W meczu Ajax - Panathinaikos było siedemnaście serii rzutów karnych. Piłkarze Wisły Kraków najwyraźniej pozazdrościli tym zespołom i chcieli im dorównać. W spotkaniu "Białej Gwiazdy" ze Spartakiem Trnava tych serii było zaledwie czternaście. Skończyło się po myśli pierwszoligowca, który rozegrał fenomenalne zawody i awansował do IV rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy.
- Najważniejszy jest wynik końcowy. Wygraliśmy mecz i gramy dalej - mówił nam po meczu Kamil Broda, który obronił dwa rzuty karne.
- Nie czuję się bohaterem, chociaż wiem, że rzuty karne są moim atutem. Miałem przekonanie, wręcz pewność, że coś uda mi się złapać. Nie było momentów zwątpienia, ale w paru sytuacjach było blisko, a nie udało się obronić. W takich momentach odpowiedzialność spoczywa na nas wszystkich - komentował bramkarz Wisły.
Zresztą Broda nie tylko bronił rzuty karne. Seria ciągnęła się na tyle długo, że w końcu on sam musiał podejść do piłki i oddać strzał. Za pierwszym razem bramkarz Spartaka obronił, natomiast sędziowie słusznie dopatrzyli się, że nie stał dwoma nogami na linii. Zarządzona została powtórka i w niej Broda już się nie pomylił.
- Pierwszy strzał okazał się za słaby, bramkarz mnie przeczytał, a ja nie uderzyłem najlepiej. Dostałem drugą szansę od losu i drugi strzał był już bardzo precyzyjny. Nie do obrony - przyznał.
- Nigdy w życiu nie miałem okazji wykonywać rzutu karnego. Chyba musiałbym się cofnąć do jakichś dziecięcych rozgrywek, ale nie potrafię sobie tego przypomnieć - dodał Broda.
z Krakowa Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Można oglądać bez końca. Bramka stadiony świata
CZYTAJ TAKŻE:
Wysyp czerwonych kartek, przepychanki. Kabaret we Wrocławiu [WIDEO]
"Nikt nie będzie pamiętał". Kapustka podsumował słaby występ Legii