Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Za transfer do Galatasaray musiałeś się mocno tłumaczyć.
Przemysław Frankowski, reprezentant Polski, piłkarz Galatasaray SK: Z jednej strony bardzo cieszyłem się na nowe wyzwanie, z drugiej - tak, to prawda. Dostałem mnóstwo wiadomości od kibiców Lens.
O jakiej treści?
Kibice pisali do mnie, że słabe wynik drużyny są moją winą, bo jak ja mogłem odejść i zostawić zespół w potrzebie. Pisali: "Jesteś zadowolony? Widzisz, co teraz dzieje się z Lens?". Przegrali cztery mecze z rzędu. Jakby to była moja wina...
Jak na to reagowałeś?
Ruszyło mnie to. Mam w Lens przyjaciół, znam zagorzałych kibiców. Świetnie nam się tam żyło z rodziną. Wszystko było załatwione na tip-top. Nadszedł jednak moment, w którym musiałem podjąć decyzję. Zimą odeszło z klubu trzech kluczowych zawodników.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bomba w samo okienko. To po prostu trzeba zobaczyć!
Dlatego ty też odszedłeś?
Byłem w Lens 3,5 roku, nie myślałem o transferze w styczniu, ale pojawiła się oferta z Galatasaray. To w Turcji taki klub jak we Francji PSG pod względem zainteresowania kibiców i wielkości klubu. Lens odrzuciło pierwszą, później drugą ofertę. Zadzwoniłem do trenera i powiedziałem wprost, że chciałbym odejść i lepiej, żebym nie zagrał w ostatnim meczu z Niceą. Wiedziałem, że nie będę gotowy na sto procent. Trener przyznał, że mnie rozumie, bo wie, jak wielki klub się po mnie zgłosił. W końcu Lens przyjęło ofertę Galatasaray. To wypożyczenie z obowiązkową opcją wykupu. Zarobili przy tym dobre pieniądze (1 mln euro za wypożyczenie i 7 mln euro za transfer definitywny - red.).
Mimo to kibice uznali cię za "zdrajcę".
Odszedł nasz bramkarz, Brice Samba, kapitan drużyny, lider. Do tego jeszcze dwóch stoperów. Pojawiło się pytanie: w którą stronę chcemy iść? Nie podobało mi się podejście klubu. Mocno się osłabiliśmy. Przeżyliśmy świetne momenty, graliśmy w Lidze Mistrzów. Bardzo zżyłem się z kibicami. Grałem z kontuzjami, ze złamanym nosem. Nie narzekałem, ciężko pracowałem. Koniec końców, gdy odchodziłem, w jedną sekundę zmieniło się do mnie nastawienie, wszyscy o tym zapomnieli. To mnie najbardziej boli.
Wahałeś się, czy przyjąć tę ofertę?
Moim zdaniem zrobiłem krok w przód w mojej karierze. Galatasaray to klub, który walczy o mistrzostwo Turcji dające bezpośredni awans do Ligi Mistrzów. Chciałem tam trafić.
I tak zrobiłeś. Do Turcji leciałeś prywatnym jetem.
Pokazało mi to, z jak dużym klubem mam do czynienia. Prywatny jet czekał na mnie pięć dni, aż klub zaakceptuje ofertę. Odleciał w końcu z Lille do Stambułu ze mną na pokładzie. Byłem w lekkim szoku. Czułem się, jakby film kręcili. Prywatny odrzutowiec podstawiony specjalnie po mnie, a na miejscu przywitały mnie tłumy, kibice, kamery. Od razu udzieliłem wywiadu na żywo. Agenci uprzedzali, że będzie gorąco. Fajne przeżycie, nie wyobrażałem sobie czegoś takiego.
Na mieście fani też pokazują, że wiedzą, kim jestem. Nawet moją żonę rozpoznają, gdy idzie z dziećmi. Zawsze znajdzie się dla niej miejsce w restauracji, jeśli wszystkie miejsca są już zarezerwowane. Nie będzie nam łatwo pójść z dziećmi do parku. W Turcji kibice dosłownie muszą cię dotknąć, lubią to.
A sama liga czym się różni w porównaniu do Francji?
Taktycznie drużyny są dobrze przygotowane. Rywale w meczach z nami ustawiają się nisko i trudno znaleźć lukę, żeby przełamać obronę. Na pewno intensywność gry jest większa we Francji. Początkowo miałem grać na wahadle, ale przeszliśmy na ustawienie z czwórką obrońców i tak zostało. Ja się czuje dużo lepiej na wahadle niż na prawej obronie, ale najważniejsze, że występuję regularnie.
Otoczka meczów też jest w Turcji ciekawa.
Są częstsze przerwy w grze, bo sędziowie lubią pogadać. Czasem podejmują dziwne decyzje, dają dziwne kartki. Nie uzasadniają tego, a jak to robią, to bardzo się to dłuży. Krzysiek Piątek mówił, żebym machnął ręką i nie dyskutował, bo i tak z nimi nie wygram.
Kibice natomiast reagują żywo, żyją meczem, oglądają na stojąco. Jechaliśmy na spotkanie z Fenerbahce z naszej bazy, a fani przemieszczali się równo z naszym autokarem i nic nie robili sobie z eskorty policji. Wyciągali telefony, wszystko nagrywali. Kibiców Galatasaray jest mnóstwo. Na wyjazdach witają nas już na lotnisku. To naprawdę duży klub.
Dużo się uśmiechasz mówiąc o Galatasaray.
Dostałem kopa energetycznego, potrzebowałem tego bodźca, zmiany. Zacząłem od zera. Muszę cisnąć, by zbudować taką pozycję, jaką miałem w Lens. To też mentalnie mnie buduje i nakręca. Czuje, że się rozwijam.
Miałeś wcześniej inne oferty?
Miałem lepszy sezon niż ten obecny, gdy graliśmy w Lidze Mistrzów, ale żadne konkretne propozycje nie przychodziły, bardziej zapytania. Dlatego to też mnie skłoniło do transferu już teraz, choć w Lens sugerowali, żebym zaczekał do czerwca. Byłem w Lechii, w Jagiellonii, w Chicago i w Lens. Zawsze szukałem drużyn, w których się rozwinę i pójdę do przodu. Nie na dziko, a z głową. Szedłem tam, gdzie mogłem grać.
Duże jest ego w szatni Galatasaray?
To nie ego, ale czuć, że piłkarze grali na wysokim poziomie. Są jednak luźni, bardzo w porządku. Mają spokój, nikt się nie spieszy, nie ma "spiny". Jest natomiast uśmiech na boisku i jakość.
Czekają nas teraz bardzo łatwe spotkania w kwalifikacjach do mundialu 2026 z Litwą i Maltą, ale poprzednie eliminacje Euro 2024 też miały być przyjemne.
Z Litwą musimy pokazać od pierwszej minuty, że jesteśmy lepszą drużyną. Tak jak z Estonią w barażach o Euro. Wtedy było 5:1. Szybki gol na pewno uspokoi sytuację, pozwoli nam kontrolować spotkanie, bo Litwa może stanąć z tyłu i czekać na kontrataki.
Zabolał was spadek do dywizji B Ligi Narodów?
Na pewno. Wydaje się, że jesteśmy lepszą drużyną od Szkocji. OK, zebraliśmy doświadczenie w meczach z Chorwacją i Portugalią. W dywizji B nie ma takich zespołów i możemy rywalizować z drużynami na naszym poziomie. Spotkanie z Portugalią w Porto oglądałem w telewizji i w pierwszej połowie prezentowaliśmy się dobrze, byliśmy od nich lepsi. Brakowało tylko gola.
Gdybyśmy trafili do bramki, to kto wie, jakby się ten mecz potoczył. Z Chorwacją w Warszawie też były emocje. Ze Szkocją również. Inna byłaby narracja, gdybyśmy te spotkania wygrali. Kibice doceniliby ofensywną grę. Liczy się jednak wynik.
Lepiej grać z lepszymi, ale przegrywać, czy ze słabszymi, ale wygrywać?
Dobre pytanie. Mecze z lepszymi reprezentacjami dużo nam dają, bo możemy zrobić analizę i ocenić, jakie mamy braki. Z drugiej strony - wynik podbudowuje. Jest wynik, to wszystko jest OK. Atmosfera rodzi się po wygranych. Z Portugalią czy Hiszpanią trudno o zwycięstwa - trzeba na to patrzeć realistycznie. Wracając do pytania: jeden i drugi wariant przynosi pozytywy, ale wynik jest najważniejszy.
O co walczycie w tych eliminacjach?
O pierwsze miejsce. Chcemy uniknąć gry w barażach.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty