W sobotę przed meczem naszej kadry z Portugalią w Lidze Narodów odbędzie się oficjalne pożegnanie dwóch byłych reprezentantów kraju: Grzegorza Krychowiaka i Wojciecha Szczęsnego. Obu piłkarzy wspomina zasłużony trener Michał Globisz. To były szkoleniowiec reprezentacji młodzieżowych, który prowadził zawodników przez kilka lat i zabrał ich na mistrzostwa świata do Kanady, gdy nie byli jeszcze pełnoletni.
Globisz wywalczył złoto i srebro w mistrzostwach Europy z drużynami narodowymi do lat 18 i 16 ponad dwadzieścia lat temu. Obecnie jest na emeryturze. Po nieszczęśliwym wypadku, gdy został trafiony piłką w twarz, a następnie przeszedł operację wzroku, widzi tylko na jedno oko. Niestety, coraz gorzej.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Co wyróżniało Wojciecha Szczęsnego i Grzegorza Krychowiaka?
Michał Globisz: Pewność siebie, pod każdym względem. Grzesiu był liderem na boisku, a Szczęsny w bramce. Poza boiskiem też byli mocni. Zawsze uśmiechnięci, przekonani o swoich umiejętnościach.
Skąd brała się u nich pewność siebie?
Wojtek przejął to chyba w genach po tacie. A u Grzesia dostrzegłem tę cechę podczas meczu kadry wojewódzkiej. Brał piłkę, mijał kilku zawodników. Chciał decydować o losach meczu. Dało się wyczuć, że to chłopcy, którzy zajdą bardzo daleko. Potwierdzili to w pierwszych meczach międzypaństwowych. Najlepszym dowodem na to były mistrzostwa świata w Kanadzie do lat 20. Grzesiek i Wojtek byli najmłodsi, mieli po 17 lat.
A Krychowiak na tym turnieju strzelił gola z czterdziestu metrów kadrze Brazylii.
Do rzutów wolnych wyznaczony był zupełnie inny zawodnik. Ale gdy trener siedzi na ławce i nie może zareagować, to na boisku dzieją się różne rzeczy. Nie chciałem ingerować. Nie krzyczałem, by Grzesiu oddał piłkę koledze. Pomyślałem: "OK, w porządku. Skoro czuje się pewnie, niech strzela". Był najmłodszy w drużynie, a wziął piłkę i dał nam zwycięstwo. Pokazał wtedy swój silny charakter. W Kanadzie zdobył chyba najładniejszą bramkę w swojej karierze.
Bardzo się cieszył, że zabrałem go na mistrzostwa. Wojtek był wtedy bramkarzem numer 3. Fantastycznie bronił Bartek Białkowski, a "dwójką" był Przemysław Tytoń. Ale biorąc Szczęsnego, chciałem pokazać szerszej publiczności, że w przyszłości będzie to znakomity fachowiec. Potwierdzał to Leo Beenhakker. Podczas turnieju nasza współpraca układała się bardzo dobrze i Leo chwalił nas za selekcję. Mówił, że mamy trzech świetnych bramkarzy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi i spółka świętowali. Mieli ku temu ważny powód
Jaki był Krychowiak?
Jest zawsze taki sam: uśmiechnięty, wesoły.
A Szczęsny?
Wojtek zawsze był trochę "dziwny", specyficzny. Miał kontrowersyjne opinie już w wieku juniorskim. Nie zawsze odzywał się kulturalnie. Chodziło o drobiazgi, uszczypliwości. Niby wypowiadał pewne komentarze z uśmiechem, ale czasem w sytuacjach, gdy nie do końca tak wypadało. Trzeba go było wtedy lekko nakierować. Ale taki ma Wojtek charakter. Dodam, że nigdy nie miałem z Wojtkiem i Grześkiem żadnych problemów wychowawczych.
Który z nich lubił ciężej pracować?
Myślę, że obaj. Grzesiek wiedział, że tylko pracą osiągnie sukces. Do tego ma bardzo mądrego ojca. Poznałem pana Edwarda, który też miał duży wpływ na jego karierę i zaangażowanie w treningach. Grzesiu przejął mądrość po tacie i wiedział, że dojdzie na szczyt tylko ciężką harówką. Z Wojtkiem też nie było problemów, jeżeli chodzi o przykładanie się do zajęć. Szybko udowodnili, że nie są w życiu "gapami". Grzesiu wyjechał do Francji, nauczył się języka. A Wojtek poradził sobie w Londynie w Arsenalu.
Szczęsny i Krychowiak od zawsze trzymali się razem?
Tworzyli zgraną paczkę z Michałem Janotą. To była święta trójca. Michała nie wziąłem na mistrzostwa do Kanady i z perspektywy czasu muszę przyznać, że tego żałuję. To był największy talent piłkarski, jaki przeszedł przez moje ręce. Nie chciałem wywoływać fali krytyki, że biorę na turniej samych bardzo młodych graczy. Wszyscy trzej byli z tego samego rocznika. Popełniłem błąd, bo Michał zasługiwał na wyjazd.
A Szczęsny i Krychowiak? Zmienili się na przestrzeni lat?
I tu jest zasadnicza różnica. Z Grzesiem miałem i mam bardzo bliski kontakt. Cały czas jesteśmy "na łączach", wymieniamy sms-y, rozmawiamy telefonicznie. To między innymi Grzesiu pomógł mi finansowo, gdy potrzebowałem pieniędzy na operację wzroku. Jedną zrzutkę uruchomił Sebastian Mila z drużyną, z którą sięgnęliśmy po mistrzostwo Europy. Za drugą był odpowiedzialny Grzegorz. Mówimy o pokaźnej kwocie.
A jak jest ze Szczęsnym?
Z nim nie mam żadnego kontaktu. Wspominałem o tym ostatnio, gdy kończył karierę. Liczyłem nawet po cichu, że Wojtek jakkolwiek zareaguje, czytając moje słowa w mediach. Tak się nie stało. Nie odebrał ode mnie żadnego telefonu od czasu, gdy skończyliśmy naszą współpracę. Najpierw myślałem, że mam do Wojtka zły numer. Zapytałem nawet Grzesia, pod jakim Wojtek jest dostępny. Pisałem mu sms-y: "Dlaczego nie odpowiadasz, czy coś się stało?".
Jak była odpowiedź?
Żadnej. Później, gdy nie odpisywał na moje wiadomości i nie oddzwaniał, poprosiłem Grzesia, by zapytał Wojtka, o co chodzi, czy jest na mnie zły? Wojtek odpowiedział mu, że do mnie oddzwoni, a tak się nie stało do dziś. Odzywałem się, bo chciałem pogratulować mu transferu do Juventusu, dobrej gry w kadrze.
Mieliście konflikt?
Nigdy nie było okazji, by Wojtek mógł mieć do mnie pretensje o cokolwiek. Jest mi po prostu przykro, po ludzku. Prowadziłem Wojtka od czternastego roku życia przez pięć lat.
Szczęsny przyznał kiedyś, że odbiera telefony od maksymalnie dwóch, trzech osób.
Z czystej ciekawości chciałbym po prostu poznać powód takiego zachowania Wojtka. Jeżeli któryś z dziennikarzy mógłby to ustalić, dlaczego Wojtek tak reaguje, to będę bardzo wdzięczny. Proszę zadać mu to pytanie ode mnie. Wojtek, czekam na twoją odpowiedź.
A Krychowiak się zmienił?
Nie, zawsze odpowiadał mi na wiadomości, oddzwaniał. Świadczyło to o jego dużej klasie.
Mówił pan, że już jako nastolatek interesował się modą.
Tak, już wtedy było widać, że lubi się charakterystycznie ubrać. Często zakładał ciemne okulary, układał fryzurę. Ale futra na żadne zgrupowanie nie założył, chodziliśmy głównie w dresach kadry.
Krychowiak rozegrał w pierwszej kadrze sto meczów, a Szczęsny osiemdziesiąt cztery. Pokaźny dorobek.
Czuję z tego powodu ogromną dumę. Policzyłem ostatnio, ilu "moich" zawodników zagrało przynajmniej raz w pierwszej reprezentacji i wyszło, że dziesięciu chłopców, na przykład Tomek Kuszczak, Sebastian Mila, Wojtek Łobodziński. Ale dorobek Wojtka i Grześka jest fantastyczny. Zrobili piękne kariery.
Ma pan ulubione mecze Szczęsnego i Krychowiaka w reprezentacji?
Wojtek świetnie grał w ostatnich meczach kadry, często ratował nasz zespół. A jeżeli chodzi o Grzesia, to najbardziej utkwiło mi w pamięci spotkanie finału Ligi Europy w Warszawie, gdy zdobył bramkę i wygrali puchar z Sevillą. Grzesiek zawsze był jednym z podstawowych członków zespołu, świetnym defensywnym pomocnikiem. Był waleczny i nieustępliwy. A jak już strzelił gola, to pięknego.
A co się stało z Krychowiakiem po odejściu z Sevilli? Pod względem fizycznym nie był już tym samym piłkarzem. A na Euro we Francji w 2016 r. biegał jak sprinter.
Chyba właśnie aspekt fizyczny był przyczyną zmiany stylu gry Grześka. Na tym poziomie problemy z przygotowaniem motorycznym odbijają się na technice, a Grzesiu, nie oszukujmy się, nie był pod tym względem wirtuozem. Miał zupełnie inne walory. Jeżeli do walki, odbioru, agresji nagle zabraknie mocy, to automatycznie zawodnik słabnie. Może te ciągłe zmiany klubów, krajów, wpłynęły na całokształt. Wtedy trudniej o stabilizację.
Jest pan zaskoczony, że Szczęsny wznowił karierę?
Barcelonie się jednak nie odmawia. Będzie to fajna przygoda, może nie za długa, ale zapisze się w historii wielkiego klubu. Inaczej patrzyłbym na jego ewentualny powrót do kadry. Wówczas za dużo byłoby tych powrotów, dlatego dobrze, że Wojtek skupi się tylko na klubie.
A Krychowiak myśli o końcu kariery?
Nie słyszałem od niego takich przemyśleń. Są to jeszcze młodzi zawodnicy, myślę, że obaj mogliby pograć co najmniej dwa lata.
Jak z pana zdrowiem?
Meczów na żywo nie mogę oglądać, bo nie widzę z bliska piłkarzy. Na jedno oko widzę bardzo słabo, a na drugie w ogóle. Natomiast w telewizji jestem w stanie coś dostrzec. Widzę formacje, nie zawsze zawodnika. Ale trudno. Tyle spotkań już widziałem, że wystarczy. Są czasem takie mecze, że może nawet lepiej nie patrzeć.
Najważniejsze, że poczucie humoru dalej panu dopisuje.
Musi być. Wzrok odrobinę mi się pogorszył. Zastanawiam się, czy w pewnym momencie nie zgaśnie mi światło. Ale jakoś sobie daje radę. Poza wzrokiem, fizycznie czuje się dobrze. Wychodzę na spacery, utrzymuję kontakt z kolegami, którzy jeszcze żyją. Chodzę na stadion Arki, ale bardziej towarzysko, by porozmawiać ze znajomymi. Życie takie, jak pesel. U mnie nuda, jak u typowego emeryta.
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
ma trenerowi za coś płacić!
trener nie zarabiał!