtyna, wychowawca N'Golo Kante, pracujący od lat we Francji.

W tym artykule dowiesz się o:

W poniedziałek reprezentacja Francji zagra w 1/8 finału Euro 2024 z Belgią (godz. 18). Od początku turnieju jednym z najważniejszych piłkarzy ekipy Didiera Deschampsa jest N’Golo Kante. Filigranowy pomocnik zaliczył nieoczekiwany powrót do drużyny narodowej po dwuletniej przerwie.

- Gdy usłyszałem o powołaniu dla N’Golo, zrobiłem wielkie oczy. Nie przypuszczałem, że zdarzy się coś takiego – opowiada nam Piotr Wojtyna, polski trener, pod okiem którego Kante stawiał pierwsze kroki.

Wojtyna od 25 lat pracuje w JS Suresnes. Z polskim specjalistą rozmawiamy nie tylko o jego najsłynniejszym wychowanku, ale też sekrecie francuskiego systemu szkolenia.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Wiele pytań po meczu Niemców. Eksperci czują niesmak

Remigiusz Półtorak, Dariusz Faron: Był pan zaskoczony, że N’Golo Kante wrócił do reprezentacji na Euro 2024?

Piotr Wojtyna, trener JS Suresnes, wychowawca N’Golo Kante: Bardzo. Po naszych zajęciach widziałem się z trenerem, który występował u nas z N’Golo w jednej drużynie. "Wiesz, że go powołali?". Zrobiłem wielkie oczy. Kante nie grał w reprezentacji dwa lata. W poprzednim sezonie męczyły go kontuzje. Nie przypuszczałem, że wydarzy się coś takiego.

Na Euro 2024 już pokazał klasę. W pierwszych dwóch spotkaniach "Les Bleus" był najlepszym zawodnikiem meczu.

Po powołaniu Kante prześledziłem francuskie media i słyszałem różne opinie. Niektórzy eksperci twierdzili, że to plan awaryjny. Pokazali w TV fragmenty jego występów w Arabii Saudyjskiej. On się tam bawi. Jego największą siłą jest umiejętność powtarzania wysiłku na bardzo dużej intensywności. Zawsze wyróżniał się tym, że w końcówkach ważnych meczów "jeździł" na wyższym biegu niż pozostali. 40 stopni, duszno, wilgotno – piłkarze padają, a N’Golo się nie zatrzymuje. Jeśli zdrowie dopisze, będzie mógł grać do czterdziestki. Potwierdził, że nadal może być ważną postacią tej reprezentacji.

Ci, którzy krytykowali Deschampsa za powołanie Kante, mieli bardzo mało argumentów. Zresztą mówimy o trenerze, który doprowadził Francję do trzech finałów wielkich imprez. Nie odważyłbym się go krytykować za zabranie N’Golo na mistrzostwa.

Dzwonił pan do Kante z gratulacjami?

Wysłałem mu tylko sms-a. Kontaktujemy się mniej więcej dwa razy w roku. Widzieliśmy się w sezonie 2022/23 w Londynie przed meczem rewanżowym Chelsea z Realem Madryt w Lidze Mistrzów. N’Golo wracał po urazie. Akurat były urodziny mojej córki, więc zrobiłem jej niespodziankę. Zapytałem Kante, czy przypadkiem nie ma wejściówek na ten mecz i mi pomógł. Spotkaliśmy się dzień przed spotkaniem. Rozmawialiśmy dwie godziny.

Potem widzieliśmy się jeszcze w Suresnes. Był już po transferze do Arabii Saudyjskiej. Opowiadał, że trafił do bardzo profesjonalnego klubu. Jestem przekonany, że nadal byłby w stanie funkcjonować w piłce klubowej na najwyższym poziomie.

Dla pana musi to być wielka sprawa. Nie każdy trener może się pochwalić, że wychował mistrza świata.

Cieszę się, że przydarzyło mi się coś takiego. Nadal mam pierwszy trening N’Golo przed oczami. Miał jedenaście lat. Biegał tam i z powrotem z piłką przy nodze. Podawał, od razu wychodził na pozycję. Po pierwszych zajęciach wziąłem go do starszej grupy. Tam dużo się nauczył. Gdyby dalej grał w swojej kategorii, nie zrobiłby takiego postępu. N’Golo cały czas robił progres.

Pracował pan z Kante wiele lat. Dlaczego nie wyfrunął szybciej do silniejszego klubu?

Jestem za tym, by w przypadku młodego utalentowanego piłkarza nie spieszyć się z przenosinami do lepszej drużyny. Mówiłem to N’Golo. "Grasz tu z seniorami, trenujesz pięć razy w tygodniu, wsiadasz na hulajnogę po pięciu minutach jesteś w domu. A wyjedziesz już teraz do klubu występującego dwie ligi wyżej, codziennie będziesz dojeżdżał 150 km, nikt nie będzie cię prowadził indywidualnie". Każda historia jest inna. W przypadku utalentowanego piłkarza rodzice często chcą jak najszybciej zmienić klub na silniejszy. Nieraz niepotrzebnie.

Mówił pan w wywiadach, że po odejściu Kante z Suresnes bardzo mocno śledził pan jego karierę.

Pamiętam, gdy występował w Caen i grali z PSG. Poszedłem na ten mecz. Paryż prowadził 2:0, do końca zostało 10 minut. Laurent Blanc zrobił zmiany, do tego jeden z jego zawodników dostał czerwoną kartkę i Caen wyciągnęło wynik na 2:2. Pierwszy raz oglądałem N’Golo na takim poziomie. Nie mógł odebrać piłki Marco Verrattiemu. Rozgrywający PSG wyglądał jak chłopak ze starszej klasy, który przyszedł na przerwie pograć z młodszymi.

Chcielibyśmy porozmawiać o tym, jak patrzy pan na francuski futbol. W końcu jest tu pan kawał czasu.

11 września minie 35 lat. A w klubie z Suresnes jestem od 25 lat, odpowiadam za całe szkolenie. Piłka amatorska jest we Francji niedoceniana. Tymczasem wywodzi się z niej praktycznie sto procent obecnych reprezentantów. Większość właśnie z okolic Paryża.

Skąd we Francji tak dobre szkolenie?

Cała siła francuskiej piłki polega na tym, że jest świetnie rozwinięty futbol masowy. W latach 60. i na początku 70. Georges Boulogne postawił na szkolenie w skali kraju. Najpierw wszystkie kluby z pierwszej ligi musiały otworzyć szkółkę z internatem dla młodzieży od 16 do 19 lat. Później przy małych miejskich klubach też zaczęły powstawać szkółki. Dziś poniekąd jesteśmy ofiarami sukcesu tego projektu. W naszym klubie jest 1100 zawodników. Nie możemy pracować z maksymalną efektywnością z taką liczbą.

Szukacie talentów w okolicy?

Nie rekrutujemy zawodników. Pracujemy z tymi, którzy przyjdą. Po prostu. Mówimy o regionie paryskim, tu jest dżungla. Wszyscy wzajemnie kradną sobie piłkarzy. Nie ma czegoś takiego jak w Polsce, że robisz transfery dzieci i płacisz klubom za karty zawodnicze. Grasz w Saint-Cloud, skończyłeś sezon i od jutra możesz być graczem Suresnes. Jeśli opłaciłeś ostatnią składkę, jesteś wolny. I nikt nie bierze za to ani grosza. Wolny rynek. W Polsce zawodnik jest nierzadko niewolnikiem klubu, co hamuje rozwój futbolu.

Na czym polega masowość szkolenia młodzieży?

Zbudowano odpowiednie struktury. We Francji nie możesz występować na poziomie centralnym bez posiadania drużyny młodzieżowej w każdej kategorii. Jest to regulowane przepisami. Ba, na poziomie regionalnym jest to samo. Gdybyśmy nagle stwierdzili w Suresnes, że nie mamy drużyny piętnastolatków, zdegradowaliby nas do najniższej ligi departamentalnej. Szkolenie dzieci jest obowiązkiem klubów. A jak konkretnie to robisz, to już twoja sprawa. Nie możesz narzucić wszystkiego centralnie.

Żeby nie było, że wszystko jest idealnie – we Francji jest bardzo dużo marnotrawienia piłkarskich talentów. Tyle że kraj może sobie na to pozwolić.

Istnieją regionalne ośrodki treningowe. W jaki sposób funkcjonują?

To ośrodki pod skrzydłami federacji francuskiej, jak słynny ośrodek Clairefontaine (baza reprezentacji Francji, przyp. red.) Jeden z polskich trenerów, który pracuje dziś z dziećmi w Wiśle Kraków, był w takim ośrodku w Metz. Takie miejsca mają na celu szkolenie trzynasto- i czternastolatków. Po ukończeniu dwuletniego cyklu młody zawodnik ma się dostać jakiegoś klubu zawodowego. We Francji obowiązuje rejonizacja.

Na czym dokładnie polega?

Obowiązuje limit, jeśli chodzi o dystans. Jako dziecko możesz trenować w szkółce oddalonej maksymalnie kilkadziesiąt kilometrów od domu. W Polsce wygląda to inaczej. Nie do końca jestem przekonany, czy wysyłanie dziecka 13-, 14-letniego dwieście kilometrów do szkółki jest dla niego dobre. W Lechu spotkałem młodego piłkarza z... Krosna. Pomyślałem: "Jezus Maria, co ten chłopak tu robi?!". Sześćset kilometrów. Słyszałem też o historiach, że rodzic wozi chłopaka po 150 kilometrów na jeden trening. To chore, tym dzieciom się robi krzywdę.

Gdzie jeszcze widzi pan istotne różnice?

We Francji bardzo patrzy się na certyfikację. Nie każdy może otworzyć szkółkę i prowadzić ją pod szyldem krajowej federacji. Trzeba spełnić określone wymagania. A w Polsce jesteś byłym piłkarzem, kosisz trawnik przed domem i ogłaszasz, że otwierasz akademię. Uważam, że wysyp tego typu szkółek nie jest dobry. PZPN powinien uderzyć pięścią w stół.

Mieszka pan we Francji, ale jest pan na bieżąco z wydarzeniami w polskiej piłce. Z naszym szkoleniem naprawdę jest tak źle?

Są pewne hamulce. Kwestia numer jeden to dostępność. Młody piłkarz powinien mieć w swojej okolicy ośrodek, w którym mógłby się rozwijać. Tak, by nie musiał jechać do szkółki na drugim końcu Polski. Druga sprawa: szkolenie trenerów. Tu też mamy sporo do poprawy. Choć muszę przyznać, że we Francji też bywa z tym różnie. Jest mnóstwo drużyn, więc potrzeba wielu specjalistów. Brakuje ich, niektórych bierze się z "ulicy". Czasem ich poziom to katastrofa.

Mówimy o bardzo szerokim zagadnieniu, ale gdyby na koniec w kilku zdaniach miał pan powiedzieć, co jest kluczowe, by szkolenie w Polsce poszło do przodu?

Odpowiedziałbym: masowość. Jeśli kluby zaczną masowo szkolić, za dziesięć lat zbierzemy tego owoce. Podniecamy się, że Lech czy Legia od czasu do czasu wypuszczą kilku zawodników do Europy. Jeśli nasza piłka ma iść do przodu, to zdecydowanie za mało.