Trzecioligowiec objął prowadzenie w 31. minucie dzięki bramce Agwana Papikjana. W pierwszym kwadransie drugiej połowy gola na 1:1 zdobył Filip Luberecki. Więcej goli ani w czasie podstawowym, ani doliczonym, ani w dogrywce nie padło. Skierniewiczanie wygrali jednak po serii rzutów karnych 5:4 i awansowali do 1/16 finału. Więcej TUTAJ.
- Tak jak się spodziewaliśmy, bardzo ciężkie spotkanie dla nas. Brawa należą się całej dwudziestce, która dzień w dzień na treningach wylewa litry potu, przychodzi po pracy i daje z siebie wszystko. Potem przychodzi weekend, w którym trzeba dać jeszcze więcej i za to szacunek. Chłopaki nie tylko pracują, ale i się uczą. Część pomaga przy akademii, a ja się zastanawiam i czy nie zadzwonić do dyrektora szkoły i nie poprosić o zwolnienie na jeden czy dwa dni - uśmiechał się trener Unii Skierniewice Kamil Socha.
Szkoleniowiec sam przyznał, że jakość piłkarska stała po stronie Motoru Lublin. Jednak w ostatecznym rozrachunku to było za mało, by odnieść zwycięstwo w bezpośrednim starciu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Czeski kibic dokonał tego jako pierwszy. Zarobił okrągły milion!
- Rozmawiałem przed meczem z trenerem Motoru. Warunki, jakie mają do pracy, to marzenie każdego trenera. To oczywiście nie znaczy, że jedno nasze zwycięstwo pokazuje, że nie trzeba takich rzeczy, by robić wyniki. Trzeba, żeby się rozwijać, iść do przodu, potrzebne są różne dodatkowe rzeczy. Dlatego przed spotkaniem byłem pełen obaw, bo uważam, że Motor to jedne z najlepiej zorganizowanych zespołów w polskiej lidze. Ma drużynę w pełnym tego słowa znaczeniu - podkreślił Socha.
- Indywidualności pomagają, ale sama jednostka bez poparcia innych zawodników nic nie zrobi. Determinacją wyszarpaliśmy to zwycięstwo. Nie ma się co oszukiwać, piłkarsko Motor był lepszy. Przez naszą determinację zneutralizowaliśmy mocne strony rywali. Nie lubimy tak grać, że jesteśmy zepchnięci do defensywy. Lublinianie długo rozgrywali piłkę, ale fajnie, że chłopaki potrafili zareagować odpowiednio, dzięki czemu przeciwnicy nie stworzyli wielu groźnych sytuacji - dodał.
53-letni trener Unii był wyraźnie wzruszony tym, co wydarzyło się w trakcie i po meczu z Motorem Lublin. Podczas konferencji prasowej został zapytany o emocje, które mu towarzyszyły, szczególnie w dogrywce i podczas konkursu jedenastek.
- Miałem taki moment pod koniec dogrywki, kiedy myślałem, że jeśli to skończy się remisem, to ten cały nasz wysiłek po prostu nie może pójść na marne. Za każdym razem gdy zawodnicy podchodzili, czułem lekki niepokój, zaś gdy podchodzili rywale, to razem ze Staśkiem w bramce sam się rzucałem na bok. Tu mogę zdradzić z przymrużeniem oka, że Kamil Sabiłło naraził się na karę. Miał strzelać trzeci, a strzelał ostatni. Pozwalam podejmować decyzje zawodnikom. Nie mogę im przecież "kazać" wykonywać karnych - mówił szkoleniowiec Unii Skierniewice.
Ekipa z województwa łódzkiego zajmuje aktualnie trzecie miejsce w tabeli grupy 1. Betclic III ligi. Klub nigdy jeszcze w historii nie grał na ligowym szczeblu centralnym i chce to zmienić.
- Dzięki temu zespołowemu zacięciu możemy sprawić taką niespodziankę, ocieramy się o sensację. Ale przed nami mecze ligowe, gdzie mamy jasny cel - chcemy awansować. To dla nas jest niezmiernie ważne. Jesteśmy chyba jedynym zespołem, który to deklaruje. Nie lubię owijania w bawełnę, bo to zabezpieczanie przed ewentualną porażką. My się tego nie boimy i chcemy walczyć - deklaruje Kamil Socha.
- Motor ma na autokarze napisane: "Niezniszczalni", a my możemy sobie napisać: "Niepokonani na nowym stadionie" - przypomniał.
W 1/16 finału Pucharu Polski Unia zagra po raz trzeci w swojej historii. Los skojarzył ją z innym beniaminkiem PKO Ekstraklasy, GKS-em Katowice.
- W tym momencie stąpam twardo po ziemi. Przypomnę tylko, że rok temu przegraliśmy z czwartoligową Stalą Brzeg 0:4. Niespodzianki będą się zdarzały. Jeśli ktoś wygrywa wojewódzki puchar, to znaczy, że coś potrafi. W każdym przypadku trudno jest go zdobyć. Ciężko będzie przejść następną rundę - zakończył szkoleniowiec.
Mecze II rundy rozgrywek o krajowe trofeum odbędą się między 29 a 31 października.
Ze Skierniewic - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty