Tak się nie walczy o mistrzostwo Polski. Raków Częstochowa w meczu ze Stalą Mielec był po prostu fatalny. W to miejsce można wstawić inne przymiotniki o podobnym znaczeniu. Zły. Tragiczny. Beznadziejny.
Pierwsza połowa? Totalny dramat. W drugiej było tylko nieco lepiej, ale to nie wystarczyło, by strzelić przynajmniej jednego gola w rywalizacji z zespołem broniącym się przed spadkiem.
Co więcej, to Stal miała lepsze sytuacje i gdyby tylko pod bramką Kacpra Trelowskiego był ktoś bardziej poważny niż Łukasz Wolsztyński i Robert Dadok, to pod Jasną Górą doszłoby do gigantycznej sensacji. A tak mamy... nie ma nawet niespodzianki. Raków, jak to Raków, grał do samego końca. W doliczonym czasie Petros Bangalianis kopnął w polu karnym Jesusa Diaza i sędzia Tomasz Kwiatkowski podyktował "jedenastkę", którą wykorzystał Jonatan Braut Brunes.
Trudno jednak powiedzieć, by podopieczni Marka Papszuna zasłużyli na trzy punkty. Po raz kolejny przepchnęli to spotkanie. I dodatkowo mieli furę szczęścia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
Najlepsze okazje? Cóż, wypracowała je sobie drużyna Stali. W pierwszej połowie Matthew Guillaumier oddał niezły strzał z dystansu, z którym poradził sobie Kacper Trelowski, a w końcówce pierwszej połowy po rajdzie Serhija Krykuna i błędzie Mateja Rodina z kilku metrów w słupek trafił Wolsztyński.
Raków? Beznadzieja. Duże posiadanie piłki, z którego nic nie wynikało. Fran Tudor sprawdzał czy da się ustrzelić przejeżdżający obok stadionu tramwaj, Ivi Lopez kłócił się z sędzią i zobaczył za to żółtą kartkę. Jakub Mądrzyk chyba sam się nie spodziewał, że będzie miał aż tak mało pracy.
To było klasyczne męczenie buły. Raków już nie raz udowodnił w tym sezonie, że potrafi przepychać mecze, ale ogląda się to naprawdę ciężko. Kibice i tak byli bardzo cierpliwi, bo słychać było tylko pojedyncze gwizdy pod koniec pierwszej połowy.
Po przerwie Raków zagrał nieco lepiej, natomiast nie wystarczyło to, by złamać defensywę przeciwnika. Najbliżej był Dadok, jednak nie wykorzystał jednego z nielicznych kontrataków i jego strzał obronił Trelowski. Częstochowianie przeważali, niezłą zmianę dał Władysław Koczerhin. Niby wszystko wyglądało nieźle, ale tylko do momentu, gdy trzeba było oddać strzał w kierunku bramki.
I wreszcie zgłupiał Bangalianis. Najpierw skiksował, a następnie kopnął Jesusa Diaza. Ewidentny rzut karny, z którym Mądrzyk już sobie nie poradził. Braut Brunes strzelił mocno po ziemi i zapewnił komplet punktów ekipie z Częstochowy. Ale po końcowym gwizdku arbitra wielkiej radości nie było.
Raków Częstochowa - Stal Mielec 1:0 (0:0)
1:0 Jonatan Braut Brunes (k.) 90+4'
Składy:
Raków: Kacper Trelowski - Fran Tudor (81' Jesus Diaz), Zoran Arsenić, Matej Rodin, Stratos Svarnas, Jean Carlos Silva (86' Dawid Drachal) - Adriano Amorim (70' Lazaros Labrou), Ben Lederman (70' Władysław Koczerhin), Peter Barath, Ivi Lopez (81' Erick Otieno) - Jonatan Braut Brunes.
Stal: Jakub Mądrzyk - Alvis Jaunzems, Marvin Senger (66' Bert Esselink), Mateusz Matras, Petros Bangalianis, Krystian Getinger - Maciej Domański (32' Robert Dadok), Matthew Guillaumier, Dawid Tkacz, Serhij Krykun (79' Krzysztof Wołkowicz) - Łukasz Wolsztyński (79' Ilja Szkurin).
Żółte kartki: Ivi Lopez, Barath (Raków) oraz Matras, Bagalianis, Dadok (Stal).
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).