Roberta Lewandowskiego trudno nawet oceniać za ten występ. Na Stamford Bridge wcielił się w rolę widza, a Barcelona przegrała 0:3.
Początek meczu zapowiadał się obiecująco, kapitan reprezentacji starał się być aktywny. Wykazywał zaangażowanie w odbiorze, pomagał swoim kolegom wychodząc do podania nawet na własną połowę. Trzeba oddać napastnikowi, że dobrze utrzymywał się przy piłce, czym dawał drużynie oddech. Wygrał też kilka pojedynków główkowych.
ZOBACZ WIDEO: Była 10. sekunda meczu. Niebywałe, co zrobił bramkarz
Wydawało się, że Polak za chwilę rozkręci się także w ofensywie, ale tak się nie stało. Lewandowski w polu karnym rywala tylko raz dotknął piłkę, ani razu nie stworzył zagrożenia pod bramką Chelsea.
Jeszcze bardziej niewidoczny, a momentami bezsilny był choćby Lamine Yamal, a także Frenkie de Jong czy Ferran Torres.
W dalszej fazie meczu Lewandowski został wyłączony z gry. Hansi Flick nazwał go najlepszym napastnikiem w ostatniej dekadzie, ale widząc, co dzieje się na boisku, zmienił go już po godzinie gry.
Gdy Lewandowski schodził do szatni, można było pomyśleć: zaraz, to Polak był jeszcze na boisku?
Kataloński "Sport" nazwał piłkarza "nieobecnym" w tym spotkaniu i trudno z tym polemizować.
Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że głośniej niż o Lewandowskim na Stamford Bridge było o Wojciechu Szczęsnym. Bramkarz był rezerwowym, nie grał, ale podczas przedmeczowej rozgrzewki rozgrzał sektor fanów Barcelony, przy którym kopał piłkę. Trybuny skandowały: "Szczęsny, fumador", czyli "palacz".
Kibice z dopingiem dla Wojciecha Szczęsnego: "Szczęsny palacz." #ChelseaBarça https://t.co/NPFecj9JUA
— BarcaInfo (@_BarcaInfo) November 25, 2025
Kibice Barcy z dużą sympatią podchodzą do luźnego stylu bycia zawodnika i faktu, że Szczęsny nigdy nie krył się ze słabością do tytoniu.
Był to jeden z nielicznych sympatycznych momentów, który fani gości przeżyli we wtorkowy wieczór. Barcelona nie była nawet tłem dla gospodarzy. Trener Enzo Maresca pozbawił mistrzów Hiszpanii wszystkich atutów w rozegraniu. Piłka właściwie nie przechodziła na połowę gospodarzy, dlatego ofensywa zespołu Hansiego Flicka nie istniała.
A mogło być zupełnie inaczej. Gdyby Ferran Torres tylko trafił w światło bramki z bliskiej odległości na początku spotkania, byłoby 1:0 dla Barcelony. Później jednak goście dali się zdominować Chelsea.
Trudno było spodziewać się czegoś więcej po Lewandowskim, gdy słabo prezentował się cały zespół. Załamanie przyszło jednak niespodziewanie, po serii dobrych wyników Barcelony i zwyżki formy Polaka. - Wrócił w fantastycznej dyspozycji i pokazywał to w każdym meczu - powiedział Hansi Flick przed meczem w Londynie.
Ostatnio Lewandowski zdobył hat tricka z Celtą Vigo (4:2), strzelił gola z Athletikiem Bilbao (4:0), miał asystę i bramkę w reprezentacji, ale z Chelsea przedłużył serię bez gola w Champions League do czterech spotkań z rzędu.
Tak złej passy w tych rozgrywkach nie miał jeszcze nigdy. Dotąd najpóźniej trafił do bramki rywala w swoim trzecim meczu LM.
Lewandowski dalej pozostaje najskuteczniejszym z najstarszych napastników występujących w drużynach z pięciu topowych lig w Europie. We wtorek w Londynie miał aż dziewięć lat więcej od drugiego najstarszego gracza na boisku, ale nie wyglądał, jakby spieszył się na emeryturę.
To ciągle trzeci najlepszy strzelec w historii występów w Lidze Mistrzów, ma 105 goli na koncie, a wyprzedzają go tylko Cristiano Ronaldo (140) i Leo Messi (129).
O poprawienie dorobku powinno być napastnikowi łatwiej w pozostałych spotkaniach Ligi Mistrzów. Przed Barceloną jeszcze mecze z Eintrachtem Frankfurt, Slavią Praga i FC Kopenhagą.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty