Polską rządzą układy - rozmowa z Sebastianem Kosiorowskim, bramkarzem Motherwell FC

Nie chciała go Korona Kielce ani Wisła Kraków. Pojechał więc na testy do szkockiego Motherwell i… oczarował Szkotów. Dziś jest blisko debiutu w szkockiej ekstraklasie. Nie żałuje, że w Polsce mu nie wyszło. Na przykładzie 19-letniego bramkarza Sebastiana Kosiorowskiego widać, ile może zdziałać determinacja, wola walki oraz pewność siebie.

Paula Duda: Jak wytłumaczyć fakt, że w Polsce nikt nie dał ci dać szansy, a Szkoci zachwycili się tobą z miejsca i po kilkudniowych testach od razu podpisali kontrakt?

Sebastian Kosiorowski: Sam się czasem zastanawiam, czemu w Polsce nie mogłem się nigdzie przebić i czemu nikt nie był mną specjalnie zainteresowany. Z perspektywy czasu jednak się z tego cieszę. Dobrze, że tak się stało. Dzięki temu trafiłem za granicę, gdzie mam większe szanse na rozwój. Wcale teraz nie żałuję, że w Polsce mnie nie docenili.

Zanim przeszedłeś do Motherwell, grałeś w rezerwach Korony Kielce. Jak kieleccy działacze argumentowali swoją decyzję o nieprzedłużaniu z tobą kontraktu?

- Zwlekali z decyzją. Wiedzieli, że kończy mi się kontrakt w połowie maja, ale nikt ze mną na ten temat nie chciał rozmawiać. Wszystko wskazywało na to, że nie są mną dłużej zainteresowani.

Naprawdę nikt z tobą nie rozmawiał? Pozwoli ci odejść lekką ręką?

- Szczerze, nikt ze mną nie rozmawiał. Kiedy skończył mi się kontrakt, wróciłem do domu i trenowałem w swoim macierzystym klubie (Kolbuszowianka Kolbuszowa - przyp.red). Już jak odszedłem, zadzwonił do mnie Adam Żak (ówczesny prezes Korony - przyp.red). Spotkaliśmy się, ale nie się dogadaliśmy. Też byłem zdziwiony trochę, że mnie oddali lekką ręką. W końcu jakieś pieniądze we mnie zainwestowali.

Później były testy w Wiśle Kraków, chociaż ciężko twój epizod w Krakowie nazwać testami…

- Tak, w sumie to nie były testy, tylko wycieczka do Krakowa. Testy polegały na ćwiczeniu w siłowni. Też nikt ze mną nie porozmawiał. Skończyły się "testy" i usłyszałem jedynie, że zadzwonią, jak coś. Oczywiście nie zadzwonili. Dziwne to było. Przebywałem też kilka dni w Piotrkowie Trybunalskim i KSZO Ostrowiec. Jedynie tam wyrazili zainteresowanie moją osobą.

Dlaczego tam też ostatecznie nie wypaliło?

- Nie dogadaliśmy się w sprawach finansowych. A wcale nie wymagałem wiele. Oni chyba chcieli, żebym grał za darmo.

Mówi się, że polską ligą rządzą układy. Masz podobne odczucie?

- Tak. Taka jest prawda. Doświadczyłem tego na własnej skórze i to nie raz. Miałem wiele sytuacji o tym świadczących. Dla przykładu… Grałem w większości meczów ligowych w juniorach Korony, a później nie pojechałem na mistrzostwa Polski. Ówczesny nasz trener Marek Parzyszek powiedział, że nie załapałem się do kadry, bo byli lepsi. Trzeba było się go wtedy zapytać, czemu ja grałem w lidze, skoro byli lepsi. Szkoda słów. Nie chcę się w to wnikać, ale takich przypadków było więcej.

Miałeś taki moment, że chciałeś to wszystko rzucić?

- Tak i to właśnie wtedy, kiedy grałem w Koronie. Był taki moment, że w klubie było chyba siedmiu czy ośmiu bramkarzy. Miałem dosyć tego wszystkiego.

Co jednak zadecydowało o tym, że postanowiłeś nie dać tak łatwo za wygraną?

- Ja robiłem swoje. Nie oglądałem się na innych ani na układy, tylko trenowałem. Czasem było tak, że trenowałem w rezerwach juniorów, a nawet ćwiczyłem sam albo z kolegą. A co robiła reszta, to mnie nie obchodziło.

Sebastian Kosiorowski na treningu Korony Kielce (Fot. Paula Duda)

Byłeś wtedy świadomy swojego talentu?

- Ja nie byłem żadnym talentem. Po prostu robiłem swoje. Widziałem i znałem utalentowanych graczy. Od dawna większość z nich nie gra w piłkę.

Przez układy?

- Też, ale nie tylko. Niektórzy myśleli, że już wszystko potrafią i nie muszą dawać z siebie sto proc. na treningach. A z kolei ci słabsi dawali z siebie wszystko i to się opłaciło. Wszystko zależy od nastawienia, ale też od tego, jak się kto prowadzi.

Ciebie nigdy nie ciągnęło do różnych rozrywek?

- Każdego ciągnie, ale ja umiałem i nadal umiem powiedzieć sobie "nie". To nie znaczy, że nie chodzę na dyskoteki. Święty nie jestem, ale staram się to ograniczać, bo jeszcze nic nie osiągnąłem i wiele się muszę uczyć.

Jadąc na Wyspy ponoć w ogóle nie mówiłeś po angielsku. Jak sobie z tym poradziłeś?

- Początki były trudne, bo oprócz tego, że nie znałem języka, to przyleciałem do Szkocji sam i też nie znałem tu nikogo. Trenerzy później zapoznali mnie z takim Polakiem, który się uczył w college'u i był moim tłumaczem. Cały czas mam problemy z językiem, ale jest coraz lepiej. Potrafię się już dogadać. Mam zamiar podjąć tu studia na AWF-ie. Myślę, że pogodzę to z treningami.

Czym różnią się treningi w Szkocji od treningów w Polsce?

- Bardzo się różnią. W Polsce więcej uwagi poświęca się technice, padom. W Szkocji więcej jest ćwiczeń w bramce i strzałów. Treningi są cięższe. Trzy razy w tygodniu mamy siłownię. W Polsce dzień po meczu zwykle był wolny. Tutaj nie jest. Normalnie się trenuje.

"Może być z niego dobry bramkarz. Musi jedynie słuchać się trenera, a z tym u niego ciężko" - tak mówi o tobie twój kolega, który także gra na Wyspach, Artur Krysiak. Co miał na myśli?

- (śmiech) Mieliśmy takiego trenera bramkarzy w zeszłym sezonie, z którym praktycznie co trening miałem jakieś spięcia. Cały czas miał do mnie o wszystko pretensje. Czego nie zrobiłem, to jego zdaniem było źle, mimo że inni robili tak samo i im nie zwracał uwagi. W końcu nie wytrzymałem. Użyłem słów "f*ck off". Było ostro.

To miałeś dużo szczęścia, że nie dostałeś żadnej kary…

- W sumie tak, chociaż raz ten trener wyrzucił mnie z treningu. Miałem z nim rozmowy w każdy piątek. Nie wyjaśnił, o co mu chodziło. Sam też nie wszystko wtedy jeszcze rozumiałem. Pytałem go, ale unikał odpowiedzi. Już jednak nie ma go u nas. Jest w Aberdeen.

W tym sezonie wyrosłeś na drugiego bramkarza Motherwell. Michael Fraser zmagał się z kontuzjami, a John Ruddy jest tylko wypożyczony z Evertonu. Kiedy doczekamy się twojego debiutu w szkockiej ekstraklasie?

- Cały czas jestem blisko tego debiutu. John Ruddy jest bardzo dobrym bramkarzem. Uważam, że to jeden z lepszych bramkarzy w lidze szkockiej. Walczę o miejsce w składzie. Poczekajmy do stycznia. Wtedy prawdopodobnie Ruddy odchodzi. Klubu raczej nie będzie stać na to, żeby go zatrzymać. Rozmawiałem z nim na ten temat i powiedział, że jeśli byłby drugim bramkarzem w Evertonie, to wróci do Anglii, a jeśli trzecim, to spokojnie znajdzie sobie innego pracodawcę. Mamy bardzo młody zespół, więc czemu trener miałby mi nie zaufać? Zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie.

W maju 2010 roku kończy ci się kontrakt z Motherwell. Co dalej?

- Nie wiem… Chciałbym zostać i powalczyć o miejsce w pierwszym składzie. Jeszcze żadnych rozmów w tej sprawie nie było.

A jakby pojawiła się jakaś oferta z Polski?

- Zależy jaka. Na pewno zastanowiłbym się. Nie chcę jednak na razie wracać do Polski. Tu mam większe szanse na wypromowanie się.

Komentarze (0)