1:0 jeszcze w 87. minucie. Jak można było przegrać ten mecz?

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Lechia Gdańsk - Raków Częstochowa
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Lechia Gdańsk - Raków Częstochowa
zdjęcie autora artykułu

Lechia Gdańsk prowadziła z Rakowem Częstochowa jeszcze na 4 minuty przed końcem spotkania. Zawodnicy Marka Papszuna w odpowiednim momencie włączyli jednak piąty bieg i wygrali 2:1.

Faworyt piątkowego spotkania był jeden. Lechia Gdańsk od początku sezonu ma problemy ze zdobywaniem punktów i po awansie do PKO Ekstraklasy po pięciu kolejkach zajmowała w niej ostatnie miejsce. Chociaż Szymon Grabowski dokonał kilku zmian w wyjściowej jedenastce w porównaniu do ubiegłotygodniowej klęski w Niepołomicach, każdy inny wynik niż trzy punkty Rakowa byłby sensacją. W przeciwieństwie do poprzednich meczów, Lechia nie przespała początku zawodów i grała jak równy z równym, a nawet to beniaminek częściej przebywał pod polem karnym ekipy z Częstochowy. W 28. minucie kibice odpalili race i rzucili mnóstwo serpentyn na murawę, przez co arbiter przerwał spotkanie aż na 11 minut. Z pewnością Lechii, która już teraz nie należy do finansowych krezusów, takie zachowanie ze strony trybun nie przyniesie wielu profitów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Neymar wraca do gry. Odbył wyjątkowy trening

W końcówce pierwszej połowy mecz zrobił się brzydki i rwany, przede wszystkim przez ostrą grę gospodarzy, którzy byli niesamowicie zdeterminowani, by urwać punkty faworytowi. Przed przerwą Raków nie tylko mógł, ale i powinien zdobyć bramkę "do szatni". Po rzucie wolnym z piłką minął się Matej Rodin. W odpowiedzi ciekawą akcję Lechii strzałem nad poprzeczkę zakończył Anton Carenko i do przerwy był bezbramkowy remis.

Od początku drugiej połowy aktywna była Lechia, głównie po tej stronie boiska, po której atakował Camilo Mena. Kibice miejscowych, którzy w tym sezonie mieli niewiele powodów do radości, w końcu mieli swoją chwilę. W 58 minucie do piłki doszedł Rifet Kapić. Kapitan Lechii skorzystał z biernej postawy częstochowskiej obrony i zdecydował się na strzał w okienko bramki, czym pokonał Kacpra Trelowskiego.

Młody bramkarz częstochowskiego klubu skapitulował w tym sezonie dopiero drugi raz - ostatniego gola stracił w 48. minucie meczu z Cracovią, który był rozgrywany 29 lipca w ramach 2. kolejki PKO Ekstraklasy.

Raków ruszył do ataków, jednak niewiele z tego wynikało. Marek Papszun robił wszystko, by zmienić wynik spotkania. Na 6 minut przed końcem po raz pierwszy w tym sezonie pokazał się Ivi Lopez. Niedawny gwiazdor PKO Ekstraklasy w poprzednich rozgrywkach zagrał tylko przez 80 minut, a ostatni raz na boisku widziano go 11 maja.

Na 3 minuty przed końcem regulaminowego czasu gry częstochowianie wrócili do gry. Po precyzyjnym strzale Szymona Weiraucha pokonał Patryk Makuch. Trzy minuty później Raków dopiął swego. Po serii fatalnych błędów w defensywie Lechii, gola na 1:2 zdobył Jonatan Braut Brunes. Lechia ma czego żałować, bo była bliska sensacji. Raków przynajmniej na chwilę awansował na pozycję lidera PKO Ekstraklasy. Lechia Gdańsk - Raków Częstochowa 1:2 (0:0) 1:0 - Rifet Kapić 59'  1:1 - Patryk Makuch 87' 1:2 - Jonatan Braut Brunes 90'

Składy: Lechia Gdańsk: Szymon Weirauch - Tomasz Wójtowicz, Bujar Pllana, Elias Olsson, Conrado (88' Miłosz Kałahur) - Iwan Żelizko, Anton Carenko (88' Karl Wendt) - Camilo Mena, Rifet Kapić, Maksym Chłań (81' Dominik Piła) - Bohdan Wjunnyk (81' Kacper Sezonienko). Raków Częstochowa: Kacper Trelowski - Fran Tudor, Stratos Svarnas, Kamil Pestka (23' Matej Rodin) - Jean Carlos Silva, Gustav Berggren, Władysław Koczerhin, Erick Otieno (84' Dawid Drachal) - Lazaros Labrou (52' Jonatan Braut Brunes), Patryk Makuch, Adriano Amorim (84' Ivi Lopez). Żółte kartki: Pllana, Chłań (Lechia), Berggren (Raków). Sędzia: Wojciech Myć.

Widzów: 11 973.

Czytaj także: Były gracz Leicester i legenda Nigerii w Ekstraklasie? Jest do wzięcia za darmo Kolendowicz podrażnił piłkarza Lecha. "Jest lepszy niż Ishak"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty