Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Zostajesz w Wolfsburgu?
Jakub Kamiński: To się klaruje, przez mistrzostwa Europy okienko transferowe jest wydłużone, ale myślę że zostanę w klubie. Chce walczyć o miejsce w składzie Wolfsburga i zrobię wszystko, by nowy sezon był zdecydowanie lepszy od poprzedniego.
W ostatnim byłeś głównie rezerwowym. Są perspektywy na zmiany?
Końcówką poprzedniego sezonu dużo wygrałem u trenera Ralpha Hasenhuttla. Dostałem szansę w kilku meczach, pokazałem się, do tego ciężko trenowałem. Myślę, że trener był zadowolony.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro": Arabia Saudyjska kusi Marciniaka. Oto, co doradzają mu eksperci
Jaki to szkoleniowiec?
Sprawiedliwy. Gdy ktoś dobrze się prezentuje, to dostaje szansę. Ja też jestem typem gracza, który wykonuje założenia i mogę zagrać na każdej pozycji. Nie macham rękoma, nie narzekam.
Potrafisz ocenić na chłodno czemu w ostatnim roku grałeś tak mało? Jak do tego podchodziłeś?
To już historia. Skupiam się na kolejnym sezonie w Bundeslidze. W sobotę graliśmy pierwszy sparing, strzeliłem gola, miałem asystę. Wygraliśmy wysoko, 9:0, rywal nie był najmocniejszy, ale swoje trzeba było pokazać na boisku. Od początku walczę o pierwszy skład w drużynie.
Myślę, że w zeszłym sezonie każdy w klubie widział, że jestem zdenerwowany, ale ja takie rzeczy zawsze wyjaśniam na boisku. Wolę pokazać coś na murawie, a nie gadać czy obrażać się na trenera lub kolegów.
Jestem dumny, że nie "pękłem" i robiłem swoje do końca sezonu. Myślę, że dobrze poradziłem sobie mentalnie w pierwszym momencie kryzysowym. Pod koniec ligi przyszła nagroda, gdy nowy trener na mnie postawił i dałem kilka pozytywnych akcentów.
Bundesliga nie wybacza?
Tak jest. Nie pokażesz się dobrze w jednym lub w dwóch meczach, nie zaznaczysz swojej obecności na boisku i już trener myśli, czy cię nie zmienić, bo ma takich dwudziestu w kadrze. Nie jest to łatwe szczególnie dla młodych zawodników, bo gdy nie wykorzystasz szansy, to może być ci ciężko wrócić. Wtedy trzeba walczyć o kolejną, nie spuszczać głowy i być w gotowości.
Chciałeś odejść?
Na pewno nie zamierzałem zmieniać kraju. Zawsze byłem fanem Bundesligi, oglądałem Kubę Błaszczykowskiego, Łukasza Piszczka, Roberta Lewandowskiego. Podoba mi się ta liga i wiem, że mogę w niej dużo osiągnąć. Poza tym dobrze czuję się w Wolfsburgu, szybko się zaaklimatyzowałem, znam język. Teraz chcę wrócić do składu w klubie i reprezentacji Polski.
Przez to wszystko uciekło ci Euro w Niemczech.
Na pierwszym zgrupowaniu trener Probierz powiedział, że bardzo na mnie liczy i dziękuje mu za to wsparcie. Zapewniałem trenera, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by grać, ale były kwestie niezależne ode mnie. Czułem się potrzebny naszej reprezentacji, jednak w końcówce sezonu wyjazd na turniej mocno się oddalał. Zabrakło mi po prostu minut w klubie.
Trener postawił na zawodników, którzy grali i jak najbardziej to rozumiem i szanuję, ale walczę o to, by wrócić do kadry na Ligę Narodów. Nie wdrażać się z powrotem do zespołu, a pomagać chłopakom na boisku. W mistrzostwach świata w Katarze rozegrałem cztery mecze, łącznie mam ich czternaście w reprezentacji i chcę brać na siebie odpowiedzialność. Nie wycofuje się z tych słów.
Oglądałeś mecze kadry na Euro?
Tak, i nie było to łatwe. Chciałbyś w tym momencie być na stadionie i pomóc chłopakom, a mi został tylko telewizor. Oglądałem mecze w domu, na Śląsku. Szkoda, że skończyliśmy turniej z jednym punktem. Uważam, że mieliśmy potencjał, by osiągnąć coś więcej. Nawet chłopaki w szatni Wolfsburga byli lekko zaskoczeni, że wywalczyliśmy tylko remis. Z drugiej strony - trafiliśmy do grupy śmierci. Jest jednak poczucie, że dało się wycisnąć coś więcej.
Widzisz postęp w grze kadry?
Zdecydowanie tak. Trener Probierz od początku chciał, żebyśmy nie bali się podejmować ryzyka i pokazywali swój potencjał. Zawsze o nim mówiliśmy i trzeba go było wreszcie zaprezentować. Na Euro były momenty, w których to robiliśmy. Mamy piłkarzy na dobrym, europejskim poziomie, grających w mocnych klubach i aż prosi się, by to wykorzystać. Na pewno przyjdą momenty z lepszymi zespołami, gdy trzeba będzie się cofnąć, zagrać niżej, ale nie bójmy się. Fajne, że chłopaki chcieli to pokazać w mistrzostwach.
Do Wolfsburga dołączył Kamil Grabara. Wprowadzasz do drużyny kolegę z Rudy Śląskiej?
Możemy gadać ze sobą po śląsku w szatni. Koledzy śmieją się, że jesteśmy "polish mafia", bo siedzimy razem w trójkę, jeszcze z Bartkiem Białkiem. Myślę, że Kamil będzie dobrą, charakterną osoba w szatni, której teraz potrzebujemy. Może na mnie liczyć, ale sam też świetnie daje sobie radę.
Czego nauczył cię poprzedni sezon?
Trzeba patrzeć na siebie, rozpychać się łokciami, nie poddawać się i zasuwać. W tamtym okresie wiele osób dzwoniło do mnie i pisało. Znajomi dopytywali, dlaczego nie gram, co się dzieje. Odpowiadanie na te same pytania po każdym meczu było frustrujące. Wiem, że znajomi chcieli mnie wesprzeć, ale potrzebowałem czasu, by to przełknąć. Za mną trudna lekcja, ale wyciągam z niej naukę - co zrobić, by dostać szansę, jak przekonać trenera. Wolę, by taka sytuacja spotkała mnie na początku kariery, niż w momencie szczytowym, za kilka lat.
Dopiero zaczęliście przygotowania do nowych rozgrywek. Jakie masz przeczucia?
Już pierwszy trening pokazał, że nie ma żartów i odpuszczania. Wióry leciały, iskrzyło, były faule. Dwie godziny zasuwaliśmy. Po sezonie odpocząłem około półtora tygodnia, a później zrobiłem sobie okres przygotowawczy przed przygotowaniami w klubie. Miałem rozpiskę z Wolfsburga, ale dołożyłem trochę od siebie, żeby przyjechać do klubu w dobrej formie. Ćwiczyłem z trenerem indywidualnie na AWF-ie w Katowicach, by się wzmocnić. Narzuciłem sobie mocny rygor, chciałem być trochę przed innymi.
Początek ligi macie bardzo wymagający.
W pierwszej kolejce Bayern Monachium, dalej Holstein Kiel, Eintracht Frankfurt, Bayern Leverkusen, Stuttgart. Teraz każdy walczy o siebie, to jest poligon. Ale spokojnie: taki mam charakter, że się nie poddaje. Jestem pracuś, zasuwania się nie boję.
rozmawiał w Wolfsburgu Mateusz Skwierawski