O tym, że Lechia Gdańsk nie ma najszerszej kadry w PKO Ekstraklasie wiadomo nie od dziś. Nie byłoby jednak większego dramatu, gdyby wszyscy byli zdrowi. Wtedy trener Szymon Grabowski miałby jakąkolwiek alternatywę na niektórych pozycjach.
A dziś wypada jeden zawodnik i nie ma go kim zastąpić. Wiadomo już, że Camilo Mena nie zagra do końca roku, a to jeden z motorów napędowych gdańskiej drużyny. Kolumbijczyk nie był jeszcze w pełni sił, ale zagrał od 1. minuty w ostatnim meczu z Piastem Gliwice. Musiał, ponieważ tego wymagała sytuacja. I w drugiej połowie doznał kontuzji mięśnia dwugłowego.
Diagnoza? Fatalna, runda z głowy. Około sześć tygodni przerwy.
- Nie wygląda to tak źle, jak na początku, ale rzeczywiście nie będziemy mogli skorzystać z Camilo do końca roku. Jest szansa, że na urlop Camilo uda się już w miarę zdrowy - mówił trener Grabowski na konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
A to nie jedyna zła wiadomość dla Lechii. Wydawało się, że lada moment gotowy do gry będzie Tomas Bobcek, natomiast po jednej kontuzji przyplątała się kolejna. Tym razem chodzi o łąkotkę.
- Jest po zabiegu kolana i on też do końca roku nie zagra. Mam nadzieję, że w styczniu, a najpóźniej w lutym będzie z nami trenował - mówi Grabowski.
Do tego niektórzy zawodnicy z wyjściowego składu zmagają się z mniejszymi lub większymi dolegliwościami. Ktoś jest chory, innego bolą plecy, jeszcze inny trenuje z mniejszymi obciążeniami. Skład Lechii na niedzielny mecz z Cracovią może być bardzo nietypowy.
Doszło nawet do sytuacji, że nie ma kim trenować. Nie jest to normalne, że w zajęciach biorą udział członkowie sztabu. W tym przypadku Kevin Blackwell, Radosław Bella i Ołeksandr Szeweluchin.
- W tym okresie każda z drużyn ma mniejsze lub większe problemy. My jesteśmy do tego przyzwyczajeni, mam nadzieję, że w kolejnych treningach liczba dostępnych piłkarzy będzie większa - powiedział trener Grabowski.