Jeśli twoim najlepszym zawodnikiem w meczu jest bramkarz, to trudno powiedzieć, że drużyna spisała się dobrze.
Lechia Gdańsk w piątkowym spotkaniu z Widzewem Łódź zagrała... po swojemu. Wyszła na prowadzenie, a później się cofnęła, straciła jednego gola i mogła kolejnego, ale w ostatniej akcji Szymon Weirauch doskonale spisał się w sytuacji sam na sam z Jakubem Łukowskim.
- Fajnie, że udało się obronić, dzięki czemu mamy chociaż punkt - mówił nam po spotkaniu Weirauch. - Bohaterem się nie czuję, po prostu wykonałem swoją robotę - dodał.
Bohaterem mógłby zostać, gdyby udało się obronić jeszcze rzut karny Imada Rondicia.
- Analizowałem jego wcześniejsze rzuty karne. Czeka do końca, patrzy na bramkarza. Chciałem go zmylić, zrobiłem ruch w lewo i chciałem pójść w prawo, ale chyba i tak zrobiłem to zbyt szybko. Mogłem jeszcze trochę poczekać. Liczę, że jeśli będzie jeszcze jakiś rzut karny przeciwko Lechii, to uda mi się go obronić - przyznał Weirauch.
Piłkarze Widzewa byli po tym spotkaniu mocno rozgoryczeni i mówili, że zespół stracił dwa punkty. - Ja się z nimi nie zgadzam. Mieliśmy swoje sytuacje, choć druga połowa wyglądała trochę gorzej. Widzew to dobry zespół, a uważam, że w pierwszej części ich zdominowaliśmy. Doceniam ten punkt, ale spokojnie mogliśmy sięgnąć po więcej - stwierdził bramkarz Lechii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za strzał! Gol "stadiony świata" w Argentynie
Trener Szymon Grabowski miał dylemat, bo w środku tygodnia jednym z niewielu zawodników Lechii, których można było pochwalić, był Bohdan Sarnawśkyj. Wydawało się, że Ukrainiec może wrócić między słupki również w PKO Ekstraklasie, ale po raz kolejny szansę otrzymał Weirauch i potwierdził, że warto na niego stawiać.
- Bohdan zagrał bardzo dobrze w pucharze i tak samo prezentuje się na treningach, ale cieszę się, że znowu dostałem szansę. Myślę, że dopóki będę udowadniał swoją jakość na boisku, to będę grał - stwierdził.
Jemu też potrzebny był taki mecz z dużą liczbą interwencji, bo tydzień wcześniej w Białymstoku nie poszło najlepiej. Weirauch zawalił pierwszego gola, gdy przepuścił piłkę do bramki po dość lekkim strzale Tomasa Silvy.
- Czekałem na kolejny mecz, żeby już zagrać i zmazać ten występ z Białegostoku, który nie był udany, ale chcę to traktować jako wypadek przy pracy - powiedział Weirauch.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty