Mecz Legii Warszawa w Sztokholmie rozpoczął się od pokazu pirotechnicznego. Miejscowi kibice odpalili race, co przy zamkniętym dachu spowodowało przerwanie spotkania na kilkanaście minut.
I niestety ta przerwa nie wpłynęła zbyt dobrze na zespół Goncalo Feio. Tokmac Nguen wykorzystał trochę wolnej przestrzeni przed polem karnym, oddał niezły strzał i stojący w bramce Gabriel Kobylak nie zdołał zapobiec utracie gola.
Inna sprawa, że mógł nie widzieć piłki. Dym cały czas unosił się nad murawą. Warunki były bardzo trudne, choć sędzia ocenił, że da się grać. Jak widać (lub nie) zadanie było bardzo wymagające.
Legia już przed tygodniem pokazała, że można jej strzelić gola (a nawet dwa). Brak Radovana Pankova i Rafała Augustyniaka dał o sobie znać, bo jednak strzelający Nguen miał sporo miejsca i natychmiast to wykorzystał.
W taki sposób Legia straciła gola w Szwecji:
A to nie koniec. W czasie doliczonym gospodarze oddali kolejny strzał z dystansu i Kobylak ponownie nie był w stanie nic z tym zrobić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wszyscy łapali się za głowy. Co on zrobił?!