Bez szans. Liga Mistrzów nie dla Jagiellonii

Newspix / Ivar Olsen / PressFocus / Na zdjęciu: Dominik Marczuk
Newspix / Ivar Olsen / PressFocus / Na zdjęciu: Dominik Marczuk

Pomiędzy FK Bodo/Glimt i Jagiellonią Białystok była różnica klas. Mistrz Polski został rozbity w Norwegii 1:4 i zakończył tegoroczną walkę o Ligę Mistrzów. Zaczęło się rewelacyjnie, ale później strzelali już wyłącznie gospodarze.

Początek był rewelacyjny. Jagiellonia Białystok odważnie ruszyła na przeciwnika i dość niespodziewanie już w 4. minucie objęła prowadzenie. Było w tym mnóstwo przypadku, Jesus Imaz z trzech metrów strzelił w poprzeczkę, ale szczęście było po jego stronie i niczego nie spodziewający się Patrick Berg wpakował piłkę do bramki. Straty sprzed tygodnia zostały odrobione w mgnieniu oka, kibice Jagiellonii mieli nadzieję, że może uda się sprawić niespodziankę.

Goście pograli jeszcze w podobnym tonie przez 5-10 minut i... jakby ktoś odciął im prąd. Wyjął wtyczkę. Nagle Jagiellonia zaczęła cofać się bardzo głęboko i tak naprawdę kwestią czasu było aż gospodarze to wykorzystają. Z łatwością dochodzili do pola karnego, oddawali strzały, ale byli nieskuteczni. No ale ile można pudłować? Wreszcie Sondre Brunstad Fet trafił idealnie z 25 metrów i zrobiło się 1:1. Jagiellonia nie wyciągnęła wniosków, rywal się nakręcał i po czterech minutach był już na prowadzeniu po ładnej akcji i spokojnym wykończeniu Isaka Dybvika Maatty.

Różnica była widoczna gołym okiem. Gdyby wyjąć pierwsze 5-10 minut, to ten mecz wyglądałby dokładnie tak samo, jak ten w Białymstoku tydzień wcześniej. Z tą różnicą, że tym razem rywale byli dużo bardziej skuteczni. I ostatecznie skończyło się srogim laniem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Thierry Henry dał popis! Zobacz szalony taniec trenera Francji

Nie wiemy czy w przerwie trener Adrian Siemieniec wygłosił jakąś płomienną przemowę, natomiast zawodnicy Jagiellonii wyszli nieco odmienieni. Chcieli poszukać gola wyrównującego, który dałby jeszcze trochę emocji. Tak się jednak nie stało i można gdybać, co by było, gdyby Afimico Pululu strzelił bez przyjęcia albo po prostu opanował piłkę parę metrów od bramki.

Tak się nie stało, po chwili gospodarze przeprowadzili akcję i Brunstad Fet trafił zza pola karnego na 3:1. Było już w zasadzie pozamiatane, Jagiellonia po tym ciosie już się nie podniosła. Inna sprawa, że zaczęło się od - wydawało się - ewidentnego faulu na Mateuszu Skrzypczaku. Sędzia jednak puścił grę, a następnie usłyszał niejedną wiązankę pod swoim adresem. Na 20 minut przed końcem ekipa z Norwegii ukąsiła po raz czwarty (po kolejnej fantastycznej akcji). To było idealne podsumowanie tego meczu. Różnica klas? Mało powiedziane. To była przepaść. Demolka. Pewnie gdyby musieli zdobyć kolejne bramki, to by to zrobili.

Co dalej? Oczywiście europejska przygoda Jagiellonii na tym dwumeczu się nie kończy. Liga Konferencji Europy jest już pewna, ale "Jaga" może jeszcze powalczyć o Ligę Europy. Rywalem w IV rundzie eliminacji będzie Panathinaikos lub Ajax (w pierwszym meczu zespół z Holandii wygrał 1:0).

FK Bodo/Glimt - Jagiellonia Białystok 4:1 (2:1)
0:1 Patrick Berg (s.) 4'
1:1 Sondre Brunstad Fet 34'
2:1 Isak Dybvik Maatta 38'
3:1 Sondre Brunstad Fet 56'
4:1 Kasper Hogh 70'

Składy:

Bodo/Glimt: Nikita Haikin - Fredrik Sjovold, Odin Bjortuft, Jostein Gundersen, Fredrik Andre Bjorkan (82' Adam Sorensen) - Hakon Evjen (74' August Mikkelsen), Patrick Berg, Sondre Brunstad Fet - Isak Dybvik Maatta, Kasper Hogh (74' Andreas Helmersen), Jens Petter Hauge.

Jagiellonia: Sławomir Abramowicz - Michal Sacek, Mateusz Skrzypczak, Adrian Dieguez, Joao Moutinho - Dominik Marczuk, Taras Romanczuk (80' Jarosław Kubicki), Aurelien Nguiamba (61' Nene), Jesus Imaz (80' Tomas Silva), Kristoffer Hansen (68' Miki Villar) - Afimico Pululu (68' Lamine Diaby-Fadiga).

Żółte kartki: Hauge, Helmersen (Bodo/Glimt) oraz Marczuk (Jagiellonia).

Sędzia: Benoit Bastien (Francja).

W pierwszym meczu: 1:0. Awans: FK Bodo/Glimt.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty