Polska radziła sobie zaskakująco dobrze w Porto, ale tylko przez 45 minut. W drugiej połowie Biało-Czerwoni nie istnieli. Gdy Portugalczycy zaczęli strzelać, byli bezlitośni.
Od kompromitacji uratował nas Dominik Marczuk, choć strzelona przez niego bramka honorowa nie zmienia faktu, że zespół Michała Probierza zawiódł na całej linii. - Pociągaliśmy lwa za wąsy w pierwszej połowie, grają dobrze, ofensywnie i z polotem. Do przerwy schodziliśmy bezbramkowo remisując, ale można było o tym spotkaniu powiedzieć wiele pozytywnego. Polscy kibice przeżyli huśtawkę nastrojów. Najpierw dobra pierwsza połowa, a potem katastrofalna druga - mówi WP SportoweFakty były reprezentant Polski, Tomasz Frankowski.
- Skarcił nas Leao, wyprowadzając kontratak z własnej połowy. Nie powinniśmy dać się w ten sposób zaskoczyć na wyjeździe takiemu zespołowi. Do tego dołożymy świetne trafienie z dystansu Bruno Fernandesa, trafienie Neto i dwa gole Cristiano Ronaldo, którego ambicja aż zżera, co było widać w trakcie meczu. Wychodzi nam wynik 1:5, który bez wątpienia chwały nie przynosi - dodaje czwarty strzelec wszech czasów PKO Ekstraklasy.
Wynik jest nie do przyjęcia
Portugalia do przerwy nie oddała nawet celnego strzału, za to Biało-Czerwoni stworzyli sobie dwie dogodne okazję, by wyjść na prowadzenie. Wyżej notowani rywale szybko zepsuli dobre humory Polaków. - Gdy w drugiej połowie Portugalczycy wzięli się do pracy, być może po ostrej reprymendzie Martineza, który zmarzł w szatni i wyżył się słownie na swoich podopiecznych, Portugalczycy byli nie do zatrzymania. Dała się we znaki także ich zabójcza skuteczność. Dwie szanse zmarnowali, za to pięć wykorzystali - komentuje 22-krotny reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ trafienie w Meksyku! Trafiła z ponad 40 metrów
- Wyniku 1:5 nie można niczym usprawiedliwić, a on idzie w świat. Jest takie męskie powiedzenie - nieważne, jak zaczynasz, tylko kończysz. Doceniam świetną konstrukcję akcji ze strony Urbańskiego, Zielińskiego i Zalewskiego. Nie przyniosło nam to jednak żadnych efektów - kontynuuje ekspert.
Portugalczycy miała wszystko w swoich rękach
Komentatorzy sugerowali, że Polakom w drugiej części spotkania zabrakło sił. Frankowski jest innego zdania. - Gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Portugalczycy to znakomity zespół. Pokazali kunszt i nie pozwolili nam na wiele. Nie zasłaniałbym się zmęczeniem. Było w nich widać potencjał i nienasycenie - zapewnia strzelec 10 goli dla kadry.
- Jak się przegrywa 1:5, nieważne na jakim stadionie i z jaką drużyną, żaden trener nie będzie zadowolony. Nie chcę być pierwszym, który będzie sypał piaskiem w tryby. Myślę, że trener Probierz sam wyciągnie wnioski z lekcji futbolu, zaserwowanej nam przez Portugalczyków w drugiej połowie - dodaje były napastnik między innymi Jagiellonii Białystok i Wisły Kraków.
Przed Szkocją "humory są marne"
Na zakończenie Ligi Narodów Polska zagra w Warszawie ze Szkocją. Jeśli Biało-Czerwonym uda się przynajmniej zremisować, na razie unikną spadku. Następnie o pozostanie w dywizji A zagrają w barażach. - Dobrze, że już za 3 dni gramy kolejny mecz i mamy szansę szybko zrehabilitować się przed własną publicznością. Trener Probierz na pewno lubi takie wyzwania, gdy trzeba zmotywować zespół po dotkliwej porażce - zauważa były reprezentant Polski.
- Humory są marne. Myślę, że trener Probierz będzie szukał pozytywów w pierwszej połowie i przeprowadzał przede wszystkim analizę wydarzeń, które miały miejsce do 60. minuty. Z jednej strony widzimy trochę pozytywów w grze ofensywnej. Z drugiej nie można ocenić pozytywnie pracy trenera Probierza, skoro wciąż szukamy DNA defensywnego i tracimy w pięciu meczach 14 goli. Zdecydowanie za dużo - podsumowuje Tomasz Frankowski.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty