Chwalimy Legię Warszawa za świetną grę w obronie w Lidze Konferencji (żadnego straconego gola w czterech meczach), ale w polskiej lidze jest z tym różnie, a czasami bardzo słabo. Całkiem niedawno było pięć straconych bramek w Poznaniu, dwie przeciwko Cracovii. Obrońcy Legii nie popisali się też w niedzielnym spotkaniu ze Stalą Mielec.
A konkretnie Radovan Pankov, któremu na moment kompletnie odcięło prąd. W niegroźnej sytuacji zaczął się kiwać we własnym polu karnym, stracił piłkę i w efekcie faulował Serhija Krykuna. Sędzia Karol Arys początkowo nie widział przewinienia, ale po obejrzeniu powtórek podyktował rzut karny dla Stali, a z jedenastu metrów nie pomylił się Piotr Wlazło.
Pankov może jednak przypić sobie piątkę ze wspomnianym Wlazłą. Bo rywal w drugiej połowie zrobił niemal identyczny błąd. Miał sytuację niemal pod kontrolą przy linii końcowej, ale nadepnął na nogę Rafała Augustyniaka. Sędzia Arys ponownie był zagubiony i niczego nie dostrzegł, natomiast udał się do monitora i wskazał na "wapno". Jakub Mądrzyk wyczuł strzelca, ale nie sięgnął piłki.
Jednak to nie wystarczyło, bo w doliczonym czasie fatalnie zachował się Gabrriel Kobylak. Wypuścił piłkę z rąk, co wykorzystał wprowadzony na boisko chwilę wcześniej Łukasz Wolsztyński i spotkanie zakończyło się remisem 2:2.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kuriozalny gol! Najdziwniejszy "swojak" sezonu?
Legia sama jest sobie winna, ponieważ po strzeleniu drugiego gola grała bardzo asekuracyjnie, minimalistycznie.
Co prawda Stal nie miała wielu okazji, ale w 74. minucie mógł, a może nawet i powinien być remis. Wtedy jeszcze Kobylak uratował jednak Legię, broniąc w świetnym stylu strzał Ilji Szkurina, a po dobitce Berta Esselinka piłka trafiła w słupek.
To spotkanie toczone było zrywami. Gospodarze trochę z niczego wrócili gry po pierwszym straconym golu. Do tego momentu nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, przegrywali 0:1, bo im też przytrafił się błąd w defensywie. Robert Dadok stracił piłkę na własnej połowie, a następnie wystarczyły dwa podania (w tym to fantastyczne Marca Guala) i Ryoya Morishita miał czystą sytuację w polu karnym. Japończyk się nie pomylił i popisał się sprytnym lobem.
Inna sprawa, że jeszcze w pierwszej połowie Legia powinna wrócić na prowadzenie, natomiast koledzy pozbawili Rubena Vinagre dwóch asyst. Najpierw z dwóch metrów niecelnie strzelił Steven Kapuadi, a w czasie doliczonym Gual trafił w ustawionego na linii bramkowej Esselinka.
W sumie Vinagre mógł mieć nawet trzy asysty (w drugiej połowie "setki" nie wykorzystał Kacper Chodyna). Ale trudno powiedzieć, by Legia jakoś mocno zapracowała na to zwycięstwo. Parę zrywów i to wszystko. To raczej gospodarze byli bliżej gola wyrównującego niż podopieczni Goncalo Feio podwyższenia wyniku). No i tym razem futbol okazał się sprawiedliwy. Stal walczyła o punkt i dopięła swego, choć z wyraźną pomocą legionistów.
Stal Mielec - Legia Warszawa 2:2 (1:1)
0:1 Ryoya Morishita 12'
1:1 Piotr Wlazło (k.) 28'
1:2 Rafał Augustyniak (k.) 63'
2:2 Łukasz Wolsztyński 90+1'
Składy:
Stal: Jakub Mądrzyk - Alvis Jaunzems, Piotr Wlazło, Mateusz Matras, Bert Esselink, Krystian Getinger - Robert Dadok (87' Łukasz Wolsztyński), Maciej Domański (80' Dawid Tkacz), Matthew Guillaumier, Serhij Krykun (87' Ravve Assayag) - Ilja Szkurin.
Legia: Gabriel Kobylak - Paweł Wszołek, Radovan Pankov, Steve Kapuadi, Ruben Vinagre (77' Jan Ziółkowski) - Ryoya Morishita, Rafał Augustyniak, Bartosz Kapustka (77' Mateusz Szczepaniak), Wojciech Urbański (58' Kacper Chodyna), Luquinhas (68' Patryk Kun) - Marc Gual (77' Tomas Pekhart).
Żółte kartki: Urbański, Gual (Legia).
Sędzia: Karol Arys (Szczecin).