Czwartkowe spotkanie było dla Lecha już 75. potyczką w europejskich pucharach. Nie ulega wątpliwościom, że zostanie zapamiętane na długo, bo takiego blamażu w stolicy Wielkopolski nie oglądano już dawno.
Różnica klas okazała się zbyt duża, choć początek tego meczu wcale nie zapowiadał takiego pogromu ze strony przyjezdnych. Lechici potrafili korzystać z wolnych przestrzeni na boisku, szukali swoich okazji pod bramką rywala. Dobrą grę popsuł jednak kolejny błąd w defensywie, z którego skorzystali goście.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Cristiano Ronaldo ciągle to ma. Ale przymierzył!
W polu karnym po zamieszaniu najlepiej odnalazł się Patrik Hrosovsky, którego obecność w wyjściowej jedenastce była zaskoczeniem, bo każdy spodziewał się, że na "dziesiątce" pojawi się największy talent KRC Genk, Konstantinos Karetsas. Słowak stał się bohaterem swojej drużyny, bo kwadrans po pierwszym golu dołożył drugiego i wykazał się ogromnym doświadczeniem.
Lechici potrafili nawiązać walkę pomiędzy dwiema straconymi bramkami. Gospodarze skorzystali z chwilowej niefrasobliwości Belgów i po udanej kontrze gola strzelił Filip Jagiełło. To było jednak wszystko, co miał do zaoferowania mistrz Polski w pierwszej połowie.
Gra defensywna posypała się całkowicie wraz z opuszczeniem boiska przez Antonio Milicia, który dołączył do listy kontuzjowanych. Z perspektywy trybun wyglądało to na kontuzję mięśniową i może oznaczać dłuższą przerwę od grania.
Po upływie trzydziestu minut rozpoczął się koncert przyjezdnych. Najpierw błąd przy stałym fragmencie i trzeci gol autorstwa Bryana Heynena, a po chwili rzut karny podyktowany za nieprzemyślane i spóźnione wejście w przeciwnika.
Bartosz Mrozek stanął na wysokości zadania i popisał się kapitalnymi paradami. W pierwszej kolejności broniąc jedenastkę, a po chwili także dobitkę z kilku metrów. Uderzał napastnik Hyeon-Gyu Oh, który długo nie musiał martwić się po niewykorzystanym rzucie karnym.
Dwie minuty później otrzymał celne dośrodkowanie w pole karne i z bliskiej odległości zrobił swoje. A mógł w tym meczu spokojnie zgromadzić hat-tricka, tylko dwukrotnie trafiał w słupek.
Gwizdek na przerwę wybrzmiał przy akompaniamencie gwizdów z trybun, a wielu kibicom przeszła pewnie także myśl o przedwczesnym opuszczeniu stadionu.
Po zmianie stron nie trzeba było długo czekać na kolejnego gola. Tym razem trafili gospodarze, ale do własnej bramki. Pechowe wejście na boisko zaliczył Michał Gurgul, który po przerwie zmienił Alexa Douglasa i to on po dwóch minutach był autorem samobójczego trafienia.
Mistrzowie Polski próbowali zmniejszyć rozmiary porażki, a okazji do tego nie brakowało. Dało się obejrzeć kilka fragmentów, w których "Kolejorz" prezentował się lepiej, choć nie był to żaden wyczyn, gdy przeciwnik miał spokojną zaliczkę w postaci pięciu bramek.
Mikael Ishak opuścił boisko w końcowym kwadransie i nie zdołał wpisać się na listę strzelców, a zatem świętowanie setnego gola w barwach Lecha Poznań musi ponownie odłożyć na kolejne spotkanie.
Losy tego dwumeczu wydają się być rozstrzygnięte. Rewanżowe spotkanie "Kolejorz" rozegra już w następny czwartek na Cegeka Arenie w Genk. Początek meczu zaplanowano na godz. 20.
Lech Poznań - KRC Genk 1:5 (1:4)
0:1 - Patrik Hrosovsky 10'
1:1 - Filip Jagiełło 19'
1:2 - Patrik Hrosovsky 25'
1:3 - Bryan Heynen 34'
1:4 - Hyeon-Gyu Oh 40'
1:5 - Michał Gurgul 48' (sam.)
Składy:
Lech: Bartosz Mrozek - Alex Douglas (46. Michał Gurgul) , Mateusz Skrzypczak, Antonio Milić (25. Wojciech Mońka), Joao Moutinho - Gisli Thordarson (60. Timothy Ouma), Antoni Kozubal - Luis Palma, Filip Jagiełło, Leo Bengtsson (60. Bryan Fiabema) - Mikael Ishak (78. Kornel Lisman)
Genk: Tobias Lawal - Zakaria El Ouahdi, Mujaid Sadick, Matte Smets, Joris Kayembe - Bryan Heynen (78. Konstantinos Karetsas), Ibrahima Bangoura (90. Nikolas Sattlberger) - Jarne Steuckers (70. Junya Ito), Patrik Hrosovsky, Yira Sor (70. Noah Adedeji-Sternberg) - Hyeon-Gyu Oh (78. Tolu Arokodare)
Żółte kartki: Moutinho (Lech) - Smets, Steuckers, Bangoura (Genk)
Sędzia: Donatas Rumsas (Litwa)