Lech Poznań w czwartkowy wieczór zmierzy się z KRC Genk w rewanżowym spotkaniu IV rundy el. Ligi Europy. Mistrzowie Polski przed własną publicznością ulegli rywalowi aż 1:5, więc szanse na awans są w tym momencie wręcz iluzoryczne.
Były zawodnik "Kolejorza" oraz reprezentant Polski Marcin Kikut opowiedział nam o swoich przewidywaniach na ten mecz, o spostrzeżeniach na temat gry Lecha oraz pożegnaniu z Bartoszem Salamonem.
Jakub Kowalski, WP SportoweFakty: Serce pewnie wierzy w awans w Lecha, ale głowa absolutnie temu zaprzecza...
Marcin Kikut, były zawodnik Lecha Poznań (2006-12): W piłce nie ma rzeczy niemożliwych, ale to byłby ewidentny cud. Z perspektywy tych pięciu bramek straconych, aktualnej formy i sytuacji kadrowej jest to bardzo mało prawdopodobne. Nie można tego całkiem wyzerować, bo zobaczymy, jak się ułoży początek tego meczu. Dwie szybko strzelone gole pewnie drużynę napędzą. Miejmy na uwadze aktualny status, czyli bardzo solidną drużynę belgijską, która oczywiście będzie rozluźniona i może wyjdzie w innym składzie. Na pewno zadziała mental, ale czysto piłkarsko, taki wynik będzie niezwykle ciężko odrobić.
ZOBACZ WIDEO: Jest pomysł niezwykłej walki. Lampe będzie się bić z... Gortatem?
W jaki sposób mentalnie podejść do takiego spotkania, jeśli w pierwszym meczu przegrywasz u siebie 1:5?
Każdy zawodnik musi zajrzeć indywidualnie w poczucie własnej wartości. Piłkarz grający od zawsze w Lechu nie godzi się na to, żeby przegrywać i być słabszym. Ma swoje ambicje i to jest w tej drużynie wymagane. Odcinając się od zewnętrznych bodźców, oni mają sobie coś do udowodnienia. Przed nimi cały sezon ligowy, europejskie puchary. Żeby uniknąć regresu mentalnego i piłkarskiego, powinni zagrać dla siebie z mocnym naciskiem na dobry wynik. To jest taki mecz, który drużyna gra wewnętrznie pod wzmocnienie swojej pewności na dalszą część sezonu. Należy oczekiwać od Lecha, że skromnym zwycięstwem 1:0 nas poczęstują.
Defensywa Lecha zupełnie zawodzi, a przecież to formacja, którą klub poskładał najszybciej. W przypadku Mateusza Skrzypczaka decyduje pech czy dodatkowa presja nałożona na wychowanka, który wraca, by wykorzystać szansę, której mu wcześniej nie dano?
Okoliczności powrotu są trudne. Od razu ten chłopak wskakuje na eliminacje Ligi Mistrzów, a to bardzo wysoki poziom. Na pewno trochę ta presja i okoliczności nie do końca sprzyjają aż tak mocnemu wejściu. Oczekiwania wobec Mateusza i całej defensywy są olbrzymie. Mimo chęci, ciężko mi obronić to, że takie błędy się zdarzają, bo to spoczywa na chłopakach. Ubrałbym to w całokształt drużyny i może akurat Mateusz nie jest teraz w najlepszej dyspozycji, ale to bardzo solidny, wartościowy i perspektywiczny obrońca. Na pewno to trudne wejście przyniesie mu dużo korzyści w przyszłości.
Podoba ci się aktualny projekt Nielsa Frederiksena?
Filozofia otwartego i ofensywnego futbolu mi się podoba. Trzeba jednak budować zespół od tyłu, bo nie od dziś wiadomo, że jak nie tracisz bramki, to nie przegrywasz meczu. Pozwolę sobie przytoczyć nasz awans do Ligi Europy w 2010 roku. W obu meczach ze znacznie wyżej notowanym Dnipro Dniepropietrowsk nie straciliśmy bramki i zdobyliśmy tylko jedną, ale się udało. Spojrzenie kibiców w kierunku trenera ma pewnie głębszą wartość, bo w europejskich pucharach warto zagrać brzydszy futbol kosztem widowiska, ale zyskać "zero" z tyłu, które pozwala lepiej takim dwumeczem zarządzać.
Jak odniósłbyś się do rozstania z Bartoszem Salamonem? Czy Lech powinien w takim wypadku stawiać na szerszą komunikację?
Dosyć tajemnicza sytuacja. Nie uważam, żeby to było dobre dla drużyny, dla całej otoczki i samego zawodnika. Załóżmy, że mamy piłkarza, który jest trzymany "pod prądem" i nawet jeśli jest szósty, czy siódmy na liście obrońców, to zgłasza swoją gotowość do gry. Trener dodatkowo liczy na jego doświadczenie, na formę, która jest budowana z całym zespołem. To jest dodatkowy atut dla drużyny.
W sytuacji, gdy kontuzję łapie Milić, wchodzi doświadczony Salamon i jeśli prezentuje swoją formę, to wprowadza spokój w defensywie. Takie długoterminowe spoglądanie na Bartka w obliczu niestabilnej sytuacji nie pomogło nikomu. Warto to po męsku i klarownie zakomunikować, uporządkować. To sprzyja takiej harmonii w drużynie.
Przypomnisz, jak wyglądało twoje pożegnanie z "Kolejorzem"?
My pożegnaliśmy się bardzo po dżentelmeńsku. Wszystko odbyło się na bardzo wysokim poziomie kultury osobistej. Otrzymaliśmy z Dimą Injaciem pamiątkowe koszulki na jednym z meczów już po wygaśnięciu kontraktu. Moim zdaniem to była klasa i wszystko odbyło się tak, jak trzeba.
Dlaczego twoim zdaniem teraz zabrakło podziękowania Bartkowi? Klub poinformował o chęci zorganizowania takiego wydarzenia, ale na razie stanęło tylko na komunikacie w mediach społecznościowych.
Obronię klub, bo grafik jest teraz niezwykle napięty. Cała ta sytuacja i wyniki są teraz na ostrzu noża. Iskrzyło między Bartkiem a trenerem, więc klimat nie sprzyja teraz takim wydarzeniom. Niech kurz opadnie. Bartek powinien pojawić się na oficjalnym pożegnaniu, bo zrobił dla tego klubu bardzo dużo i osiągnął niesamowite sukcesy. Myślę, że włodarze dopilnują, żeby tak się stało.
Jakub Kowalski, dziennikarz WP Sportowe Fakty
Pierwszy gwizdek sędziego w rewanżowym spotkaniu Lecha z Genkiem wybrzmi o godz. 20. Relacja tekstowa dostępna w WP Sportowe Fakty.
Chyba Belgów napędzą.
Lecha od dłuższego czasu nie idzie oglądać.
Wszędzie braki pod każdym względem a ty bredzisz o j Czytaj całość