Z Berlina – Dariusz Faron, WP SportoweFakty
- Wszystko było niesamowite. W moim odczuciu to prawdopodobnie najlepsze mistrzostwa Europy w historii. Fani świetnie się bawili, nie było żadnych incydentów. Oglądaliśmy topowe drużyny i znakomite mecze - stwierdził w piątek prezydent UEFA Aleksander Ceferin w rozmowie z chińską agencją prasową
Xinhua.
Teza o najlepszym Euro w historii ładnie brzmi, ale nijak się nie broni.
ZATARTE SILNIKI
Owszem, każdy turniej dostarcza historii, którymi można się zachwycić. I w Niemczech też tak jest. Przecież przygotowujący się do finału Anglicy byli przez ekspertów i kibiców równani z ziemią, a po remisie ze Słowenią Garetha Southgate’a obrzucano plastikowymi kuflami. Reprezentanci odpowiedzieli na krytykę w najlepszy możliwy sposób.
Nie byłoby tego finału Wyspiarzy - i to kolejna piękna historia z Euro 2024 – gdyby nie Bukayo Saka. Trzy lata temu stał się jedną z twarzy porażki przeciw Włochom w najważniejszym meczu Euro 2020 (nie wykorzystał rzutu karnego), a teraz uratował zespół w starciu ze Szwajcarią golem w końcówce ćwierćfinału. Później nie pomylił się z jedenastego metra.
O 17-letnim Lamine Yamalu (w sobotę miał urodziny) po jego pięknym trafieniu z Francją napisano już tomy artykułów. Wszyscy biliśmy też brawo Słowacji, która prawie wyrzuciła Anglię za burtę, czy Szwajcarii ogrywającej Włochów.
Tak, ten turniej miał swoje dobre momenty. Ale też nie ma sensu zakłamywać rzeczywistości - na Euro 2024 trudno zakochać się w piłce.
- Zawiodły mnie gwiazdy. Cristiano Ronaldo przyjechał zmęczony. Kylian Mbappe był cieniem samego siebie sprzed dwóch, trzech lat. Jude Bellingham też nic wielkiego nie pokazał, a przecież w Realu błyszczy. Przerwa między klubowymi rozgrywkami i turniejem była za krótka. To widać. Zespoły są zmęczone, więc grają bezpiecznie. Myślą przede wszystkim, by nie tracić goli - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty komentator TVP, Dariusz Szpakowski.
Francuzi i Włosi nie rozegrali w Niemczech ani jednego dobrego meczu. Belgowie czy Portugalczycy o turnieju też będą chcieli jak najszybciej zapomnieć.
Zachwycająca Hiszpania i pragmatyczni Anglicy to trochę za mało jak na "najlepsze Euro w historii". Tym bardziej że do "problemów" czysto piłkarskich doszły spore kłopoty organizacyjne.
SPÓŹNIONY DYREKTOR
Gospodarz imprezy to bez wątpienia największy przegrany Euro 2024.
Nie ma sensu się tu rozpisywać, bo praktycznie nie ma dnia, by korespondenci bądź kibice nie narzekali na słabą organizację, spóźniające się pociągi, chaos na stadionach. Jak pisały zgodnie "The Athletic" i "Deutsche Welle", "mit o niemieckiej solidności upadł". "DW" stwierdziło dosłownie, że "został pogrzebany, a cmentarzem jest Gelsenkirchen", gdzie gospodarze mieli największe problemy organizacyjne.
Sami Niemcy nie ukrywają, że Euro 2024 to ich porażka i to na wielu płaszczyznach. Przedsiębiorstwo kolejowe Deutsche Bahn wręcz się ośmieszyło. Dość powiedzieć, że dyrektor turnieju (!) Philipp Lahm przez spóźnienie pociągu nie zdążył na mecz Ukrainy ze Słowacją. A Holendrzy z tego samego względu musieli odwołać konferencję prasową.
Deutsche Bahn przeprosiła już kibiców za "zbyt niską jakość". Kilka dni temu w podobnym tonie wypowiedział się na łamach Welt Am Sonntag minister transportu, Volker Wissing.
- To, co przydarzyło się niektórym kibicom, nie jest zgodne ze standardami Niemiec ani moimi standardami dotyczącymi naszej infrastruktury transportowej. Ogłaszając przed mistrzostwami, że codziennie będzie w pociągach 10 tys. dodatkowych miejsc, Deutsche Bahn przesadziła - mówił.
Niemiecki chaos to dla dziennikarzy i kibiców z całej Europy spore zaskoczenie.
- Odnoszę wrażenie, jakby gospodarzom nie chciało się organizować tego turnieju. Chaos na stadionach, spóźniające się pociągi - kiedyś w tym kraju tego nie było. Inna kwestia: bardziej turniejem żyli kibice przyjezdni - Anglicy, Holendrzy, Turcy czy Szkoci. Dla nich to było wydarzenie, a dla Niemców niekoniecznie. Zawsze byli traktowani jako organizacyjny wzór, a tu porządku się nie widzi - mówi nam Szpakowski.
- Przede wszystkim zaskoczyli mnie wolontariusze i stewardzi pracujący na stadionach. Nie mieli chyba żadnego przeszkolenia, bo nie znali topografii obiektów. Nie mieli zielonego pojęcia, gdzie się co znajduje. – dodaje znany komentator.
Symbolem całkowitej dezorganizacji na Euro 2024 stała się sytuacja po meczu Hiszpanii z Francją, gdy jeden ze stewardów goniących kibica przypadkowo zaatakował wślizgiem Alvaro Moratę. Napastnik niemalże nabawił się kontuzji.
OSTATNI AKORD
Niemcy mają nadzieję, że przy okazji finału (niedziela, godzina 21.00) uda się uniknąć kolejnych wpadek. I że na Stadionie Olimpijskim w Berlinie zobaczymy spektakularny mecz. Jest na to szansa, bo Hiszpanie prezentują ofensywną piłkę od początku turnieju, a Anglicy po uniknięciu kompromitacji ze Słowacją zaczęli się rozpędzać. Dlatego przed ostatnim meczem Euro 2024 trudno wskazać faworyta.
- Jeśli nie będziemy się bać, zwiększymy swoje szanse na zwycięstwo - mówi selekcjoner Anglików Gareth Southgate.
- Powiedziałem zawodnikom: cieszcie się tym momentem, zasłużyliście na to. Nie dostaliśmy nic za darmo – to z kolei słowa opiekuna Hiszpanów, Luisa de la Fuente.
I na to wszyscy liczą: że w niedzielny wieczór zobaczymy piłkarzy, którzy cieszą się grą i odważnie idą po swoje.
Niezależnie od tego, co się wydarzy w finale, twierdzenia o najlepszym Euro w historii trzeba włożyć między bajki. Ale skoro w całym scenariuszu momentami wiało nudą, niech chociaż ostatnia scena nas zachwyci.