Grał w Jagiellonii i Widzewie. "W tym mieście czuję się jak w domu"

Getty Images / MB Media / Na zdjęciu: Nika Dzalamidze
Getty Images / MB Media / Na zdjęciu: Nika Dzalamidze

- Myślę, że niebawem więcej Gruzinów pojawi się w Ekstraklasie. - mówi WP SportoweFakty Nika Dzalamidze, który w przeszłości grał w Jagiellonii Białystok i Widzewie Łódź.

W 2011 roku Nika Dzalamidze błysnął w Widzewie Łódź, a w latach 2012-15 był jednym z kluczowych piłkarzy Jagiellonii Białystok. Łącznie dla nich oraz podczas kilkumiesięcznego epizodu w Górniku Łęczna w sezonie 2016/17 zagrał 112 meczów w PKO Ekstraklasie, strzelił 10 goli i miał 19 asyst. W tamtym okresie zadebiutował też w reprezentacji Gruzji, dla której przez całą karierę zaliczył łącznie 7 występów.

Przed zaplanowanym na niedzielę 27 lipca o godz. 17:30 spotkaniem ligowym Jagiellonii i Widzewa sprawdziliśmy co słychać u 33-latka.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co oni zrobili! Niesamowity gol w ósmej sekundzie

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Czy zbliżający się mecz Jagiellonii Białystok i Widzewa Łódź wywołuje u pana szczególne emocje?

Nika Dzalamidze, były piłkarz m.in. Jagiellonii i Widzewa: Bardzo dobrze wspominam moje pierwsze kroki w Polsce i czas w Łodzi. Zawsze z przyjemnością wracam do tego okresu. Białystok to dla mnie również szczególne miejsce. Kocham oba kluby i życzę im powodzenia w tym sezonie.

Jakiego meczu oczekuje pan ze strony Jagiellonii i Widzewa? Latem zagrały ze sobą sparing, który zakończył się niespodziewanym wynikiem 1:7.

To na pewno będzie zupełnie inne spotkanie i nie sądzę, żeby tamten rezultat miał jakikolwiek wpływ. W okresie przygotowawczym zawodnicy grają przy dużych obciążeniach, a trenerzy stosują rotacje i nie da się tego przełożyć na warunki ligowe. Początek sezonu zawsze bywa trudny, a zwłaszcza kiedy jest mało czasu na odpoczynek. Myślę, że Jaga i w tym sezonie będzie walczyć o najwyższe cele bez względu na słabszy start.

W obu klubach latem doszło do sporych zmian. Widzew został zakupiony przez milionera Roberta Dobrzyckiego i zyskał sytuację, o której w pana czasach ten klub mógł tylko pomarzyć.

Niestety za moich czasów Widzew rzeczywiście był w poważnym kryzysie finansowym, a w piłce nożnej pieniądze odgrywają bardzo dużą rolę. Cieszę się, że wzmocnili się pod tym względem, pozyskali lepszych piłkarzy i jestem pewny, że z czasem przełoży się to na dobre wyniki.

W Jagiellonii możliwości pod tym względem są zdecydowanie mniejsze, ale nie przeszkodziło to jej zdobyć historycznego mistrzostwa Polski i wyrównać najlepszego dla tutejszych klubów wyniku w Europie w XXI wieku.

To po prostu efekt dobrej pracy całego klubu. Nie ukrywam, że bardzo cieszą ostatnie lata Jagi. Bardzo kocham ten klub i to miasto. W poprzednim sezonie byłem na kilku meczach i obecność tam sprawiła mi ogromną przyjemność. Miło było też spotkać się ze starymi przyjaciółmi. Kilka razy byłem w Białymstoku po zakończeniu kariery i zawsze czuję tam serdeczność ze strony ludzi. W tym mieście czuję się jak w domu.

Pan spędził tam 3,5 roku, które przypominało jazdę rollercoasterem: rozczarowanie na starcie, później świetna forma przerywana dwiema ciężkimi kontuzjami i w końcu bardzo udany powrót do gry zakończony historycznym ówcześnie wynikiem Jagiellonii w lidze.

W Jadze wszystko było idealnie, dopóki nie doznałem poważnej kontuzji. Tamten uraz kolana mocno wpłynął na całą moją karierę, bo po nim straciłem wcześniejszą pewność siebie. Mimo to sezon przed odejściem z klubu był naprawdę dobry, a nam niewiele zabrakło do mistrzostwa. Gdybym jednak mógł cofnąć czas, to jedyną rzeczą, którą bym zmienił, byłby mój transfer do Turcji. Zastałem tam zupełnie inną sytuację niż mi obiecywano i się spodziewałem. Z perspektywy uważam, że to był błąd. Nie grałem i później trudno było już wrócić do wcześniejszej formy.

Zakończył pan karierę w niezbyt zaawansowanym sportowo wieku 30 lat. Co o tym zdecydowało?

Ciężkie kontuzje, które przeszedłem. To one ostatecznie skłoniły mnie do podjęcia tej decyzji. Przeszedłem kilka operacji więzadeł krzyżowych w obu kolanach i pod koniec grania bardzo odczuwałem ból po obciążeniach. Wtedy też zrozumiałem, że lepiej będzie zakończyć zanim dojdzie do jeszcze poważniejszych konsekwencji.

Aktualnie pracuje pan jako agent. W Gruzji chyba nie brak obecnie talentów?

W Gruzji jest bardzo wielu utalentowanych piłkarzy. Nieprzypadkowo mamy już zawodników na najwyższym poziomie w topowych klubach. To mały kraj, w którym piłka nożna jest jednak bardzo kochana i każdy się na niej zna. A teraz jeszcze przeżywamy prawdziwy boom dzięki wynikom reprezentacji.

Reprezentacja zaimponowała podczas Euro 2024, ale takich wyników brakuje klubom. Jeszcze nigdy nie udało się im dostać do fazy grupowej ani ligowej europejskich pucharów.

Niestety jest duża różnica między poziomem piłki klubowej a reprezentacyjnej. Sukces drużyny narodowej to zasługa świetnego pokolenia zawodników, którzy grają w czołowych ligach oraz trenera, który zdołał zjednoczyć tych piłkarzy. Piłka klubowa w Gruzji potrzebuje czasu, finansów i właściwego kierunku, aby tutejsze zespoły mogły rywalizować przynajmniej w Lidze Konferencji.

W pana czasach w Ekstraklasie grało kilku reprezentantów Gruzji, a obecnie takim jest tylko Otar Kakabadze w Cracovii. Z czego to wynika?

Przede wszystkim dziś mamy Chwiczę Kwaracchelię, który przetarł szlak do najlepszych lig. Dzięki temu zawodnicy z Gruzji trafiają bezpośrednio do lig TOP5. Za moich czasów było to bardzo trudne dostać się od razu do Serie A czy Bundesligi. Dziś jest duże zainteresowanie gruzińskimi piłkarzami. Niemniej myślę, że niebawem więcej Gruzinów pojawi się w Ekstraklasie.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści