Musiał uciekać przed kibicami. Były piłkarz Legii o klasykach z Lechem

Newspix / Na zdjęciu: Tomasz Sokołowski
Newspix / Na zdjęciu: Tomasz Sokołowski

- Kibice nie wytrzymali i dali upust swojej złości - wspomina były piłkarz Legii Tomasz Sokołowski wydarzenia z lat 90., gdy po porażce z Lechem Poznań dostał w twarz od jednego z kibiców.

To jeden z najważniejszych meczów całego sezonu. Gdy do Poznania na mecz z Lechem przyjeżdża Legia Warszawa, można być pewnym, że trybuny stadionu będą pełne, a atmosfera gorąca. Czasami i zbyt gorąca, bo nawet w najnowszej historii rywalizacji nie brakowało przerywanych meczów, awantur, które prowadziły choćby do walkowera.

Do dzisiaj wielką popularność w internecie robią materiały telewizyjne z lat 90. ubiegłego wieku, gdy na meczach Lecha z Legią regularnie pracowała polewaczka uspokajająca, czy też wyganiająca z trybun chuliganów, a gracze z Warszawy musieli się ratować przed kamieniami gromadząc się pod ruchomą plandeką.

Już w XXI wieku Legię przed walkowerem w meczu z Lechem musiał ratować z kolei Artur Boruc, a kilka lat temu nic nie pomogło, by wynik spotkania w Poznaniu ostatecznie zweryfikowano na 0:3 dla Legii.

ZOBACZ WIDEO: Parada sezonu? Niewykluczone. Jak on to wyjął?!

Naocznym świadkiem i uczestnikiem wielu gorących wydarzeń z klasyka polskiej piłki był Tomasz Sokołowski, były reprezentant Polski i wieloletni zawodnik Wojskowych (291 meczów, 42 gole). Nie tylko w nich grał, ale też odczuł na własnej skórze, ile dla kibiców znaczą wyniki takich spotkań.

Gdy w 1998 roku Legia w końcówce sezonu przegrała w Poznaniu 0:3, czym Lech przybliżył się do utrzymania w ówczesnej 1. Lidze, w Warszawie wobec piłkarzy stracono cierpliwość. Około 200-osobowa grupa najbardziej krewkich kibiców pojawiła się na treningu, choć byli tam obecni tylko ci piłkarze, którzy do Wielkopolski nawet nie pojechali.

Sokołowski, który z powodu kontuzji dopiero wracał do treningów, wyszedł uspokoić sytuację, jednak sytuacja zrobiła się tak poważna, że musiał ratować się ucieczką. I tak jednak został uderzony w twarz przez jednego z "kibiców".

- To zaszłe sprawy. My walczyliśmy o awans do pucharów, a Lech o utrzymanie i to zwycięstwo bardzo ich do tego przybliżyło. To sprawiło, że kibicie dali upust swojej złości - wspomina dziś Sokołowski, ekspert w Polskim Radiu RDC i prowadzący "Magazyn Sportowcy RDC".

- Z tych wielu lat rywalizacji podczas kariery najbardziej utkwiło mi podejście kibiców Lecha Poznań. Dla fanów Legii zawsze był to mecz ważny, ale to w Wielkopolsce było to zawsze spotkanie sezonu. Wtedy przychodziło po 20 tysięcy kibiców, dziś jest to ponad dwa razy więcej - komentuje.

Co ciekawe, choć Sokołowski był bramkostrzelnym pomocnikiem, w wielu rywalizacjach Legii z Lechem do siatki trafił tylko raz.

- Grałem wielokrotnie w tych meczach, ale strzeliłem tylko jednego gola i to akurat w spotkaniu bez kibiców. W 1997 roku graliśmy przy Łazienkowskiej z Lechem, trafiłem do siatki, ale mecz zakończył się remisem 1:1. Zawsze były to trudne mecze, wynik najczęściej był na styku. I tak też będzie w niedzielę - uważa.

Bo właśnie w niedzielę odbędzie się kolejne spotkanie Lech - Legia, będące hitem 15. kolejki PKO Ekstraklasy. W lepszej sytuacji są gospodarze - Kolejorz jest liderem tabeli (ex-aeqo z Jagiellonią Białystok) i ma sześć punktów przewagi nad Legią. Zwycięstwo sprawi, że różnica znów zrobi się wielka.

- Jeszcze niedawno jako faworyta wskazałbym Lecha Poznań, ale w futbolu wszystko szybko się zmienia. W ostatnim czasie forma Legii poszła do góry, z kolei Kolejorzowi przydarzają się wpadki. Choć akurat przegrana z Puszczą to typowy wypadek przy pracy, okoliczności były przecież nietypowe - mówi nasz ekspert, nawiązując do porażki Lecha w ostatniej kolejce, gdy po błędzie sędziego jego pikarze musieli przez 2/3 meczu grać w osłabieniu.

Z kolei Legia notuje serię sześciu zwycięstw z rzędu we wszystkich rozgrywkach. Odrabia straty w PKO Ekstraklasie i ma komplet trzech zwycięstw w Lidze Konferencji Europy. W czwartek drużyna Goncalo Feio rozbiła u siebie Dinamo Mińsk aż 4:0 (1:0).

- Po zmianie systemu z 1-3-5-2 na 1-4-3-3 Legia odrabia straty, które poniosła na początku sezonu. Widać dobitnie, że lepiej czują się w systemie z czterema obrońcami. Mają większą kontrolę nad wydarzeniami na boisku, kreują więcej sytuacji. Strata nie jest już tak wyraźna, jednak jako faworyta niedzielnego starcia wskazałbym Lecha. Głównie ze względu na własne boisko i ponad 40 tysięcy kibiców. Z drugiej strony Legia lubi takie mecze i atmosferę, to jej jej środowisko - zaznacza.

Typowanie
Jaki będzie wynik do 90 minuty meczu?
Lech Poznań
:
Typuj wynik
Legia Warszawa
Typowanie zakończy się za:
Swoje typy znajdziesz w Panelu Kibica
Trwa ładowanie...

A wszystko zmieniło się po wyjazdowej porażce z Pogonią Szczecin (0:1), gdy na konferencji prasowej doszło do głośnej wymiany zdań między trenerem Legii a właśnie naszym rozmówcą. Portugalczyk dość nerwowo odpowiedział wtedy na pytanie o "brak automatyzmów w grze Legii".

- Tak to wtedy nazwałem, bo nie widziałem tego w kilkunastu spotkaniach. Sytuacje podbramkowe można było policzyć na palcach jednej ręki, ale zmiana systemu okazała się kluczowa. I widzą to kibice - w rozmowach doceniają jakość gry i zaangażowanie. Wielu piłkarzy poszło z formą w górę: Ryoya Morishita, Paweł Wszołek czy Kacper Chodyna. Do tego środek obrony z Pankovem i Kapuadim wygląda dobrze i stabilnie - przekonuje.

Faworytem będzie jednak raczej Lech Poznań. Kto według Sokołowskiego stanowi o sile Kolejorza?

- Mikael Ishak to klasa sama w sobie, Legia na pewno chciałaby mieć środkowego napastnika, który w tym momencie sezonu miałby, tak jak on, osiem bramek na koncie w lidze. Bardzo silnym punktem jest też środek pomocy, gdzie różnicę robią Antoni Kozubal i Radosław Murawski. Nie możemy też zapominać o defensywie i tylko 10 straconych golach - wylicza.

- Mimo wszystko Legia jest pod ścianą. Nie traci punktów nie tylko do Lecha, ale również do Jagiellonii, Rakowa i Cracovii i porażka w Poznaniu może ją dużo kosztować. Jestem bardzo ciekawy formy fizycznej, bo przy takim natłoku meczów do tej pory wygląda to dobrze, do tego legioniści potrafią wychodzić z opresji. Z GKS-em i Miedzią jako pierwsi tracili gole, ale potrafili wygrać, podobnie jak w trudnym meczu z Widzewem - kończy Tomasz Sokołowski.

Mecz Lech Poznań - Legia Warszawa w niedzielę (10 listopada) o godz. 17:30.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Komentarze (9)
avatar
❶ ❾ ❶ ❻
10.11.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Rób wydruki i zadzwoń na policję 
avatar
Franczeska and kale-sons
10.11.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Sportowe Fakty - dlaczego dopuszczacie aby ktoś się podszywał pod innego - na to nie ma prawa ! i kasujecie wpisy o tym mówiące 
avatar
Franczeska and kale-sоns
10.11.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jaga gra u siebie, ale ja i tak tradycyjnie spędzę ten mecz w domu na relacji, a nie na stadionie, na którym nigdy nie byłem, a potem ucieknę do nory i będę udawał, że dostałem bana. 
avatar
Franczeska and kale-sоns
10.11.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wybaczcie, że jadę po Romańczuku z Wołynia jak po szmacie. 
avatar
Franczeska and kale-sons
10.11.2024
Zgłoś do moderacji
5
5
Odpowiedz
To portal historyczny, to przypomnijcie jeszcze jak graliście na Wołyniu