Piorun uderzył w boisko w Opawie w piątek, 1 sierpnia, tuż przed godziną 17:00. Jeden z przebywających na nim chłopców stracił przytomność i przestał oddychać. Świadkowie zdarzenia natychmiast zawiadomili służby. Pierwsi ratownicy medyczni dotarli na miejsce w ciągu pięciu minut. W międzyczasie pracownicy klubu rozpoczęli reanimację, korzystając z instrukcji udzielonych przez operatorkę numeru alarmowego.
- U chłopca doszło do zatrzymania akcji serca, miał też oparzenia w kilku miejscach na ciele. Załogi ratunkowe kontynuowały resuscytację poprzez uciskanie klatki piersiowej, a także zapewniły dostęp do obwodowego naczynia żylnego, by podawać niezbędne leki i płyny infuzyjne - mówiła Jana Sedovicova, rzeczniczka morawsko-śląskiej służby ratowniczej. Jej słowa przytacza lokalny serwis opavsky.denik.cz.
ZOBACZ WIDEO: Reprezentant Polski w nowym klubie. Właśnie przeszedł "chrzest"
- Lekarz zaintubował drogi oddechowe i podłączył chłopca do respiratora. Po zastosowaniu impulsu defibrylacyjnego, w czwartej minucie rozszerzonej resuscytacji, udało się przywrócić akcję serca – dodała.
Poszkodowany został przetransportowany śmigłowcem do szpitala w Ostrawie. Pracujący tam lekarze określili jego stan jako "poważny, ale stabilny".
Pomocy medycznej wymagało również osiem innych osób, które przebywały wtedy na boisku - siedmiu nastolatków i jeden dorosły. Ratownicy zdecydowali o skierowaniu ich do szpitali w Opawie, Krnovie i Ostrawie. Podkreślono jednak, że życie żadnego z nich nie było zagrożone.
Niedługo później klub SFC Opawa wydał komunikat ws. tego zdarzenia. Podkreślono w nim, że gdy trwał trening, nic nie zapowiadało niespodziewanego uderzenia pioruna. - Wydarzeniu nie towarzyszyły żadne zjawiska meteorologiczne, które mogłyby sugerować nadchodzącą burzę - informował prezes Jan Hruska.