Luis Fernandez miał być twarzą odradzającej się Lechii. Był pierwszym zawodnikiem pozyskanym przez Paolo Urfera. Wtedy uważano to za niewiarygodni hit okienka, bo wicekról strzelców sezonu 2022/23 trafił do Lechii, która dopiero co spadła z Ekstraklasy i trener Szymon Grabowski prawie nie miał piłkarzy do gry.
Dostał bajeczny - jak na gdańskie realia - kontrakt. Inkasował ponad 100 tys. złotych miesięcznie (to znaczy na papierze, bo w Lechii rzecz jasna często zdarzały się opóźnienia w wypłatach). Tymczasem na boisku... nie dawał nic. W obecnym sezonie nie zagrał ani razu, w poprzednim stanęło na czternastu występach. Zdobył siedem bramek na początku sezonu, ale później nabawił się kontuzji i wypadł na długie miesiące. Po raz ostatni widziano go na boisku 7 kwietnia.
Trener Grabowski niemal co tydzień powtarzał, że Fernandez jest coraz bliżej powrotu, ale chyba nie był świadomy tego, co dzieje się na tzw. górze. A tam toczyły się rozmowy na temat przyszłości Hiszpana w Gdańsku. I - jak się okazuje - właśnie się ona kończy. Portal Interia poinformował, że Fernandez udał się do Częstochowy na testy medyczne.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski sprawdził się z kolegą. Tylko spójrz
My doprecyzujemy tylko, że jeszcze nie było rozmów na linii Lechia - Raków odnośnie kwoty odstępnego. Fernandez dostał zgodę na testy. Raków chce sprawdzić, czy zawodnik - mówiąc wprost - nadaje się do gry i przy okazji nie ma żadnych problemów zdrowotnych. Dopiero później kluby usiądą do rozmów.
Z naszych informacji wynika, że Lechia nie będzie robić żadnych problemów przy tym transferze. Jej odejście Fernandeza jest na rękę i w klubie po cichu liczą, że podczas testów medycznych nie będzie żadnych komplikacji. Fernandeza obowiązuje jeszcze dwuletni kontrakt, a dodajmy, bo to chyba jeszcze nigdzie nie padło, że po awansie do Ekstraklasy dostał podwyżkę. Nie od dziś wiadomo, że gdański klub ma problemy finansowe i samo zejście z pensji pozwoli złapać oddech. A jeśli uda się zarobić cokolwiek ekstra w postaci kwoty odstępnego, to radość nad morzem będzie jeszcze większa.
Raków nieco zaskoczył. Klub dopiero zarobił ponad 10 milionów euro po sprzedaży Ante Crnaca do Norwich City i zdecydował się na zawodnika, który ostatni mecz w normalnym wymiarze czasowym rozegrał w październiku ubiegłego roku, a od tego czasu non stop miał problemy zdrowotne. W dodatku mówimy o 31-letnim piłkarzu o zerowym potencjale sprzedażowym.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty