Piłka nożna na ruinach Aleppo. "Wymagano publicznego hołdu dla Asada"

Getty Images / Sally Hayden / Na zdjęciu: kibice podczas meczu w Damaszku
Getty Images / Sally Hayden / Na zdjęciu: kibice podczas meczu w Damaszku

W zniszczonym wskutek wojny domowej Aleppo zorganizował pokazowy mecz, aby pokazać powrót do "normalności". Baszar al-Asad uczynił z piłki nożnej narzędzie swojej propagandy. Jego upadek jest ulgą dla wielu zawodników, którym grożono nawet śmiercią.

Rok 1910. Hussein i Nuri wrócili do Damaszku ze studiów w Bejrucie pełni nowej wiedzy, doświadczeń, ale też z nowym sportem. Pokazali innym Syryjczykom, jak wygląda futbol. Do gry wystarczyła piłka i cztery kamienie, które zastępowały bramki. Wystarczyło kilka lat, aby nowo odkryta dyscyplina zyskała popularność i z czasem stała się sportem numer jeden w kraju.

Piłka nożna na ruinach Aleppo

28 stycznia 2017 roku, Syria od kilku lat jest pogrążona w wojnie domowej. W mocno zniszczonym Aleppo zorganizowano derby piłkarskie. Al-Ittihad pokonał lokalnego rywala Al-Hurriya 2:1. Na trybunach pojawiło się sporo kibiców, część z nich wiwatowała po zdobytych bramkach, jakby w kraju wszystko funkcjonowało zgodnie z planem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Błysk byłego piłkarza Barcelony! Fantastyczny gol

Tyle że Syria w tym okresie daleka była od normalności. Sezon 2010/2011 w piłce nożnej został zawieszony, bo Asad obawiał się protestów i dużych zgromadzeń. Do niewoli trafiło wielu sportowców za to, że stanęli po stronie opozycji.

Aleppo zostało zrujnowane wskutek trwającej kilka lat wojny domowej, a reżim Baszara al-Assada odzyskał nad nim kontrolę tylko dzięki wsparciu militarnemu z Rosji i Iranu. Sam obiekt przypominał o tym, co działo się w mieście długimi miesiącami. Gdy piłkarze obu ekip wychodzili na boisko, w niektórych miejscach dało się jeszcze zauważyć ślady po bombardowaniach. Na trybunach roiło się od policji i wojskowych, którzy mieli zadbać o bezpieczeństwo.

Z meczu w Aleppo zrobiono wielkie show. Spotkanie transmitowała telewizja państwowa. Miał to być sygnał dla reszty kraju, że rząd kontroluje sytuację w mieście. Jak relacjonował dziennikarz Karim Zidan w "Sports Politika", państwowe media przeprowadziły wywiady z zawodnikami i trenerami obu klubów. Propagandowy przekaz był jasny - dziękowano za "przywrócenie szczęścia mieszkańcom Aleppo".

W trakcie spotkania nad trybunami zawisł nawet efektowny baner ze zdjęciem dyktatora, którego nie dało się nie zauważyć w telewizji.

- To była ustawka medialna, aby pokazać, że reżim odzyskał Aleppo i uczynił je bezpiecznym. Zmusili połowę mieszkańców do opuszczenia domów i teraz są rozproszeni po całym świecie. To przygnębiające, że po tym rozlewie krwi i wszystkich męczarniach, reżim zachowuje się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Grają w piłkę nożną na ruinach Aleppo - powiedział w CNN Thaer, syryjski dziennikarz, który uciekł do Turcji.

Sport jako narzędzie propagandy w rękach Asada

Baszar al-Asad, podobnie jak wielu innych dyktatorów, wykorzystywał sport do swojej propagandy. Mecz w Aleppo był tego najlepszym dowodem. Jego ojciec przez lata koncentrował się na sportach indywidualnych, wynagradzał sportowców zdobywających medale w igrzyskach arabskich, jak i występujących na igrzyskach olimpijskich.

Gdy Baszar zastąpił ojca na stanowisku prezydenta Syrii, postawił na piłkę nożną. Począwszy od 2000 roku mocno inwestował w futbol. Wierzył, że za jego sprawą może poprawić wizerunek kraju na arenie międzynarodowej.

- Przed rozpoczęciem prezydentury Baszara al-Asada trudno byłoby nazwać syryjskich piłkarzy "profesjonalistami". Zawodnicy nie dostawali stałego wynagrodzenia, nie byli znani w mediach - powiedział dziennikarz Muhammad Fares w "Sports Politika".

To właśnie na początku rządów Baszara al-Assada zainwestowano w rozwój stadionów i boisk. Piłkarze zaczęli zarabiać większe pieniądze, pojawili się nawet trenerzy z zagranicy. Równocześnie rosła kontrola dyktatora nad futbolem. To jego służby miały decydować m.in. o transferach piłkarzy. Wśród działaczy zaczęła się szerzyć korupcja i nepotyzm.

Zamieszki po meczu w Qamishli

Piłka nożna od lat oddawała też podziały, jakie funkcjonują w Syrii. W roku 2004 podczas meczu w Qamishli doszło do starcia między kurdyjskimi i arabskimi kibicami. Na stadion musiały wkroczyć siły bezpieczeństwa, a ich akcja miała się zakończyć śmiercią siedmiu osób - reżim zadbał o to, aby oficjalnie tej informacji nigdy nie potwierdzono.

Reżim Asada stanął po stronie arabskich fanów, więc następnego dnia Kurdowie wyszli na ulice. Spalili lokalne biuro partii Baas, obalili też pomnik Hafeza al-Asada. Dyktator się wściekł i wysłał do miasta wojsko. W zamieszkach zginęło co najmniej 36 osób, głównie Kurdów, a ponad 160 zostało rannych.

- Piłka nożna to upolityczniony sport, ale w przypadku Syrii jest to szczególnie widoczne. Wizerunek prezydenta zawsze wisiał na stadionach nad głowami kibiców. Od zespołów wymagano publicznego oddawania hołdu Asadowi - dodał Fares.

Wojna domowa zmieniła wszystko

Baszar al-Asad opuścił Damaszek i odnalazł się w Moskwie, gdzie otrzymał azyl polityczny. Krwawy dyktator miał zgromadzić za swoich rządów fortunę wartą co najmniej 1-2 mld dolarów. W przypadku sportu zostawił jednak spaloną ziemię. Świadczyć może o tym, że kilkadziesiąt godzin po obaleniu dyktatora strona internetowa Syryjskiego Związku Piłki Nożnej nie działa, a domena Syryjskiego Związku Olimpijskiego jest na sprzedaż.

- Rząd groził mi zakończeniem kariery i karą, jeśli nie pojawię się na obozie treningowym - powiedział w "Bleacher Report" Mohammed Jaddou, były kapitan reprezentacji Syrii, który wraz z rodzicami uciekł przez Morze Śródziemne do Europy, aby szukać schronienia.

- Rząd groził mi również, że nazwie mnie dezerterem i pozwie, jeśli kiedykolwiek opuszczę drużynę - dodał Jaddou, który niemal utonął na łodzi pełnej uchodźców. Nie chciał jednak zostawać w Syrii, bo rebelianci traktowali go jak zdrajcę, skoro grał dla drużyny narodowej. - Pociski i bomby nieraz spadały wokół naszego autokaru w drodze na mecze - podkreślał.

W środowisku piłkarskim niewielu miało tyle odwagi, co Jaddou. - Każdy z zawodników ma rodziny. Gdyby doszło do zamknięcia ligi, straciliby źródło zarobku. Państwo wykorzystało piłkę nożną, aby pokazać, że rząd funkcjonuje, choć wielu piłkarzy zginęło w trakcie wojny domowej. Oni muszą grać i udawać, że nic się nie dzieje. Reżim nie przejmuje się tym, czy żyjesz, czy jesteś martwy, dopóki dajesz mu twarz - stwierdził Muhammad Fares.

Wojna domowa w Syrii uderzyła też w sport. Liczne sankcje gospodarcze uniemożliwiły jego finansowanie. FIFA przez lata wspierała Syryjski Związek Piłki Nożnej, aż w końcu zablokowała wypłatę milionów dolarów w obawie, że fundusze trafią na działalność polityczną partii Baas lub wspomogą armię Asada.

Nie przeszkodziło to dyktatorowi, by wspierać reprezentację. Gdy w roku 2012 Syria wygrała mistrzostwa Zachodnioazjatyckiej Federacji Piłkarskiej, Asad wynagrodził każdego piłkarza mieszkaniem, pracą w rządzie i premią w wysokości 150 tys. funtów syryjskich (ok. 1400 dolarów).

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (0)